- Zamknij się już, Szcześniak i...
- I? -zapytałem nieco zmieszany, próbując odnaleźć jej rozbiegane spojrzenie.
- Po prostu nic nie mów... - Alicja niebezpiecznie się do mnie zbliżyła unosząc głowę.
Wiedziałem co zamierza zrobić i modliłem się żebym nie padł na ten chodnik i nie narobił sobie wstydu przed nią nim do tego dojdzie. Od zawsze byłem niecierpliwy, więc widząc, że staje na palcach by sięgnąć do moich ust postanowiłem jej pomóc i trochę się pochylić i wtedy stało się.
Znienawidziłem swoją ulubioną czapkę, która być może na chwilę uchroniła mnie przed zawałem, ale tak czy inaczej skutecznie powstrzymała nasze poczynania.
Zderzyłem się z czołem Alicji tym jebanym daszkiem . Nie widziałem w tym nic zabawnego, ale ona się zaczęła cicho śmiać, ja natomiast byłem sfrustrowany brakiem bliskości ust, o których smaku fantazjowałem od dawna.
- Przez chwile myślałam, że wyjdzie jak w jakimś romantycznym filmie, ale my nie jesteśmy normalni i standardowi. - mówiła opierając głowę na mojej klatce piersiowej przez co jeszcze bardziej byłem spięty, zapewne słyszała jak łomocze mi serce, a tak chyba nie wypada.
Powoli ruszyliśmy dalej idąc lekko do siebie przytuleni, myślałem o tym co się stało i w myślach ganiłem się za akcję z czapką. Szliśmy w totalnej ciszy w stronę Ogrodu Saskiego, byłem dumny mając ją wtulona w swój bok jednak czułem cholerny niedosyt.
Po kilku minutach niemego spaceru Alicja zdecydowanie się zatrzymała wymuszając na mnie to samo.
- Filipie, czy Ty mnie wreszcie pocałujesz?! - zapytała z powaga na co ja natychmiast się rozpromieniłem, nie to żebym wcześniej był smutny, szybciutko pokonałem dzielące nas centymetry i chwyciłem jej twarz w dłonie i pamiętając o mym nakryciu głowy, najostrożniej na świecie jakbym miał do czynienia z najkruchszą istotą na ziemi złączyłem nasze usta w krótkim jednak jakże intymnym pocałunku. Cały stres kumulowany we mnie od dawna uleciał, czułem tylko przyjemne ciepło rozlewające się po całym moim ciele od czubka głowy po koniuszki palców u stóp. Nim zdążyłem odsunąć się od jej ust Alicja przyciągnęła mnie z powrotem pogłębiając pocałunek.
Myślałem, że to ja jestem tutaj niewyżytym napaleńcem!
- To co Ogród Saski? - zapytała po wszystkim łapiąc mnie za rękę, którą wesoło bujała w przód i w tył, zupełnie jak dziecko.
Byłem zdumiony tym z jaką łatwością przechodziła do porządku dziennego.
- Nasza pierwsza randka. - mruknąłem dokładnie analizując co się dzieje.
Było po północy więc miałem problem który dzień zaliczyć jako najlepszy w życiu, ten który się właśnie kończył, czy ten który się zaczynał?
To niespotykane, że trzymając w swoich palcach delikatną dłoń kobiety czułem jakbym trzymał cały, potężny świat ze wszystkimi jego dobrodziejstwami.
Nie mam pojęcia skąd mieliśmy siły, ale chadzaliśmy po pięknych alejkach przez kolejne długie godziny rozmawiając o tym o czym normalne pary dzielą się na pierwszych spotkaniach. Tak się dowiedziałem, że Ala pochodzi z pomorza i znalazła się w Warszawie dzięki swojemu uporowi, bo ojciec nie chciał dopuścić myśli, że może się ona wyprowadzić z Gdańska i jest tutaj w sumie od sześciu tygodni, więc pośpieszyłem się z komentarzem, że ma słabą orientację w terenie. Ja też opowiedziałem o swojej barwnej rodzince i nieco więcej o moim rapowym etacie.
Dochodziła trzecia a my siedzieliśmy na trawie rozmawiając o tak przyziemnych sprawach jak warszawska komunikacja miejska. A mimo to czułem się nadzwyczaj dobrze.
Kiedy zmęczenie dopadło nas oboje zadzwoniłem po taryfę, na która przyszło nam czekać prawie pół godziny.
- Zabrnęłam w to.
- Słucham?
- Mam na myśli Ciebie, śmiesznie to zabrzmi, ale jak zobaczyłam twoją pijana mordkę, już wtedy wiedziałam, że mogę jej zaufać i się od niej tak łatwo nie uwolnię - mówiła macając mnie po twarzy.- I mam nadzieję, że nic tego nie zmieni, ale muszę Cię ostrzec, że nie tylko ty masz za sobą bagaż doświadczeń.
- To zrozumiałe, ale liczy się tu i teraz. - powiedziałem patrząc jej głęboko w oczy, trzymając w swych objęciach. - Jeśli tylko tego chcesz tak jak ja to nic nie może stanąć nam na drodze do szczęścia.
- I nikt... Wierzę Ci Filipie, nie zawiedź mnie.
- Nie zamierzam - czule ucałowałem ją w czoło zamykając w jeszcze mocniejszym uścisku jej drobne ciało. - Co Ty na to żebyśmy pojechali do mnie?
- Nie rozpędzaj się mój wąsaty rycerzu.
- Zauważyłem, że lepiej śpię jak jesteś przy mnie.
- Cwany jesteś, poza tym mam kolejną rozmowę o pracę i wolałbym być w miarę możliwości wypoczęta. - uśmiechnąłem się na jej słowa.
Chwile później przyjechała taksówka, którą odwiozłem Alicję do domu, oczywiście wszedłem z nią do bloku i pożegnaliśmy się bardzo przyjemnie dopiero pod jej drzwiami.
****
Powiem Wam szczerze, że rzygam i sram cukrem po tym rozdziale... A za chwilę czytam jeszcze raz i jestem rozczulona tymi gołąbkami.
Mówcie co sądzicie!
Liczę, że zaszalejecie z gwiazdkami i komentarzami! 🤡
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanfictionKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie