Rozdział 3

335 51 35
                                    


Zawodnicy wyruszyli prawie jednocześnie. Dla każdego liczył się tylko wyjazd z placu i miejsca festynu. Każdy chciał być pierwszy, choć taka przewaga nic nie znaczyła w trakcie kilkudniowego wyścigu. Kiedy pierwsi jeźdźcy wyjechali z wielkiej polany, na której stały namioty, zaczęły się malutkie utrudnienia. Nikt wcześniej nie pomyślał, by sprawdzić wskazówki. Teraz każdy z nich zatrzymywał się tam gdzie akurat przebywał (czyli zazwyczaj na środku drogi) i wyjmował swoje kartki. Inni na nich wpadali. Słychać było krzyki, obelgi i śmiech patrzących ludzi. Akcein nie należał do żadnej z tych grup. Gilan go ostrzegł przed tego typu sytuacją, więc nie wyrwał się z innymi pełnym galopem, tylko w żwawym stępie próbował odszyfrować zagadkowe porady. W końcu stwierdził, że musi ruszyć na północ, w kierunku gór. Pojedynczy jeźdźcy też zaczęli już ruszać. Niektórzy kierowali rumaki na północny- wschód, inni na na północny- zachód więc uczeń zwiadowcy domyślił się, że każdy ma inne wskazówki.

– Co jest jak najbardziej logiczne – powiedział do swojego beczułkowatego konika. Arcos odpowiedział mu prychnięciem.

*****

Wieczorem, zgodnie ze wskazówkami dotarł do miejsca w którym postanowił zatrzymać się na noc. Była to niewielka polanka. Otaczały ją drzewa i gęste zarośla, więc spełniała wymogi bezpiecznego ukrycia się. Koło niej przepływał potok, więc chłopak szybko napełnił bukłaki oraz nalał do składanego poidła wody dla swojego konika.

– Proszę, masz tu wodę, masz tu trawę, a co najważniejsze, masz tu mnie – powiedział z wielkim uśmiechem do swojego czworonożnego przyjaciela. Szybkimi ruchami rozsiodłał go i usiadł na trawie.

– No dobrze, czas się przyjrzeć wskazówkom – istotnie trzeba było to zrobić. Przez cały dzień prowadziła ich mapa, ale ona kończyła się właśnie w tym punkcie, do którego dojechali. Była tam mała notatka: teraz czas sprawdzić twoją pomysłowość. Kieruj się wskazówkami, a dotrzesz na miejsce. Użyj głowy!

– Oczywiście, jakbym słyszał Gilana. On tak mówi bardzo często, według mnie aż za często. Miałem nadzieję, że urwę się od tych powiedzonek, ale nie! Gilan chyba pomagał przy pisaniu tych cudeniek. Albo ktoś myśli bardzo podobnie do niego, masakra po prostu! – rzucił zrozpaczonym tonem, a potem się roześmiał. Zaczynała się przygoda. Jego przygoda. Jego szansa.

*****

Obudziło go coś mokrego na twarzy. Przez chwilę myślał, że to jest deszcz, ale kiedy otworzył oczy zrozumiał swoją pomyłkę.

– Arcos, jesteś gorszy od Gilana! On przynajmniej nie ślini mojej twarzy chcąc mnie obudzić!

Konik stał koło niego i patrzył tymi wielkimi oczami. Akcein mógłby przysiąc, że widział w nich rozbawienie i poczucie wyższości.

– Świetnie, jestem cały ośliniony. Zapewniam cię, że na świecie są inne, o wiele przyjemniejsze sposoby budzenia – niby się gniewał, ale w jego głosie dało się usłyszeć nutkę miłości i czułości. Od kiedy poznał Arcosa zawsze miał przyjaciela, któremu mógł się zwierzać. On zawsze go słuchał. Czasami nawet komentował, tak jak teraz.

Jasne, ale gdybym cię nie obudził to byś zaspał. Też byłoby na mnie, że cię nie obudziłem.

– Arcos, Arcos... Ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda?

Nawet nie wiesz jaka wielka. Akcein z uśmiechem na twarzy zwinął swoje posłanie, po czym zabrał się za jedzenie śniadania. Spojrzał na kartkę z instrukcjami. Wczoraj się z nimi zapoznał i wcale nie był zachwycony. Instrukcje były napisane czymś w rodzaju wierszyków. Mruknął niezadowolony. Nie przepadał za wierszami. Jego zdaniem ich język był bardzo, ale to bardzo niezrozumiały. Rzadko udawało mu się skupić na tekście, w głowie miał tylko te rymy. A teraz proszę, musi znaleźć skarb do którego prowadzą rymy, same rymy, TYLKO RYMY.

Z polany na północy, gdzie się znajdujesz,

podążaj tam gdzie czujesz

zapach przyprawy, tak ostrej,

że prawie nikt pod tym słońcem

nie zje jej bez dodatków.

Tam gdzie jest jej najwięcej

powinno przebywać twe serce.

Kiedy już będziesz na miejscu

Powiedz 'dzień dobry' kolejnemu wierszu

– Cudowne, po prostu cudowne! Rozumiem, że mam się zakochać w przyprawie, która jest strasznie ostra, i mówić dzień dobry wierszom! A tak na marginesie, kto to pisał? Wierszu? Chyba wierszowi, ach te rymy...

Może przestań narzekać i użyj głowy, co?

– Arcos, nie używaj tego określenia, okej?

Nie, nauczyłem się go od najlepszych.

– Od Gilana, tak? – tym razem konik nie odpowiedział. Akcein westchnął zrezygnowany. Czekały go długie chwile rozpracowywania znaczenia tych słów. Sięgnął do torby, suszone mięso straciło cały swój smak. Pamiętał, że Gilan wcisnął mu woreczek z przyprawami kuchni alpińskiej. Czas ich użyć. Pierwszą przyprawą jaką wyjął było coś w rodzaju ostrej papryczki, suszonej i startej. Kiedy doprawiał sobie mięso nagła myśl wpadła mu do głowy.

– No jasne, ta przyprawa jest rozwiązaniem! – przypomniał sobie jak pierwszego wieczora, po uczcie na zamku, Gilan spędził dobre pół godziny, próbując spłukać resztki przyprawy z gardła. To właśnie była ta papryczka. Kucharze doprawili nią jagnięcinę, a zwiadowca miał słabość do tego mięsa. Nie przewidział tylko, że w tym wydaniu jest takie ostre.

– A największe miejsce gdzie ją produkują znajduje się w Milikont – dodał patrząc na mapę – A to zdanie o dzień dobry znaczy tyle co przeczytaj kolejny wiersz. Jejku, jestem genialny, nie sądziłem, że rozwiązanie tych zagadek zajmie mi dwie minuty! – Szybko uporał się z resztką śniadanie, popił wodą, spakował bagaże i zaczął siodłać konia.

– Dalej Arcos, jedziemy do Milikont!

*********

Kolejny;) Stwierdziłam, że na razie rozdziały będą się pojawiać codziennie, a kiedy akcja się rozkręci, trochę zwolnię tępa wstawiania. Standardowo proszę o gwiazdki i komentarze. W nich możecie "wytykać" mi błędy i dodawać swoje własne opinie i zamówienia (jeśli chcecie, żeby w historii pojawiła się jakaś konkretna osoba, to piszcie, jeśli będzie pasowało, to ją włączę do akcji)

Serdecznie Was pozdrawiam, a w szczególności _Uczennica_Halta_

WildAntka

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz