Rozdział 14

206 27 42
                                    


Katana właśnie przygotowywała sobie kawę, gdy na polanie zjawił się Akcein na grzbiecie Arcosa. Wjechał galopem i ledwo wyhamował przed ogniskiem. Katana odłożyła kubek na bok i przyjrzała się chłopakowi. Był zadyszany, a przygarbiona sylwetka potwierdzała przypuszczenie, że Akcein przez kilka godzin nie zsiadał z konia. Arcos też nie wyglądał lepiej. Na sierści miał plamy od potu, a z pyska obficie leciała mu piana. Coś musiało się stać, Akcein nigdy nie forsował swojego konika. Dopiero kiedy chłopak zsunął się z siodła, Katana zauważyła, że kogoś brakuje.

– Akcein, gdzie Aimra?

Zanim jeszcze otrzymała odpowiedź wiedziała, że stało się coś strasznego.

Podbiegła do chłopaka i pośpiesznie wykonała gest, który znaczył coś pomiędzy przywitaniem, a ponagleniem do odpowiedzi.

Akcein odetchnął głęboko i powiedział wysokim, pełnym przejęcia głosem:

– Napadł nas niedźwiedź i był taki ogromny, że musieliśmy uciekać – Katana z niedowierzaniem popatrzyła na łuk, który chłopak ciągle trzymał w dłoni. Niedźwiedź musiał być naprawdę wielki, skoro nawet zwiadowca sobie z nim nie poradził. – Rozdzieliliśmy się. Aimra pobiegła w stronę gdzie pobiegł jej koń, no bo wcześniej się spłoszył. No i, yyy... no szukałem jej potem, ale nigdzie jej nie było. Kilka godzin jeździłem po lesie. Myślisz, że ten niedźwiedź mógł ją... no wiesz – Akceinowi nawet to słowo nie przeszło przez gardło.

Katana smętnie zwiesiła głowę. Skoro Akcein, zwiadowca, nie znalazł dziewczyny, to pewnie jej już nie było. Niby niedźwiedzie nie zabijają dla zabawy, ale skoro ten się na nich rzucił, to kto wie?

To było straszne. Cały ten konkurs miał być zabawą, a zginęła na nim jedna osoba. A może więcej? Katanie nagle przestało zależeć na wygranej. Chciała wrócić do swojej byłej mentorki – lady Anabell – i spokojnie wypłynąć do domu. Kolejne słowa Akceina przekreśliły jednak te plany.

– Jednak usłyszałem ważne rzeczy. Temudżini szukają jakiegoś bursztynowego cacka, chyba chodzi o bursztynowy miecz. Nie jestem pewien czy to dobrze. Wyraźnie to jest dla nich ważne.

Katana pokręciła głową.

– Nie, lepiej nie. Wynośmy się stąd. Niedźwiedź może się tu zjawić, wiesz czym to grozi...

Akcein spuścił wzrok. Strasznie przeżywał to co si stało z Aimrą. Ale mimo to jakiś głos w jego głowie mówił mu, że powinni pierwsi odnaleźć bursztynowy miecz.

– Katana, musimy podążać ich tropem. Jeśli nie chcesz, to trudno. Odjedź. Zostaw mnie. Ale wiedz, że sam sobie nie poradzę. Liczę na twoją pomoc. Muszę znaleźć bursztynowy miecz, zanim oni to zrobią.

Kurierka zapatrzyła się w las dookoła polany. Wiatr zaczął się wzmagać, tak jakby chciał nadrobić dwa dni względnej ciszy. Świst wcale nie pomagał się skupić. Monotonna melodia tylko rozpraszała, a teraz Katana potrzebowała skupienia, by móc podjąć odpowiednią decyzję.

Chociaż nie mówiła o tym głośno, też niepokoiły ją wieści o Temudżinach. Czuła, że będzie musiała wpakować się w niezłą aferę. O ile jeszcze tego nie zrobiłam – pomyślała z wisielczym humorem. Nie zostawi Akceina, o nie. Nie stchórzy w takim momencie. Zresztą, posiadała informacje, które przydadzą się chłopakowi. - No cóż, jestem kurierką. Czasem trzeba.

– Dobrze, zostanę z tobą. Co wiesz o położeniu miecza?

Akcein zaszurał nogami. Gilan mówił mu, że to co wie, jest wielką tajemnicą. Nie miał pewności czy powinien powiedzieć.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz