Płatki śniegu wirowały w dzikim tańcu. Powietrze robiło się coraz mroźniejsze. Pojedyncze sosny rosnące po obu bokach drogi, stanowiły jedyny akcent kolorystyczny w białym krajobrazie. W dolinie rozciągał się widok na szare, pozornie uśpione miasto – Hallasholm. Zazwyczaj trudno było nazwać je spokojnym – jego mieszkańcy należeli do raczej hałaśliwych ludzi – ale ponad metrowa warstwa śniegu tłumiła prawie każdą oznakę życia. Gdyby się przyjrzeć, można by dojrzeć skuloną postać opatuloną w futra, przemykającą od jednej uliczki do drugiej, jednak większość Skandian siedziała w tawernach i przepijała ze znajomymi większość swojego dobytku.
Akcein przyglądał się temu w ciszy. Wreszcie dotarli do celu. Powiadomienie Eraka o niebezpieczeństwie było kwestią najbliższych godzin. Zsunął się z siodła. Kiedy wylądował na ziemi, kolana same się pod nim ugięły. Wraz z Aimrą jechali przez długi czas. Ostatni etap wędrówki mogli pokonać na pieszo.
– Powinniśmy jak najszybciej spotkać się z oberjarlem – powiedział, rozcierając skostniałe dłonie. Przy okazji zauważył, że za każdym jego słowem z ust wydobywa się obłoczek białej pary. – Ale chyba wpierw powinniśmy się rozgrzać – dodał.
Aimra także zsunęła się z grzbietu konia. W przeciwieństwie do Akceina, podróżowała bez siodła, więc jazda musiała być dla niej bardziej uciążliwa. Nie skarżyła się jednak. Tupnęła kilka razy każdą nogą, by pobudzić krążenie i podniosła wzrok na przyjaciela.
– Znajdźmy gospodę. Potem pomyślimy – jeszcze nie skończyła mówić, gdy zaczęła prowadzić konia drogą ku dolinie. Nie zawracała sobie głowy czekaniem na towarzysza.
Uczeń zwiadowcy dyplomatycznie wzruszył ramionami i ruszył za nią. Wodze w ręce trzymał właściwie dla zasady – doskonale wiedział, że Arcos nigdzie nie ucieknie.
*****
Po kilkunastu minutach stanęli przed schludną karczmą. Aż się prosiła, by wejść do środka. Aralueńczycy jednogłośnie ustalili, że to tutaj zostaną na krótki odpoczynek.
Aimra uwiązała Rangera z tyłu budynku, a Akcein po prostu dopilnował, by wodze nie plątały się Arcosowi pod kopytami. Strzepnęli z siebie większość śniegu i otworzyli drzwi.
Od progu uderzyły w nich smakowite zapachy i ciepło. Słychać było radosny gwar rozmów, wybuchy śmiechu. Skandianie wypełniali praktycznie każdy metr sześcienny pomieszczenia.
Akcein rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego stołu, ale oczywiście takiego nie znalazł. Spojrzał na Aimrę.
– Szukamy innej karczmy? – zapytał, starając się ukryć zawód w głosie. Tak bardzo chciał tu zostać! Na palenisku w środku sali, płonął ogień. Jakaś kobieta – możliwe, że właścicielka gospody – cicho kłóciła się z młodym Skandianinem. Goście śmiali się, zajadając zamówione dania. Panowała tu miła atmosfera.
Dziewczyna jeszcze raz obrzuciła wzrokiem salę.
– Skądże. Przyszliśmy tutaj, więc jemy tutaj – niedyskretnym gestem wskazała jeden z podłużnych stołów. Siedziała przy nim tylko jedna osoba. – Zmieścimy się – stwierdziła i zanim Akcein zdążył zaprotestować, pociągnęła go w stronę upatrzonej ławy.
Chłopak po raz któryś stwierdził, że powinien przestać dawać sobą tak rządzić. Dobrze by było, gdyby zaczął stawiać na swoim. Ale z drugiej strony, gdyby to on podejmował decyzję, tkwiliby teraz na mrozie, dygocząc i marząc o czymś ciepłym do jedzenia.
Kiedy doszli do stołu, Aimra nie zadała sobie nawet trudu, by się przywitać. Bez skrępowania klapnęła na ławę i zajęła się rozpinaniem haftowanego kaftana. Akcein postanowił jednak zachować choć odrobinę kultury i skinął głową młodzieńcowi siedzącemu obok.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Zaginiony miecz
FanfictionMłody uczeń Gilana, Akcein, nie mógł się spodziewać jakie w skutkach będzie ruszenie po słowie „start". Zwykła zabawa zamienia się w tajemniczą przygodę. Temudżeini powracają. Legendarna broń przypomina o swoim istnieniu. Dotychczasowy świat chłopak...