Nawet nie pamiętałem swojej drogi do domu, szybko wpadłem do mieszkania i z rzuciłem ubrania zaraz wchodząc pod prysznic. Spędziłem pod strumieniem gorącej wody zdecydowanie więcej czasu niż zazwyczaj, musiałem jakoś poradzić sobie z napięciem, które ogarniało całe me ciało jak i duszę. Po wyjściu z łazienki założyłem krótkie spodenki i w poszukiwaniu jakiejś pozostawionej samotnie butelki jakiegokolwiek alkoholu przekopałem wszystkie szafki w kuchni i jedyne co znalazłem to pół butelki 'Nalewki babuni'. Kolejna pamiątka z przeszłości, Kaśka to lubiła. Zdjąłem śmieszny korek z butli wiedząc, że nie będzie mi już potrzebny i wrzuciłem go do kolorowego pojemnika na śmieci, bo przecież nieważne, że nie odnajdujesz w swoim życiu celu do którego powinieneś dążyć, ważne by nie pomylić kosza. Przelałem alkohol do szklanki i przechyliłem trochę krzywiąc się na słodki smak truskawki. Pozbierałem ubrania i ze spodni wyjąłem telefon, było późno, ale nie stanowiło to dla mnie problemu i wybrałem numer Łukasza.
Odezwał się ożywionym głosem po kilku zniechęcająco długich sygnałach.
- O Filipie, cóż się stało, że dzwonisz?
- Taa, jesteś w domu?
- Kiedy nauczyłeś się tak elegancko wpraszać na chatę? Wbijaj.
Rozłączyłem się i nie oczekując doznań smakowych wypiłem to co pozostawało w szklance, przebrałem się i wyszedłem z mieszkania wklepując numer by zmówić taxi.
Kiedy byłem już na zewnątrz i paliłem papierosa zastanawiałem się przed czym właściwie uciekam, bo chyba uciekałem, prawda?
Spotkanie z najlepszym kumplem to lek na wszystko podobno.
W tej samej chwili kiedy ujrzałem podjeżdżającą taryfę w mej kieszeni zawibrował telefon. Nie chcąc opóźniać odjazdu zignorowałem brzęczące urządzenie i poprosiłem o kurs do domu Partyki.
Łukasz czkał już na mnie w drzwiach, nie wyglądał na śpiącego ani wstawionego co w jego przypadku było co najmniej dziwne. Przywitałem się z nim i poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę, z trudem znalazłem czystą szklankę w jego typowo kawalerskiej kuchni. Zanim do mnie dołączył już zalewałem czarny proszek wodą z czajnika elektrycznego.
- Dobrze, że zadzwoniłeś, sam chciałem to zrobić, ale nie miałem odwagi.
- Odwagi? - zdziwiłem się upijając łyka kawy - trochę zwietrzała - skomentowałem, gdy Łukasz zamilkł.
- Zadowalam się innymi napojami.
- Dlaczego?
- Co Cię do mnie sprowadza?- zapytał odwracając się do mnie tyłem by sięgnąć po jabłko.
- No to wiem od kogo się tego nauczyłem... - mruknąłem pod nosem.
- Co?
- Stary przestań odwracać kota ogonem! Znam Cie nie od dziś, ale nie chcesz, nie mów.
- A co ja mam Ci powiedzieć? Życie się skomplikowało z tego co zauważyłeś.
- Tylko tyle?
- Chyba aż tyle. - fuknął urażony, a ja za cholerę nie wiedziałem o co chodzi.
- Jeśli chcesz robić mi wywody na temat Kaśki to pozwól, że będę się już zwijał. Swoje odchorowałem i wystarczy mi.
- Kurwa, Filip, dlaczego ty taki zjebany jesteś...?
- No to mi wytłumacz o co Ci chodzi.
- Chodź się czegoś napić i już nie pierdol.
Nie lubiłem takich sytuacji, bo wiedziałem, że od kilku źle dobranych słów zależy dużo więcej niż aktualnie może mi się wydawać. Taki trochę efekt motyla, a ja motyli kurwa nienawidzę.
Policzyłem w myślach do dziesięciu i postanowiłem odpuścić.
- Dokąd idziemy?
- Tam gdzie nas wpuszczą. - wyszczerzył się Partyka na co i mi trochę lżej się na sercu zrobiło.
Zaczynało świtać albo to światła hucznej imprezowni dawały mi po oczach kiedy to Łukasz zatracony w alkoholu zupełnie tak samo jak ja nieuważnie strącił jeszcze niedopitą butlę czystej, która stoczyła się po schodkach ostatecznie lądując w Wiśle.
Byłem schlany w trzy dupy, ale wciąż świadomy. Niestety. Mój przyjaciel tej nocy patrzył na mnie z czymś na pozór pogardy, którą starał się ukryć co cholernie mnie bolało. Na początek weszliśmy do pubu, którego nie kojarzyłem, tam zamówiliśmy kilka kolejek jednak nawet ich nie wypiliśmy do końca. Postać Taco H. narobiła zamieszania, wtedy spojrzał na mnie tak jakby chciał mi wykrzyczeć w twarz i to ze śmiertelną powagą 'wiedziałem, że tak będzie, nienawidzę Cię'. Udawał, że jest ok, ale ja wiedziałem swoje poza tym coś jeszcze nie dawało mi spokoju, Łukasz rzadko jest małomówny, gada jak nakręcony, nic go nie hamuje, a dziś był jakby wycofany. Od samego mojego przyjścia do niego coś było nie tak. Po opuszczeniu tamtego lokalu Parti chciał byśmy poszli do Hocków, pomysł nawet spoko i widząc jak bardzo mu zależy zgodziłem się, całą drogę modląc się żeby Hemingway znowu nie narobił mi wstydu przed kumplem. Ale nie trudno się domyślić, że skoro ranek jest bliski, a my siedzimy na betonowych schodkach wzdłuż rzeki to chyba Taco znowu nawywijał. Brzmię jakby mi się to nie podobało, bo w pewnym sensie tak jest. Nie czuje się źle z tym, że coś udało mi się w tym zafajdanym świecie osiągnąć, jestem z tego dumny i wdzięczny. Problem jednak tkwi w tym, że ludzie przestali mnie odbierać jako równego sobie. Ty powiesz, że taktują mnie lepiej niż innych, że moje zdanie się liczy i generalnie fest życie wiodę, a ja Ci powiem, że z coraz wyższym miejscem na OLiS moje miejsce w hierarchii tego pojebanego społeczeństwa dramatycznie spada. Stałem się produktem, który sam stworzyłem. Kiedyś byłem człowiekiem, dziś już tylko Taco Hemingway'em. I najgorsze jest to, że czuje się jak produkt niespełniający oczekiwań nawet wśród tych, których nigdy bym o to nie podejrzewał... Z każdym spojrzeniem na Łukasza czułem się coraz gorzej, chciałem szybko znaleźć się gdzieś gdzie będę po prostu Filipem.
****
Witajcie przyjaciele! Długo mnie nie było za co przepraszam!!! Pisałam ten rozdział totalnie na raty zastanawiając się co miałam na myśli tydzień temu zaczynając pisać to zdanie.. Nie chce się wam tutaj użalać nad sobą, dlatego życzę dobrej nocki i liczę, że wciąż tutaj jesteście :)
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie