Rozdział 58

130 12 33
                                    

Akcein wpatrywał się w sylwetki Temudżeinów. Mijały go, nawet nie zauważając chłopaka. Wojownicy byli rozluźnieni – przekomarzali się, nie zwracali uwagi na otoczenie. Część z nich wpatrywała się jednak w wejście do tunelu. Pewnie wpadali w zadumę. A to działa na naszą korzyść – pomyślał chłopak.

Skandianie pod nakazem bezwzględnej ciszy czekali kilkaset metrów z tyłu. Akcein został wysłany bliżej drogi w formie czujki. Pasowała mu ta rola. Przypominała dawne treningi z Gilanem – to znaczy przypominałaby, gdyby nie tysiące wojowników przed nim.

Z oddali doszły go rozkazy w obcym języku. Zapanowało lekkie zamieszanie, kolumna nieco zwolniła. W końcu jeźdźcy zatrzymali się. Teraz, gdy chłopak miał możliwość uważniej się im przyjrzeć, zaczął dostrzegać podobieństwa między Temudżeinami, a Naligiem. Te same skośne oczy, ostre rysy, akcent. Podobnie czarne, kręcone włosy, ozdobione cieniutkimi warkoczykami. Jednak nie biło z nich takie ciepło, jak z przyjaciela Akceina. Zdawali się emanować dumą i arogancją.

Akcein przeżył chwilę grozy, gdy jeden z Temudżeinów spojrzał dokładnie w tą skalną wnękę, w której się chował. Na szczęście okazało się, że przedmiotem zainteresowania była krzywa sosna rosnąca obok.

W końcu – po długiej godzinie – ostatni wojownicy ruszyli w stronę ciemnego otworu. Akcein ostrożnie wycofał się ze swojego punktu obserwacyjnego, a gdy znalazł się już w bezpiecznej odległości, ruszył biegiem. Dotarł do Skandian i podbiegł do jarla, który pełnił funkcję dowódcy tej misji.

– Możemy ruszać – oznajmił chłopak.

Jarl skinął głową. Zakręcił toporem nad głową, ale wyjątkowo nie wydał żadnego bojowego okrzyku. Inni Skandianie zrozumieli sygnał. We względnej ciszy ruszyli za dowódcą. Chłopak wiedział, że gdzieś wśród nich znajduje się jeden z najlepszych i doświadczonych wojowników – Einar – mocno ściskający głownię Bursztynowego Miecza. Aimra zrobiła wielką awanturę, że to nie ona ma go dzierżyć. Erak postawił jednak na bezpieczniejszą wersję i dał go swojemu zaufanemu wojownikowi. Nikt nie wiedział, jaką rolę ma odegrać legendarna broń, ale przypuszczano, że jest ona związana z tajemniczym Dissipantis. Zadaniem Einara było więc znalezienie słabego punktu owej broni i wykorzystania Miecza.

Akcein udał się na sam koniec grupy. Tam kazano pozostać mu i Aimrze. Skandianie chyba nie koniecznie wierzyli w zdolności dziewczyny.

Gdy wyszli na drogę prowadzącą do wejścia Koridoryn, usłyszeli pierwsze krzyki. Chłopak domyślił się, że Skandianie wyszli ze swoich kryjówek po drugiej stronie tunelu. W tej sytuacji nie było sensu dłużej zachowywać ciszy. Skandianie przyspieszyli do biegu, ale wciąż nie krzyczeli. Nie mieli ochoty przygotowywać Temudżeinów na swój atak, a już tym bardziej nie chcieli zostać przywitani przez sto łuków wymierzonych w ich stronę.

Gdy Akceina spowił mrok tunelu, po chłopaku przeszedł niemiły dreszcz. Przypomniały mu się wydarzenia spod Złotej Świątyni. Za nic w świecie nie chciał zostać uwięziony pod ziemią po raz drugi.

Aimra obrzuciła go szybkim spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Pewnie nie chciała tracić oddechu. Była cała spięta, oczekując starcia. Tak naprawdę, nigdy wcześniej nie walczyła w ten sposób. Potyczki z pojedynczymi przeciwnikami przecież się nie liczą.

Akcein nie chciał podziwiać ścian tunelu, które i tak nie były zbyt ozdobne. Całe wrażenie robiły rozmiary. Tunel był długi i na tyle wysoki, że Akcein nie czuł się bardzo niepewnie. Obok siebie ze spokojem mogło biec dziesięć osób, więc było szeroko. Dla Akceina największym problemem był brak światła. Wszystko spowijał mrok. Chłopak wiele by dał za pochodnię. Nawet ledwo tlący się mech od tej dziewczyny – Taytany – z podziemi mógłby być.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz