O świcie w karczmach nie ma za wielkiego ruchu. Wiedzą o tym wszyscy karczmarze, wiedział o tym także Jackes Fallow – właściciel małej gospody. Dlatego właśnie zdziwił się kiedy drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Gwałtowny wiatr zgasił niektóre świece, które poustawiała na stołach jego żona.
– Zamknij te drzwi! – krzyknął nawet nie obracając się w stronę przybysza. Zakładał, że to jakaś młoda kobieta. Pewnie pokłóciła się z mężem i teraz musi odreagować – pomyślał. Zaskoczyło go więc gdy usłyszał chłopięcy jeszcze głos odpowiadający na jego słowa.
– Już, już, przepraszam.
Podniósł wzrok. Nowo przybyłym był młodzieniec odziany w obszerną zieloną pelerynę. Posiadał łuk, a zza jego ramienia groźnie wystawały pióra strzał. Mimo, że na pewno nie miał więcej niż osiemnaście lat, wyglądał na takiego co umie się posługiwać bronią. Chłopak podszedł do baru i oparł się o niego łokciami.
– Można poprosić o kawę? Najlepiej z miodem, jeśli nie ma to może być cukier.
– Oczywiście – Jackes wziął się za zaparzenie kawy. Sięgnął po czajnik i nalał do niego wody. Potem położył go nad ogniem. Chłopak tymczasem przyglądał mu się znad lady.
– Może usiądziesz? – zapytał Fallow ruchem głowy wskazując stoły.
Chłopak trochę się zmieszał.
– Jasne, już idę. A właśnie, pozwoliłem sobie wprowadzić konia do stajni.
Jackes wzruszył ramionami. Nic nowego.
– Od tego jest. A ty, to pewnie podróżny jakiś?
Chłopak kiwnął głową.
– Skąd przybywasz i gdzie zmierzasz, jeśli wolno spytać? – ciągnął właściciel gospody.
– Eee... Ja z stolicy Alpinii do Hallasholmu wędruję.
– Z Gerty do Hallasholmu? – zapytał Jackes. – To chyba się trochę pogubiłeś. Ten trakt wiedzie w kierunku stepów. Po drodze leży jeszcze taka miejscowość Montogray. Dość duża.
Akcein – bo to on był owym przybyszem – zmieszał się jeszcze bardziej.
– Aaa... A ja powiedziałem, że z Gerty do Hallasholmu? Źle powiedziałem! Chodziło mi o Montogray, oczywiście! Ja... Ja się tu gubię. Bo przypłynąłem tu pooglądać te piękne krajobrazy... I się trochę gubię, bardzo się gubię. Wie pan jak to jest. W obcym kraju, yyy... No, w obcym kraju się zgubić. Bo ja naprawdę trochę się gubię! – dokończył swoją chaotyczną wypowiedź.
Jackes patrzył na niego jak na wariata.
– Czyli... jedziesz do Montogray i podziwiasz krajobrazy, tak? – upewnił się.
– Tak! – gorliwie zapewnił Akcein. Odebrał kawę, którą mężczyzna zdążył już zrobić i siadł do stolika. Stwierdził, że musi popracować nad wymyślaniem wiarygodnych historyjek na poczekaniu. Posłodził sobie napój dwoma dużymi porcjami miodu i upił łyk. Jackes przyglądał się mu przez cały czas. Może warto zaciągnąć języka – pomyślał Akcein.
– Panie gospodarzu? – zapytał.
– Nazywam się Jackes – odparł Jackes.
Akcein pokiwał głową.
– A więc Jackes, widziałeś w okolicy coś niepokojącego? – widząc zaskoczony wyraz twarzy zapytanego Akcein dodał – no wiesz, dziwnych ludzi, wojowników budzących grozę, coś takiego.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Zaginiony miecz
أدب الهواةMłody uczeń Gilana, Akcein, nie mógł się spodziewać jakie w skutkach będzie ruszenie po słowie „start". Zwykła zabawa zamienia się w tajemniczą przygodę. Temudżeini powracają. Legendarna broń przypomina o swoim istnieniu. Dotychczasowy świat chłopak...