Rozdział 29

136 18 34
                                    

Poruszali się w zupełnej ciszy, przerywanej tylko dźwiękami wydawanymi przez konia. Ponieważ Nalig nie miał wierzchowca Akcein wziął go na Arcosa. Obydwoje przetrawiali informacje, które przed chwilą usłyszeli. Otóż kiedy dogonili Temudżinów usłyszeli rozmowę wojowników, z której wynikało, że Metr'Lon potępił Naliga. Chłopak był bardzo przygnębiony kiedy usłyszał, że jego ojciec rzeczywiście chciał go gdzieś zostawić. Po poznaniu jeszcze kilku innych określeń dotyczących jego osoby wycofał się po prostu z ich punktu obserwacyjnego. Zdążył jednak jeszcze usłyszeć słowa ojca: „zdradził nas, nie jest już potrzebny". Po tamtej sytuacji Akcein zaczął inaczej patrzeć na Naliga. Okazał się być wyrzutkiem takim jak on sam. W sumie wiele ich łączyło. Obydwoje pochodzili z ważnych i bogatych rodzin. Nalig był synem generała, a Akcein ważnego członka dworu. Po jakimś czasie okazało się, że mają podobne charaktery, no może prócz nieśmiałości, której Nalig nie miał za wiele. Ich ojcowie chcieli ich wychować na wielkich wojowników. Po za tym Nalig okazał się wspaniałym towarzyszem w podróży. Dlatego właśnie nie odnosili się już do siebie wrogo, a nawet zaczęła się rodzić między nimi nić przyjaźni.

Po jakimś czasie Arcos przypomniał wszystkim, że czas na popas. Zatrzymali się więc pod wielką sosną rosnącą obok drogi i zsiedli z konia. Akcein poluźnił mu popręg, a Nalig wziął sakwę z jedzeniem i zaczął wyciągać z niej coś na ząb. Uczeń zwiadowcy rozłożył skórzane poidło i nalał tam wody z bukłaka. Postawił przed Arcosem, a ten zaczął łapczywie pić. Kiedy skończył, chłopak nasypał mu trochę paszy. Oczywiście konik mógł najeść się trawą, ale Akcein stwierdził, że należy się mu nagroda za niesienie dodatkowego ciężaru, jaki stanowił Nalig.

– Atabi, przyjdziesz? – Akcein usłyszał jego pytanie i wychylił się zza boku konia, by go zobaczyć.

– Z chęcią – odparł.

– Nie mamy czasu na ciepły posiłek, ale mam nadzieję, że ci zasmakuje – powiedział Nalig podając mu coś w rodzaju kanapki z mięsem i warzywami.

– Dzięki – odpowiedział Akcein i wgryzł się w podaną rzecz. Po chwili dodał:

– O ja cię! To jest naprawdę pyszne!

Nalig lekko się uśmiechnął i sam zaczął jeść. Od podsłuchania rozmowy Temudżinów stał się bardziej milczący i ponury.

– Tak właściwie, to gdzie nam się tak śpieszy? – zapytał Akcein kończąc posiłek. Jak dotąd jechali po prostu za Temudżinami. – Twoi rodacy nam nie uciekną.

– Wiem Atabi, ale jedziemy do Złotej Świątyni. Tam jest ukryty Miecz. Musimy go znaleźć.

Akcein o mało nie zakrztusił się wodą, którą właśnie pił.

– Więc jednak postanowiłeś się zwierzyć?

Nalig w odpowiedzi kiwnął głową.

– Wśród moich i tak jestem już określony jako zdrajca, a jak u nas ktoś tak kogoś nazwał, to nie ma bata, ten ktoś jest zabijany przy pierwszej okazji. Zresztą mi od początku nie za bardzo podobał się ten pomysł z Bursztynowym Mieczem i podbijaniem świata. Tym razem mamy ogromne siły. Z Mieczem na pewno byśmy wygrali. Chcę się przyłączyć do was – powiedział i spojrzał na Akceina. Ten kiwnął głową.

– Czyli jakie macie siły?

– Potężne. Wszystko dokładnie opowiem przy Eraku – tu przerwał – bo sugeruję, że tam się skierujemy, jak już znajdziemy miecz?

– Tak, ale nie możesz teraz mi tego powiedzieć? Proszę – spytał Akcein.

– Nie powiem, bo to zajęłoby masę czasu, którego nie mamy – odparł spokojnie Nalig.

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz