Wracając ze stacji zauważyłem, że miejsce obok auta Alicji zwolniło się, więc zaparkowaliśmy tuż obok, ona otworzyła swoje auto, a ja wyjąłem bańkę i lejek. Swoja drogą na stacji Alicja zrobiłam niezła szopkę, gdy zaproponowałem, że się dorzucę do paliwa, bo to trochę moja wina. Ja wiem, że niezależność i te sprawy, ale moje zamiary były pozbawione jakiegokolwiek podtekstu, a ona rzuciła się na mnie jakbym co najmniej jej proponował pójście do łóżka za 5 litrów benzyny, co mnie dość uraziło, serio chciałem być uprzejmy. Widać niepotrzebnie.
Dlatego bez zbędnych słów otworzyłem bak i zacząłem wlewać intensywnie śmierdzącą substancję uważając żeby nie oblać siebie ani auta. Opróżniłem bańkę i poprosiłem by Alicja spróbowała odpalić samochód, nie znam się szczególnie na mechanice, ale domyślałem się, że po takim 'zatankowaniu' może nadal mieć problemy z odpaleniem. Tak też było.
Alicja przekręciła po raz drugi kluczyk w stacyjce jednak Nissan znowu jakby się zakrztusił i nie odpalił jednocześnie wyrzucając z siebie chmurę siwego dymu. Widziałem frustracje na jej twarzy, a że byłem na nią zły za sytuacje na stacji to postanowiłem poudawać, że się znam i kazałem otworzyć maskę. Jak na laika w tych sprawach przystało, z totalną powagą odkręciłem korek zbiornika z płynem do spryskiwaczy i krytycznym wzrokiem ogarnąłem kolor płynu jakby miało to jakieś znaczenie. Następnie zacząłem dotykać klem przy akumulatorze po czym zamknąłem z hukiem pokrywę silnika i skierowałem się do swojego auta.
- Hej! Gdzie idziesz? - krzyknęła poddenerwowana Alicja, a ja korzystając z okazji, że stałem do niej tyłem szeroko się uśmiechnąłem. Punkt dla mnie. - Przecież nie odpalił!
- Wydaje mi się, że nie chcesz mojej pomocy - powiedziałem marudnie, bo się przecież narzucał nie będę!
- Bo nie chce, ale skoro już tu jesteś to zachowaj się jak mężczyzna i mi pomóż do cholery! - była wściekła
- Nie jestem mechanikiem, ale zaczekaj - powiedziałem wsiadając do swego auta - na pewno nie możemy go tu zostawić, bo to parking dla mieszkańców i mogą być problemy... O jest! Mam od znajomego w=wizytówkę pomocy drogowej, polecą jakiegoś mechanika.
- Mechanika? Przecież mi brakło benzyny, a nie.
- A odpalił po dolaniu benzyny? Nie, więc pozwól sobie pomóc, a tym czasem ja zadzwonię po lawetę.
- No to chyba ty za nią zapłacisz - mruknęła pod nosem na tyle cicho, że z trudem to usłyszałem
- Jeśli mi pozwolisz - odparłem z przekąsem nieco głośniej.
Po piętnastu minutach pojawiła się wyczekiwana, paskudnie żółta laweta, z której wysiadł blondyn w średnim wieku.
- To Pan po nas dzwonił? - zwrócił się do mnie jak gdyby był z nim ktoś jeszcze.
- Tak, dokładnie.
- Co się stało?
-Czerwony, Nissan, nie odpala, chcielibyśmy odstawić go do dobrego mechanika, może Pan kogoś polecić?
- Nieprawda, brakło benzyny, a on mnie wkręca! - krzyknęła Ala prowokując nieco kpiące spojrzenie mężczyzny.
- Alicja, nie rób scen. - powiedziałem z powagą
Facet z pomocy drogowej osobiście spróbował odpalić Nissana jednak stwierdził, że prawdopodobnie zapchały się przewody paliwowe lub zawiodła pompka. Byłem gotowy na taka diagnozę w przeciwieństwie do Alicji, której mina wyrażała szok oraz więcej niż tysiąc przekleństw i gróźb skierowanych pod moim kierunkiem.
Kiedy auto znajdowało się już na lawecie, facet kazał naszej dwójce wsiąść z przodu co znowu nie spodobało się Alicji.
-Czy on musi z nami jechać? To ja jestem właścicielem samochodu. - dopytywała siedząc już obok mnie, więc nie było tak źle.
- Mam obowiązek zabrać ze sobą właściciela pojazdu, czyli Panią oraz osobę zamawiającą usługę, w tym przypadku był to Pan Filip Szcześniak, to Pan prawda?
- Zgadza się - powiedziałem próbując ukryć uśmiech, który drażnił moją koleżankę.
*****
Witajcie ponownie! Cieszę się, że jest Was coraz więcej :)
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie