Rozdział VI

72 12 14
                                    

Wpatrywałam się z gniewem w oczy białowłosego i próbowałam zrozumieć co ma w głowie.

-Masz jakieś problemy z głową!-warknęłam- Dwie minuty wcześniej twierdziłeś, że nie masz imienia, a teraz próbujesz mi wmówić, że masz na imię Chris i miecz ostatniego z elfów jest twoją własnością?!- zapytałam zirytowana- Ostrzegam Cię, moja cierpliwość niebawem się skończy- zagroziłam.

Nie mogłam pojąć jakim cudem zakradł się do strzeżonego instytutu i ukradł moją broń z futerału opatrzonego czytnikiem moich lini papilarnych.

- Nie musisz mi wierzyć - powiedział spokojnie - odkąd pojawiłem się ponownie na tym świecie miecz już był przy mnie... Sam jeszcze tego  do końca nie rozumiem.

-Co zrobiłeś??To...czym ty jesteś?-zapytałam coraz bardziej zagubiona w jego wypowiedziach.

-Na pewno nie człowiekiem. Ani wampirem - uśmiechnął się lekko - więc czym mogę być?

- Kimś totalnie wkurzającym-odparłam doskonale wiedząc co chce powiedzieć.- Próbujesz wmówić mi, że jesteś elfem? Ostatni z tej rasy umarł w mych ramionach i nie pozwolę pohańbić jego honoru-odparłam i zamachnęłam się, by dać mu w twarz. Jego dłoń ścisnęła mój nadgarstek z szybkością jaką miał tylko jeden mężczyzna, którego znałam.

Kopnęłam go w brzuch i chwyciłam kindżały. Skoro był taki hardy to teraz niech zmierzy się ze mną- pomyślałam. Szybko zrozumiał, że moja rozmowa dobiegła końca i przechodzę do czynów.

-Po co to robisz?-zapytał nagle nazbyt spokojnie.

-Nie chcę Cię tutaj, spiczastouchy szmaciarzu- odparłam tracąc całkiem cierpliwość.

-Czy obrażanie mnie coś ci daje? - Chris skrzyżował ręce na piersi.

-Nie toleruję oszustów i dwulicowych złodziei, a ty do takich się właśnie zaliczasz, oddaj broń mojego partnera i znikaj stąd złodziejski pomiocie!- warknęłam wściekle.

- Nikt nie będzie mnie oskarżał o złodziejstwo - powiedział z nagłą złością.

  Zaskoczeniem było jednak dla mnie jego tempo. Zapomniałam już, że moja zwinność i wampirze cechy zniknęły i każdy mój atak wiązał się z jego zwycięstwem i kontrą w dużym stylu. Wtem pchnął mnie na ziemię, a ja tracąc równowagę straciłam swoją broń, która wypadła mi z rąk. Nie miałam szans zdążyć jej podnieść. Jego ostrze zmierzało w moją stronę. Wyciągnęłam dłonie przed siebie, by ochronić głowę i...stało się coś niezwykłego. Z dłoni wystrzelił  niebieski promień mocy uderzając mężczyznę i odrzucając w dal. Poderwałam się na równe nogi. Moje dłonie wciąż otaczała elektryczna energia. Spojrzałam z zaskoczeniem na przeciwnika, a potem postanowiłam rzucić się do ucieczki.

__________________________

No i kolejny rozdział, który nie powstałby bez świetnych pomysłów mojego kochanego Daniela.

Mam nadzieję, że dacie nam jakieś komentarze i gwiazdki.

Pozdrawiam i zapraszam do kolejnego rozdziału, tym razem pisanego przez Daniela.

Roxi

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz