Rozdział 41

113 21 7
                                    

Akcein z rozkoszą wciągnął w nozdrza zapach kawy z miodem. Jak dawno go nie czuł! Pod ziemią błąkali się około półtora dnia, a wcześniej jakoś nie mieli czasu zrobić porządnego ogniska. Tym razem zdecydowali się na dłuższy postój; między innym ze względu na Aimrę, choć nikt tego na głos nie powiedział.

Chłopak stwierdził, że ta chwila beztroski była naprawdę potrzebna. Przestał myśleć o tajemniczym Dissipantis. Pozwolił sobie chwilowo zapomnieć o armii Temudżeinów. Odsunął od siebie wszystkie problemy.

Nalig rozdał każdemu świeżo upieczone mięso. Mieli szczęście, ponieważ w krótkim czasie udało się im upolować dwa tłuste zające.

Posiłek był pyszny, Nalig miał żyłkę do pieczenia.

– Nie myślałeś kiedyś, by zostać kucharzem zamiast wojownikiem? – zapytała Katana czekając aż mięso trochę ostygnie. Tak jak inni siedziała na zwiniętym kocu. Mimo, że na ziemi nie leżał śnieg, podłoże było wilgotne.

Wzruszył ramionami.

– Nawet gdybym rozważał taką opcję, nic by z tego nie wyszło. Jestem synem ważnego dowódcy, muszę walczyć – mimowolnie spojrzał na związanych Temudżeinów siedzących kilkanaście metrów dalej.

Katana zauważyła komu się przygląda.

– Jesteście pewni, że wystarczy im bukłak wody? Może powinniśmy dać im coś do jedzenia? – zaproponowała.

– Nie trzeba – Aimra machnęła zdrową ręką. – Są przyzwyczajeni do takich warunków, zresztą to jeńcy.

Akcein poczuł się w obowiązku uzupełnić tą odpowiedź.

– Mamy bardzo mało prowiantu. W założeniu miał starczyć na siedem dni, które już minęły. Musimy oszczędzać.

Kurierka kiwnęła głową. Nie miała doświadczenia w tego typu sprawach. Skoro oni tak mówią, tak pewnie jest.

Resztę posiłku spożyli w milczeniu.

– Ja pozmywam – zaoferował Akcein. Podniósł się z ziemi i wziął wszystkie brudne naczynia. – Słychać szum potoku. Musi być gdzieś blisko.

– Pomogę ci – powiedziała Aimra i też wstała. Nikt nie skomentował tego gestu.

Nalig kiwnął głową.

– W takim razie zajmę się gaszeniem ogniska.

*****

Strumień odnalazł kilkadziesiąt metrów dalej. Na tafli wody pływały odłamki lodu.

– Widać, że niedawno był skuty lodową pokrywą – ocenił Akcein.

– Zaczęły się przymrozki – stwierdziła dziewczyna. – Dobrze, że śnieg nie spadł.

Akcein był pochłonięty myciem misek, gdy z nieba zaczęły padać małe płatki śniegu.

– Chyba wykrakałaś – powiedział chłopak. Odłożył naczynie i sięgnął po kolejne.

– Co myślisz o tej całej Taytanie, no wiesz, z podziemi? – zapytała. Ze względu na chore ramię nie myła naczyń. Zamiast tego zdrową ręką układała te czyste w zgrabny stosik.

Akcein przestał szorować miski.

– Sam nie wiem. Jak ona żyje pod powierzchnią? A może nie jest sama? Może istnieje jakiś pradawny lud? – rozmyślał na głos.

Owinęła się szczelniej płaszczem.

– Raczej nie żyje samotnie. Kto wie, może wie więcej o Bursztynowym Mieczu niż ktokolwiek z nas?

Zwiadowcy: Zaginiony mieczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz