Chęci do życia nie odnalazłem jednak umyty, czyściutki i pachnący z satysfakcją stwierdziłem, że świeczki kupiłem dobre. Pachniało!
Podjarany tym zacząłem krzątać się po kuchni, nie byłem wybitnie głodny, ale miałem chęć coś upichcić. Wielkie ambicje skończyły się na obieraniu batatów, z których za chwile wyczaruję frytki. To Kaśka zawsze znajdowała zamiast tradycyjnych składników zdrowszą alternatywę i nauczyła mnie zwracać uwagę na to co pakuje do gęby za co w sumie jestem jej wdzięczny, kto wie może gdyby nie ona już dawno byłbym leżącą na łóżku kulką tłuszczu? Przez kilka dni trochę o tym zapomniałem, ale czas wrócić do starych, dobrych nawyków.
Lubię być sam, ale nie znoszę samotności. Głupio to brzmi.
Napisałem do Łukasza licząc, że ten dzieciak jest w mieście i skusi się na Fifę i fit frytki. Na odpowiedź czy wpadnie nie czekałem nawet trzydziestu sekund, a na pojawienie się w moim mieszkaniu wystarczyło mu dokładnie dwadzieścia siedem minut. Pojebany koleś!
- Siemasz, masz jakąś szamkę? - zapytał z entuzjazmem stojąc w progu, a ja ucieszyłem się na jego widok.
- Jasne - odparłem witając się z nim.
- A gdzie Kaśka? - zapytał po przeszukania mieszkania
- Nie ma - nie miałem ochoty na tłumaczenie się- napijesz się czegoś?
- Postawiłem Ci w kuchni na blacie czteropak, dobrze wychowany jestem i z pustymi rękoma nie przychodzę, więc się nie zgrywaj tylko dawaj je i chodź bo już włączyłem telewizor.
- Okey - przysiadłem się do Partyki podając mu piwo, sam nie miałem chęci go pic, ale równie mocno chciałem uniknąć zbędnych pytań.
Przysięgam, że nie mam pojęcia jak, ale po jakiś dwóch godzinach zapomniałem o całym świecie, liczyło się tylko żeby ograć tego skurwibąka. W międzyczasie Łukasz nie wiem skąd ale donosił kolejne puszki, czasami butelki, których nie potrafiłem zliczyć. Naprawdę miałem tyle piwa na chacie?
Wszystko szło świetnie, moja drużyna była na prowadzeniu, no ok, był remis, ale byłem przy piłce! Miałem idealną okazje, żeby wpakować ją do jego bramki na minute przed końcem aż coś pierdolnęło, ja podskoczyłem w miejscu a później to już tylko nastała ciemność.
- Ciemno się zrobiło, wszędzie jest ciemno - skomentował Partyka tak jakbym tego nie zauważył.
Poczułem się jakbym brał udział w dziadach Mickiewicza, poważnie.
- Korki wywaliło? - spytałem jednak on był jeszcze bardziej sponiewierany niż ja. - Masz telefon?
- No - wyciągnął go z kieszeni i oświetlił część pomieszczenia, aż mnie zdziwko wzięło, bo myślałem że siedział po mojej prawej, a okazało się ze jednak po tej drugiej prawej.
Sytuacja była wręcz absurdalna, ale czułem jakby szczęście albo coś w tym rodzaju, tak jak za małolata.
Z pomocą telefonu przyjaciela wydostaliśmy się na oświetloną z pomocą awaryjnego agregatu klatkę schodową. Wśród sąsiadów wrzało, wszyscy byli porządnie wkurzeni tym faktem jednak większość chyba to olała albo spała, bo dyskusję prowadziło może z pięć osób. Tak czy inaczej był potworny jazgot i przekrzykiwanie się dlaczego prąd siadł i kiedy naprawia awarię. Ja się jedynie szeroko uśmiechnąłem, bo poza przerwanym meczykiem to brak prądu nawet mnie nie ruszył, niebo wydawało się być oświetlane przyjemnymi dla oka i środowiska gwiazdkami typu LED.
Nie żebym narzekał, ale to był mega moment żeby pospacerować z uroczą panną, mi jednak został pijany Partyka, który swoja droga musiał wcześniej coś chlusnąć bo ledwo się na nogach smarkacz trzymał.
Uznałem, że najlepiej zaprowadzić go do jakiegoś dobrze oświetlonego miejsca, żeby go oczka rozbolały i się trochę ocucił. Obrałem kurs na najbliższego Orlena, zaszaleje i postawię mu hot-doga, byle tylko nie rzygał!
Nie sprawdzałem godziny, ale wiedziałem że było zdecydowanie za późno na żarcie jednak tego patyczka lepiej nakarmić, nim zacznie oddawać z nawiązką to co wypił.
Powinienem się nauczyć, bo nie raz zdarzyło mi się, że czekałem na tej stacji w środku nocy pół godziny aż zrobią rozliczenie i tak było i tym razem. Usadziłem bezpiecznie ziomka na barierce i zapukałem do okienka, by zapytać ile potrwa ta przerwa techniczna. Zza pleców usłyszałem jednak swoje imię, więc szybko kazałem Łukaszowi się uciszyć i przestać bełkotać. Lecz tuż obok mnie pojawiła się znana mi już postać i wcale nie był to najebany Partyka.
*****
W poprzednim rozdziale jak i tym prawie nic się nie dzieję, ale to tylko kwestia czasu ;P
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie