Znowu się obudziłem jednak już nikt mnie nie szturchał, nie siedziałem w aucie i nie śniło mi się już nic tak sielankowego jak wcześniej, w sumie nie śniło mi się nic.
Było mi piekielnie gorąco, odrzuciłem na bok beżowy koc, którym byłem okryty i podniosłem się z kanapy, która robiła za moje łózko i dobrze, bo mimo że łepetyna mi pęka to chociaż kręgosłup jest w nie najgorszym stanie, ale kurka jak ja się tu znalazłem?
Kim jest ta dziewczyna?
Właściwie gdzie ona jest?
To jej mieszkanie?
I jakby czytała w moich myślach pojawiła się w drzwiach.
- Dzień dobry Filipie, wyspałeś się trochę?
- Cześć, nawet lepiej niż trochę. Nie pamiętam za wiele z wczoraj, to twoje mieszkanie?
- No nie dziwie się, byłeś narąbany jak szpak - mówiąc to podała mi butelkę wody i pudełko aspiryny - powinno trochę pomóc.
- Dzięki, ale myślę, że powinienem się już zbierać, narobiłem Ci wystarczająco kłopotu. - Byłem nieco zakłopotany zaistniałą sytuacją jednak ona zachowywała się jakbyśmy znali się od zawsze.
- O nie, tak szybko nie uciekniesz! Nie ma nic za darmo, w ramach wdzięczności oczywiście pomożesz mi przynieść kartony z auta. Wczoraj ja dźwigałam Ciebie, więc się nie wykręcisz.
- No ok, jak masz właściwie na imię?
- Alicja - wyciągnęła dłoń, którą chętnie uścisnąłem. Miała na palcu plasterek z Kubusiem Puchatkiem co szczerze mnie rozczuliło i rozbawiło jednocześnie.
- Dużo bełkotałem wczoraj? - zapytałem odrywając oczy od żółtego misia
- Właściwie to nic, po pięciu minutach usnąłeś, nawet nie mówiąc mi gdzie mieszkasz, więc przywiozłam Cię do siebie, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe...
- Nie, absolutnie. Jestem wdzięczny, choć nie powiem to dziwne uczucie obudzić się w obcym mieszkaniu i za cholerę go nie kojarzyć i w dodatku nie pamiętać nic od momentu, kiedy wsadziłaś mnie do auta. - zaśmiała się na moje słowa, a mi znowu zrobiło się głupio. - To gdzie masz te kartony?
- Są w aucie, w garażu. Napijesz się kawy?
- Chętnie, mogę zapalić na balkonie?
- Jasne - posłała mi uroczy uśmiech, a ja nie wiedziałem co mam zrobić.
Bez słowa wyszedłem na balkon, zajrzałem do kieszeni jednak moje Marlboro były na tyle zmasakrowane, że odpuściłem sobie szluga i zamiast tego przyglądałem się okolicy i rozmyślałem o tym co się ostatnio dzieje w moim życiu.
Była jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju. Alicja wydaje się jakby mnie nie kojarzyła i dobrze, ale dlaczego przywiozła mnie tutaj? Która normalna dziewczyna na jej miejscu wzięłaby do domu pijanego pojeba w środku nocy? Kurwa ja sam bym się siebie bał. A co jakby się okazało, że jestem naćpany czy coś? Aż tak bardzo ufa ludziom?
Z zamyślenia wyrwał mnie jej cichy głos.
- Skończyłeś? Chciałam zapytać czy słodzisz?
- Nie paliłem, bez cukru. - odpowiedziałem i wróciłem za nią do mieszkania.
- Aż taka straszna jestem, że uciekasz przede mną na balkon?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Mówiłeś, że idziesz zapalić.
- Fajki mi się pogniotły w kieszeni, podziwiałem okolice.
- I co ciekawego zauważyłeś? - zapytała stawiając kawę na stole.
- Doszedłem do wniosku, że musisz być zdrowo pierdolnięta
- Słucham? - widziałem jak prawie zakrztusiła się kawą, nie planowałem tego, ale wyszło całkiem śmiesznie.
- Nie bałaś się mnie? Przecież byłem najebany i ledwo kontaktowałem, mógłbym okazać się jakimś psychopatą.
- A jesteś nim?
- Z całym szacunkiem i wdzięcznością, ale jesteś nieodpowiedzialna.
- Nie Tobie to oceniać.
- To gdzie te kartony?
*****
Woah!
Napisałam maturkę i kurde luzik, zero stresu haha
To chyba dlatego, że przez ostatnie kilka dni się tak rozpisałam :D
Z matmą będzie gorzej :/
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie