19. Nie knuj.

1.3K 137 20
                                    

Nie wiem jak to się dzieje, ale to już chyba nasza tradycja, że jedno leży nieprzytomne, a drugie wiezie je do siebie na chatę. Tak było i dzisiaj. Po umalowaniu ust Alicja czuła się jeszcze na siłach żeby wybrać się na miasto co mi się nie podobało, ale nie czułem potrzeby sprzeczki z dziewczyną pod wpływem, więc pilnując by trzymała pion prowadzałem ją po najbliższej okolicy restauracji, w której jedliśmy, a że miała kiepską orientację w terenie to nie marudziła, a za to szybko się zmęczyła, więc bez jęczenia mogłem zawieźć ją do domu, oczywiście mojego. Alicja w taksówce zasnęła na moim ramieniu przez co miałem nie mały kłopot by otworzyć drzwi prowadzące na klatkę, a później te od mieszkania. Z trudem i obawą, że zaraz mi się gdzieś wymsknie z rąk i fiknie na posadzkę jakoś udało mi się doprowadzić Ale całą i zdrową do mieszkania, a później do sypialni, gdzie starannie ułożyłem ją na dużym łóżku, zdejmując jej tylko buty, nie czułem się odpowiednia osoba do pozbawiania jej reszty garderoby. 

Właściwie to wtarganie śpiącej Alicji na piętro pobudziło we mnie nieznane mi dotąd pokłady energii w związku z czym nie myślałem nawet o spaniu. W kuchni zrobiłem sobie herbatę i włączyłem po cichu telewizor zważając bardziej na obecność Alicji niż wścibskich sąsiadów, którzy sami nie przestrzegają ciszy nocnej.

Po dwudziestej trzeciej nie mogłem znaleźć już żadnego ciekawego filmu, więc włączyłem jakiś dokument o wypadkach lotniczych, nie był taki zły, nawet się wkręciłem więc, gdy usłyszałem kroki nieco się zląkłem, po chwili przypominając sobie, że nie jestem sam w mieszkaniu.

- Dasz mi jakieś wygodniejsze ciuchy? - spytała cicho Ala z roztrzepanymi we wszystkie strony włosami.

- Jasne -  wstałem z kanapy i poszedłem do sypialni po koszulkę i spodnie dla dziewczyny i taki sam komplet dla siebie, bo też się nie przebrałem do tej pory. - Mam nadzieję, że się nie utopisz - wręczyłem jej ciuchy i sam zniknąłem w sypialni, gdzie się przebrałem w dresy i powróciłem do salonu kontynuować oglądanie dokumentu.

Po kilku minutach przysiadła się do mnie Alicja, która w moich ubraniach wyglądała jak dziecko, które podrąbało ojcu ciuchy.

- Przeżył ktoś? - zapytała poprawiając sobie poduszkę, a ja zignorowałem fakt, że chwilę temu wyciągnęła mi ją spod pleców.

- Podobno kilkadziesiąt osób przeżyło wypadek, ale zmarli nim dotarła pomoc.

- To się nazywa ironia losu, przeżyjesz katastrofę, jakiś wybuch bomby albo coś gorszego, ale i tak zginiesz bo nikt ci nie pomoże, albo zwyczajnie nie zdążą. - spojrzałem na nią zszokowany takimi przemyśleniami o tej porze.

- Co ci się na takie wywody zebrało? - zapytałem nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć, bo to jednak tragiczny los wątłej trzciny myślącej.

- Nie wiem, tak jakoś - ziewnęła - po takich rozkminach to ja wątpię czy zasnę.

- Przestań ziewasz i tym zarażasz i jeszcze śmiesz mówić, że nie zaśniesz? 

- Oj zdziwiłbyś się.

- Problemy ze snem?

- Sen to ja mam twardy, gorzej z zaśnięciem.

- Ja tak mam, że jak ktoś się na mnie patrzy, nie ma bata nie usnę i tyle. - zaśmiałem się

- Zapamiętam!

- Nie knuj tylko, błagam. - jęknąłem żałując, że się do tego przyznałem.

- Spoko, ale pod warunkiem, że zaśpiewasz mi na dobranoc.

- Ale, jaa nie...

- Do dzieła Filip, przecież oboje wiemy, że umiesz. - uśmiechnęła się wtulając szyję w moja rękę, którą trzymałem do tej pory na oparciu kanapy, a teraz obejmowała ona jej ramiona.

Chyba wciąż byłem pijany.



*****

Kochani na dzisiaj to już koniec, mam nadzieję. że w jakimś stopniu się Wam podobało!

FAKE NEWS | TACO HEMINGWAYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz