Rozdział 55

156 14 49
                                    

Zdumienie Akceina na widok idących obok siebie Naliga i Katany było ogromne, lecz nie trwało za długo. Chłopak krzyknął radośnie i podbiegł do przyjaciół stojących kilkanaście metrów dalej.

– Katana! Miło cię widzieć. Co u ciebie słychać? – powitał kurierkę. Ta uśmiechnęła się promiennie i krótko go przytuliła. Następnie przywitała się z Aimrą. Dopiero wtedy odpowiedziała na pytanie chłopaka.

– Wszystko w porządku, podróż przebiegła bezpiecznie. Właśnie idziemy do Wielkiego Domu. Lydia z Ivanem pewnie już tam są.

Ruszyli dalej. Akcein nawet nie próbował pozbyć się radosnego uśmiechu. Tak właśnie działała obecność Katany. Wydawała się roztaczać wokół siebie aurę radości i niewinności, co było miłą odskocznią od wojennych przygotowań. Kurierka spajała ich czwórkę. Gdyby nie ona, drogi Akceina, Naliga i Aimry prawdopodobnie szybko by się rozeszły. Aimra wciąż darłaby koty z Naligiem, a Akcein byłby zbyt nieśmiały, by zareagować. Na szczęście Katana była z nimi i w razie potrzeby łagodziła wszelkie spory.

Nalig już wcześniej zdążył opowiedzieć Katanie większość rzeczy, więc teraz Aimra tylko dodała kilka istotnych szczegółów, które istotne są tylko dla dziewczyn. Nalig z Akceinem zostali trochę z tyłu, by nie przeszkadzać w rozmowie.

– Ruszasz jutro z nami? – zapytał Akcein. Nie spodziewał się odpowiedzi, więc zdziwił się, gdy usłyszał głos Naliga:

– Nie.

Spojrzał na niego badawczo.

– Dlaczego? Nie takie były twoje plany?

Temudżein wykonał nieokreślony ruch głową.

– Tak, ale... Katana koniecznie chce pomóc w bitwie, a nie umie walczyć. Powiedziała, że zamierza dołączyć do punktu sanitariuszy. Już kiedyś pomagała polowemu medykowi i wie, co robić.

Akcein wydął wargi. Chyba zaczynał rozumieć do czego dążył przyjaciel.

– Nie chcę, by była tam sama. To znaczy, jest to bezpieczne miejsce, bo za linią walki, ale jednak jakieś ryzyko jest. Pójdę z nią, by w razie potrzeby jej bronić. – Nalig spojrzał w oczy przyjaciela. – Rozumiesz, prawda?

Akcein pokiwał głową.

– Pewnie. Dobrze, że nie będzie tam sama. – Przeszli parę kroków i dodał trochę ciszej z nutką podziwu, bądź zaskoczenia: – No, chłopie. Nieźle.

*****

Erak nie miał dla nich zbyt wiele czasu. Prawie nie zauważył Katany, za to obecność Akceina bardzo go ucieszyła. Podczas ostatnich dni zdążył polubić tego nieśmiałego chłopaka, który z czasem zaczynał pokazywać pazury. Miał głowę do taktyki, potrafił przyznać się do błędów i poprawić plany. Nie był tak pewny siebie, jak większość Skandian – co jakiś szukał u Eraka aprobaty, a to miło łechtało jego dumę.

– Idź do jarlów i przypomnij im podstawowe założenia planu bitwy – nakazał Akceinowi. – Od godziny każdy z nich coś zmienia na swoją korzyść, a taktyka coraz bardziej odchodzi od ustalonej wersji. Wrzaśnij na nich, walnij kogoś, rzuć nożem. Ewentualnie możesz strzelić z łuku, tylko uważaj na tamte gobeliny z Galii. Normalnie sam bym to zrobił, ale akurat jestem zajęty. Potraktuj to jako zaszczytny obowiązek – powiedział, a następnie odszedł, przywołując do siebie kilku innych Skandian.

Niezbyt zachwycony perspektywą rzucania nożami w Skandian Akcein powlókł się w stronę wskazanej ławy i kilkunastu kłócących się wojowników. Katana poszła odświeżyć się po podróży, a Aimra ruszyła w kierunku kuźni. Nalig nie miał pomysłu, co mógłby zrobić, więc podążył za nią.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz