Byłem mega zmęczony po powrocie z Płocka, w którym de facto nic nie załatwiłem. Alicja nie załatwiła. Wydaje mi się, że z braku zajęcia za mocno się zaangażowałem w jej problemy. Owszem pomogła mi, ale ja załatwiłem mechanika i nawet pojechałem z nią do komisu, tak jakby powinniśmy być kwita a nade mną ciąży jakiś ubzdurany obowiązek doprowadzenia tych spraw do końca. Polubiłem ją choć z drugiej strony potwornie działa mi na nerwy i łatwiej zajmować się błahostkami takimi jak zepsuty samochód niż sklejaniem swojego życia do kupy no i powinienem też zająć się pracą bo niedługo sam będę googlował czym się zajmuję. Swoją drogą to było nawet zabawne.
Czułem, że czeka mnie ciężki wieczór więc wracając od Alicji po drodze kupiłem butelkę wina. Łukasz poinformował mnie smsem, że wrócił do siebie więc byłem gotowy na zastanie totalnego chlewu w mieszkaniu jednak ku mojemu zdziwieniu było nawet czyściej niż zapamiętałem. Wino włożyłem do lodówki i poszedłem wziąć szybki prysznic, kiedy już się odświeżyłem wyjąłem je z chłodziarki i jak na kulturalnego człowieka przystało otworzyłem szafkę, gdzie trzymałem kieliszki i machinalnie naszykowałem dwa. Zamroczyło mnie, poczułem się jak psychicznie chory. Bolało mnie, że choć wydawało mi się, że jest już prawie okey to moja podświadomość robiła mi takie świństwa. Nie mogąc patrzeć na te kieliszki po prostu nalałem sobie do szklanki.
Biorąc pełną szklankę oraz butelkę udałem się do salonu, rozłożyłem się wygodnie na kanapie, którą Łukasz ogarnął po tym jak na niej spał, i wgapiałem tempo w płaski ekran telewizora. Kiedy już przestałem udawać, że interesuje mnie co się dzieje się u Mostowiaków zacząłem rozglądać się po własnym mieszkaniu jak po muzeum, tuż pod ekranem stała niska komoda, a na niej kilka pamiątek z wakacji i ramka ze zdjęciem. Od razu wstałem po nią. Dokładnie pamiętałem dzień, w którym zostało zrobione to zdjęcie.
Wracaliśmy wtedy z Kasią do Polski. Od samego rana zwiedzaliśmy to czego przez te kilka dni nie zdążyliśmy zobaczyć we Florencji, a jako że po południu mieliśmy lot do Warszawy to wszystko działo się w zawrotnym tempie, śmiałem się wtedy że z jej zapałem i energią powinna poszukać sobie młodszego, bo nie dawałem rady dotrzymać jej kroku aż zatrzymała się na środku Placu Michała Anioła i wyjęła telefon jednak nim włączyła aparat ostrzegła, że jeżeli się nie uśmiechnę to weźmie moje wcześniejsze słowa na poważnie, ucałowałem ją wtedy w czoło i spełniłem jej prośbę.
I tak oto teraz patrzę na to zdjęcie i aż chce mi się uśmiechnąć na to wspomnienie, jednak szybko sobie uświadamiam, że to wszytko się skończyło. Kaśki nie ma, nie będzie następnych wspólnych zdjęć, nie będziemy się już kłócić o to kto będzie siedział przy oknie ani dokąd tym razem lecimy. Nie ma jej ani wina.
Na ten moment nawet nie wiem co gorsze.
Byłem zrozpaczony, ale wiedziałem, że za długo z tym zwlekam. Z szafy wyjąłem duże pudło, w którym trzymałem kilka drobiazgów, szybko znalazłem im nowe miejsce a do kartonu zacząłem z bólem pakować ubrania Kasi, które parzyły mnie w dłonie. Dopiero teraz zorientowałem się, że sporą ich część zabrała ze sobą. Powoli pudło się zapełniało, a ja donosiłem do niego kolejne jej rzeczy, na samym wierzchu położyłem ramkę z naszym zdjęciem i nie wytrzymałem. Pojedyncza łza zleciała po moim policzku, a zaraz za nią kolejna. Ocknąłem się po kilku sekundach słabości i zakleiłem karton taśmą i postawiłem w korytarzu.
Potrzebowałem przez chwilę się wyciszyć, ale ktoś zdecydował się mi w tym przeszkodzić, bo po mieszkaniu rozniósł się drażniący dźwięk telefonu. Niewiele myśląc zgarnąłem z wieszaka bluzę i wyszedłem z domu zostawiając w nim rozdzwonionego Iphone'a
*****
Czułam się zobowiązana szybko coś dodać, bo poprzedni rozdział to jakaś porażka, nawet nie pamiętam jak ja go pisałam :D
Jedzie ktoś z was na Orange Warsaw Festival? Pytam bo drugiego dnia będzie Taco :P
Generalnie to myślę nad jakimś maratonem tutaj!
CZYTASZ
FAKE NEWS | TACO HEMINGWAY
FanficKiedy wszystko idzie dobrze To znak Że wkrótce Wszystko się rypnie