Rozdział XXIX

76 12 3
                                    

Gdy otworzyłem oczy zrozumiałem że moja sztuczka się udała. Znalazłem się na samym środku jakiegoś pustkowia, a wszystko dookoła mnie było stalowoniebieskie.
Rozejrzalem się dookoła i zobaczyłem wiele różnobarwnych kul unoszących się nad ziemią leniwie poruszających się na wietrze. Wiele słyszałem o Polu Amarath. Tu były wszystkie dusze, które nie zaznał szczęścia za życia i błąkały się po bezkresie tego trawiastego pustkowia. Jak na to patrzyłem, osobiście zacząłem uważać, że to nie jest aż tak zła kara czy potępienie. Można było tu wszystko przemyśleć i zyskać spokój swojego ducha.
   - Żywy... -nagle rozległ się cichy jak szelest liści szept - co żywy tu robi?
   - Szukam kogoś... Jego czas ostateczny nie nadszedł...
Wiedziałem kto się odezwał. Jak niemal każde miejsce i to miało strażnika. Czytałem w moich książkach o Arathrielu - aniele śmierci. To on stał na straży dusz na polu Amarath by nikt nie zakłócał spokoju dusz.
   - O kim mowisz elfie? - spytał anioł nadal niewidoczny dla moich oczu.
   - Kira Otonawa... - wypowiedziałem to imię świadomy swojej decyzji.
   - Zaskoczyłeś mnie elfie... Chcesz wskrzesić swojego największego wroga?
   - Zgadza się - w moim głosie nie było cienia wątpliwości - jest bardziej potrzebny na ziemi i to z niejednego powodu.
Na moment zapanowała cisza. Szczerze mówiąc już zacząłem myśleć, że Arathriel nie pozwoli mi na to, ale po chwili anioł pojawił się w pełnej krasie przede mną. Był w postaci wysokiego mężczyzny o nienagannej urodzie, blondwłosego o głębokiej zieleni oczu. Na sobie miał srebrno-złotą szatę, a z pleców wyrastały mu szaropióre skrzydła.
Samo to, że anioł pojawił się przede mną było ogromnym gestem szacunku i nie myśląc wiele skłoniłem się przed nim.
   - To dla mnie zaszczyt... - mruknąłem cicho.
   - Nie pochlebiaj mi elfie... Nie lubię tego -odparł Arathriel nadal tym samym delikatnym szeptem - czy jesteś świadomy ceny za przywrócenie kogoś do życia?
   - Tak - powiedziałem spokojnie - gdy zginę nie pójdę nigdzie dalej, lecz utknę tutaj w miejsce przywróconego do życia...
   - Zgadza się... Czy jesteś gotowy na takie poświęcenie?
Kiwnąłem głową pewny swego. W tym momencie anioł machnął dłonią i koło mnie pojawiła się dusza Kiry w otępieniu. Nie myśląc wiele przesunąłem sie tak, że kula wniknęła we mnie robiąc z siebie naczynie dla niego. Czułem, że nasze dusze splatają się ze sobą bym mógł zabrać to na ziemię.
Już nie odezwałem się do anioła tylko wróciłem na ziemię. Zgodnie z tym co chciałem, znalazłem się przed mym domem i  już w ciele.
Uśmiechając się przebiegle znalazłem grób Kiry, gdzie kiedyś zakopałem go po naszej walce. Może to był mój najgorszy wróg, ale zasługiwał na te same honory co najlepszy przyjaciel. Nie myśląc wiele kilkoma gestami dłoni sprawiłem, że ziemia się rozstąpiła i zobaczyłem ciało w idealnym stanie, takim samym, w jakim zginął. Teraz czekało mnie trochę więcej pracy.Robiąc głęboki wdech zacząłem naprawiać martwe ciało z wszelkiego rodzaju ran po walce. Było to dosyć męczące, z tego względu, że w całości musiałem korzystać tylko i wyłącznie z mojej własnej mocy. Gdy jednak  mi się udało poczułem rwanie w piersi. Dusza Otonawy wręcz pragnęła sie znaleźć we własnym ciele. Wzdychając cicho spuściłem go i pozwoliłem by duch na nowo zcalił się z ciałem.
Przez krótką chwilę nic sie nie działo, ale kilka sekund później Kira otworzył oczy i siadając zrobił głęboki wdech. Sam się uśmiechnąłem i klęknąłem przy nim.
   - Witamy spowrotem wśród żywych...

Na tym zakończę swój rozdział. Dalej będzie wiele intryg oraz akcji, ale nie będę wam nic zdradzał. Czekajcie teraz na rozdział niezastąpionej Roxi.

Z wyrazami szacunku
Daniel

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz