Rozdział 20

142 28 20
                                    

– Ale co ty właściwie chcesz zrobić? – Katana zadała to pytanie po raz dziesiąty tego popołudnia. Jechali od godziny, więc męczyła tym pytaniem Akceina raz na jakieś sześć minut. Wcześniejsze próby dowiedzenia się czegokolwiek Akcein zbywał machnięciem ręki, bądź bezsensowną odpowiedzią w stylu Yyy... Kaszanka? Dziewczyna nie miała pojęcia co do tego wszystkiego ma kaszanka, ale Akcein ciągle gadał o jakimś obiedzie, czy o czymś takim. Teraz jednak kurierka usłyszała coś innego niż przepis na udany posiłek.

– Pojedziemy do Skandii mając nadzieję, że nie wpadniemy w ręce Temudżinów. Powiemy Erakowi o tym, co widzieliśmy i co przypuszczamy, on przygotuje armię i razem z oddziałem łuczników, którzy tam stacjonują pokonają naszych kochanych najeźdźców. My wtedy poszukamy tego miecza i coś z nim zrobimy. To tyle – popatrzył na Katanę. Ona wydęła wargi. W zamyśleniu skierowała swoją Neckly bliżej chłopaka.

– W twoich ustach tak prosto to brzmi.

Akcein kiwnął głową.

– Wiem, to nad tym zastanawiałem się przez ostatnią godzinę. Za łatwe to.

Katana spojrzała na niego sceptycznie.

– Myślałam, że wymyślasz menu na obiad rodzinny. Gadałeś o kaszance, ziemniakach i tego typu rzeczach.

Akcein spojrzał na nią w szczerym zdumieniu.

– Na prawdę tak mówiłem?

Katana potwierdziła z wielkim uśmiechem:

– Tak, naprawdę tak mówiłeś.

*****

– Mamy towarzystwo – Akcein wstał i otrzepał kolana z piasku. Przed chwilą analizował znalezione na drodze ślady.

Katana zapytała cichym głosem, jakby w obawie, że ktoś ją usłyszy:

– Kto to?

Akcein spojrzał na nią lekko znudzonym wzrokiem.

– A jak myślisz?

– Temudżini – Katana wyrzuciła to w westchnięciu. – Zaledwie pół godziny temu mówiłeś, że będziemy ich unikać. Co za ironia losu!

– Tak, ale są daleko. Dzień drogi przed nami.

– W takim razie nie zdążymy na czas ostrzec Skandian!

Akcein filozoficznie wzruszył ramionami.

– No nie, ale możemy się postarać wyprzedzić tych milutkich wojowników.

Katana gwałtownie pobladła.

– Skandianie nie zdążą się przygotować do walki!

Akcein właśnie również miał oddać się depresji, gdy przypomniał sobie jedną małą, aczkolwiek ważną rzecz. Spadła na niego taka ulga, że zaczął chichotać. Po chwili chichot zamienił się w tłumiony śmiech, a ten w końcu niepowstrzymanie zaczął robić się coraz głośniejszy. Akcein śmiejąc się usiadł, a właściwie położył na ziemi i dalej się zwijał ze śmiechu. Katana patrzyła na niego jak na kogoś niespełna rozumu.

– Akcein, wszystko w porządku?

Chłopak nie mógł nic powiedzieć więc dalej śmiał się wniebogłosy. Katana zsiadła z konia, pochyliła się nad nim i po raz drugi zapytała się o to samo, naprawdę już zaniepokojonym głosem:

– Akcein, wszystko w porządku? Może to jakaś choroba? Oddychaj, co? – ostatnie zdanie wypowiedziała wcale nienadaremnie. Jej towarzysz dusił się ze śmiechu. Po chwili jednak udało mu się uspokoić. Przynajmniej częściowo.

– My podążamy śladem oddziału zwiadowczego, a nie tropem kilkutysięcznej armii!

Katana wyglądała tak jakby Akcein właśnie powiadomił ją o tym, że duch jakiegoś praprapradziadka jakiejś prapraprababci istnieje i właśnie tańczy dziki taniec na środku drogi, a ona go wcale nie zauważyła. Przed chwilą zamartwiała się o losy Skandii i o stan zdrowia chłopaka,
a on mówi jej o tak oczywistej rzeczy, która jest prawdą i którą pominęli. Stała tak przez chwilę,
a potem zapytała ze złością:

– I to niby było takie śmieszne?!

Akcein w sposób zupełnie do niego niepodobny odparł zwyczajnie i bezczelnie:

– Tak.

*****

Młoda kurierka zauważyła, że Akcein jest jakiś taki ponury. Dziwne, bo półgodziny temu to on odkrył, że ich sytuacja nie jest taka poważna jak im się wydawało. Katana nie miała pojęcia co mogło zaprzątać mu głowę. Jest zwiadowcą – ta myśl musiała wystarczyć jej za wyjaśnienie.

W tym samym czasie Akcein zastanawiał się nad ważną częścią ich planów – co mieli powiedzieć oberjarlowi Skandii? Ich przepuszczenia opierały się głównie na domysłach. Przecież chłopak usłyszał fragment rozmowy o nieudolnym myśliwym i ledwie wspomnienie o bursztynowym cacku – wcale nie musiał to być ten Miecz, o którym myśleli. Gdyby opowiadali o tym Skandianom mając na dowód kilkutysięczną armię wschodnich wojowników za plecami brzmiałoby to zupełnie inaczej niż snucie przepuszczeń na podstawie krótkiego dialogu zasłyszanego w obozie garstki Temudżinów. Właściwie, Akcein mógł zaproponować Katanie powrót do szukania bursztynowego serca, nic ich tu nie trzymało. Ale chłopak miał przeczucie, że dzieje się coś złego, coś co niesie ze sobą wiele zniszczeń, co zabierze z tego świata wiele ludzkich istnień. No, i czemu Temudżini szukają Bursztynowego Miecza? Dlaczego i on czuje pociąg do tej broni?

W rzeczywistości i Akcein i Katana wyolbrzymiali całą tą tajemniczą sprawę. Byli młodzi, pragnęli przygód, dla takich osób wystarczyło najmniejsze wykroczenie od normy, by zaczęli podejrzewać jakąś zbrodnię.

– Nie powiem im przecież, że zżera mnie strach przed wymyśloną przeze mnie bajką! – ostatnie zdanie chłopak mimowolnie wypowiedział na głos.

Katana obróciła się na dźwięk jego gniewnego głosu.

– Wszystko w porządku?

Akcein gniewnie prychnął.

– Nie – widząc jej dość dziwną minę dodał bardziej już opanowanym głosem. – To znaczy, yyy... Mam małego doła.

– To postaraj się go zakopać. Lżej ci się zrobi.

Akcein popatrzył na nią zdziwiony tym pouczeniem.

– Szczerze, to mogłabyś zostać filozofem.

Skierowali konie w stronę jeziora leżącego na północnym-wschodzie. Musieli uzupełnić zapasy wody, a do niego wpadał strumień.

************

Przepraszam, przepraszam, nie bijcie! To nie było planowane, przysięgam!

Żeby Wam to jakoś wynagrodzić wrzucam dwa rozdziały.

WildAntka

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz