Odkąd Kaśka wyprowadziła się z naszego mieszkania minął prawie tydzień, a ja wciąż liczę, że za chwilę wróci.
Otworzy drzwi, rzuci torby na podłogę i zacznie jęczeć, że to ostatni raz kiedy miała na nogach szpilki. Zobaczę jej roześmiane oczy, a później wypijemy razem kawę i pomyślimy co zjemy na kolację. Łudzę się tak już szósty dzień i z każdą minuta tracę nadzieję na happy end.
Nie wiem co mógłbym jeszcze zrobić, dzwoniłem, ale zwyczajnie odrzuca wszystkie moje połączenia. Nie chce się narzucać, ale naprawdę ją kochałem, to mieszkanie pachnie nią, choć wali ode mnie żulem z kilku metrów i tak czuję zapach jej jaśminowych perfum. Za każdym razem jak patrzę na fotel widzę ją jak na nim siedzi i przegląda coś w telefonie innym razem zakrywa się kocem i ogląda MasterChefa'a albo po prostu na nim zasypia, a ja ją przenoszę najdelikatniej jak tylko potrafię do łóżka i za każdym razem, kiedy już pochylam się nad łóżkiem by ja ułożyć ona otwiera oczy i śmieje się z tego jak bardzo jestem tym przejęty.
Pierwszego dnia nie dowierzałem, dzwoniłem i czekałem aż wbiegnie znienacka do mieszkania i wskoczy mi na plecy drąc się "It's just a prank!". W piątek od rana zacząłem opróżniać barek i przeglądać nasze wspólne zdjęcia, nie wiem ile razy nagrałem się jej na pocztę głosową, ale teraz uważam, że zdecydowanie za dużo. Jakby nie było to nawet mi nie wyjaśniła dlaczego odchodzi, a ja może nie widać, ale z kamienia nie jestem. Wszystko było nawet lepiej niż świetnie, układało nam się jak w jakiejś pieprzonej bajce. Sprzeczaliśmy się o plamę po winie na dywanie albo o to kto powinien wynieść śmieci, nic szczególnego aż tu nagle bum!
W sobotę, gdy nie miałem czym zalewać smutków postanowiłem się ogarnąć i wyjść do ludzi, a konkretnie wyskoczyłem do Lidla w dresie i zrobiłem konkretne zakupy oczywiście odpowiadające mojemu samopoczuciu. Czułem na sobie mnóstwo ciekawskich spojrzeń, bo sam bym się gapił na pojeba, który ładuje cały koszyk mrożonej pizzy, chipsów i whiskey na przemian z piwem. Jebać kalorie, teraz i tak nie opłaca mi się gotować tylko dla siebie, pizza jest dobra na wszystko, tym bardziej jak nie muszę pilnować godzin otwarcia lokalu.
Dziś mamy wtorek, dziś to ja mam wyłączony telefon i wszystkich gdzieś, dziś uznałem, że pora zadbać o siebie. Kilka dni na samych pustych kaloriach w postaci pizzy i alko dało efekty w postaci ewidentnie zapijaczonej mordy i wystającego brzucha. Zatem dzień zacząłem od ogolenia się na zero, włosy też przydałoby się przystrzyc jednak to zostawię na później.
Zadbanie o swoją fizyczność i ogarnięcie mieszkania zajęło mi ponad dwie godziny, przestrzeń wokół mnie wygląda prawie schludnie, a ja powoli zaczynam przypominać samego siebie.
Kasia zabrała większość swoich rzeczy i skoro ostentacyjnie pokazuje, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, auć, to wieczorem wyniosę resztę, najpierw do piwnicy, a jeśli w ciągu jakiegoś czasu ich nie odbierze to je kurde wyniosę na śmietnik i tyle.
Taki jest plan na następne kilka dni, a tym czasem idę na siłownie, a później wyskoczę na miasto i zjem coś co nie jest mrożone.
Skoro zostałem z dnia na dzień singlem to chyba powinienem z tego skorzystać.
*****
Jedna prośba, opowiadanie jest nowe i chciałabym złapać z wami jakiś 'kontakt' więc proszę udzielajcie się pod rozdziałami!
10 gwiazdek i wlatuje kolejny rozdział ;)
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie