Rozdział XXXVII

78 7 22
                                    

***
Kiedy wszyscy moi przyjaciele opuścili instytut czułem się jak potwór. Nie powstrzymałem tego. Tak bardzo było mi z tego powodu wstyd.

-Diego?-usłyszałem za plecami głos osoby, którą do niedawna darzyłem ogromnym szacunkiem oraz własną miłością.

-Jak mogłaś?!!!Zdajesz sobie sprawę z tego, że zniszczyłaś wszystko na co pracowało kilkaset istot? Zerwałaś przymierze, które mogło wnieść tylko wiele dobrego!!!-wykrzyczałem jej w twarz nie wiedząc, czy jeszcze kiedykolwiek będę mógł spojrzeć w lustro bez uczucia obrzydzenia.

-Diego, wnusiu, te istoty o ktorych mówisz to potwory- powiedziała i położyła dłoń na moim policzku.

-Czym różnią się teraz od Ciebie?-zapytałem, a ona cofnęła się zaskoczona.

-Chciałam tego wszystkiego dla Ciebie! Zdobyłeś władzę o której marzyłeś- odparła uśmiechając się do mnie.

-Nie chcę takiej władzy!!! Nigdy jej nie pragnąłem!!! Wygnałaś wszystkich na których mi zależało. Pora bym do nich dołączył- odparłem i ruszyłem do wyjścia.

-Zatrzymać go!!-krzyknęła i na mojej drodze stanęło kilkunastu łowców.

-Czy ci się to podoba czy nie, instytut od teraz jest pod twoim dowództwem. Jednak zrób coś nie tak, a dołączysz do tych, którzy polegli- zagroziła, a ja odwróciłem się, by spojrzeć prosto w jej ciemne, puste oczy.

-Od kiedy stałaś się tak odrażająca? Chcesz mnie zabić?! Śmiało!! Jak nie ty zrobią to wampiry, które uważają mnie za zdrajcę!!!

-Zrobiłam to wszystko dla Ciebie- odparła znów pełna smutku i troski w głosie.

-Zapomniałaś tylko zapytać mnie o zdanie- odparłem i wymijając łowców pobiegłem schodami na piętro, by zamknąć się w swoim pokoju. Odwróciłem się od drzwi i ujrzałem idealną twarz Arona.

-Co tu robisz? Zabiją Cię-szepnąłem, a on doskoczył do mnie i pocałował czule w usta. Moje serce zaczęło walić jak szalone.

-Posłuchaj co ci powiem- zaczął, a ja w skupieniu wysłuchiwałem wszystkich wskazówek. Mieli plan. To musiało się udać. Nie było innej opcji.

***
Wciąż nie spotkałem Lei, ale czułem, że nie byłaby szczęśliwa, gdyby mnie ujrzała. Odpaliłem i to zdrowo. Gdyby nie opieprz od tego bezczelnie szczerego elfa pewnie nawet nie dostrzegłbym tego, co do mnie czuła. Tam po drugiej stronie jest sporo czasu na refleksję i rozważenie wszystkiego co zrobiło się źle, a miałem o czym myśleć.
Kiedy Chris dał mi drugą szansę, jaka nie spotyka wielu, zrozumiałem, że czas podjąć kroki ku jakiejś zmianie. Naprawić popełnione błędy, by nie utknąć w zawieszeniu pośród niebieskich pól, jak te dusze co nie zrobiły niczego dobrego, by trafić w lepsze miejsce. Musiałem działać. Idąc szybko korytarzami próbowałem przypomnieć sobie, gdzie jest wyjście z tych tuneli, gdy ktoś zaatakował mnie od tyłu. Zanim zdążyłem się obronić zdzielono mnie parę razy czymś blaszanym w łeb. Kiedy poczułem przypływ złości zrzyciłem napastnika z pleców i przyłożyłem mu do gardła ostrze sztyletu, który wyjąłem z rękawa. Dopiero wtedy, w lekkim szoku, zrozumiałem kto wreszcie mnie dopadł.

-Lea, dobrze Cię widzieć - żachnąłem sie niby lekko, podczas gdy ona piorunowała mnie zabójczym wzrokiem.

-Ty pieprzony, zakłamany, fałszywy...-zaczęła, a ja zabierając natychmiast ostrze z jej szyi nie czekałem, aż dokończy tylko pochyliłem się i ją pocałowałem. Znieruchomiała na moment, a potem odwzajemniła pocałunek.

-Tęskniłem- odparłem, a ona objęła mnie mocno, wtulając twarz w moją szyję i rozklejając się na dobre. Trwało to tylko chwilę, a do mnie dotarło jak bardzo jej zależy. Była jedyną osobą, która mnie pokochała. Odsunąłem ją lekko od siebie i otarłem łzy z jej policzków, a potem pomogłem wstać.

-Musimy sobie teraz poważnie porozmawiać panie Otonowa- odparła nagle przybierając stanowczy ton. Poczułem się nagle jak przed sądem ostatecznym. Lea chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do menagerki. Pomieszczenie było niewielkie i wypełnione po brzegi monitorami przedstawiającymi przeróżne miejsca w całych podziemiach, a nawet ulice miasta. Przy kilku monitorach kręcili się strażnicy i Lea spojrzała na nich uśmiechając się.

-Wypad- odparła i momentalnie w pomieszczeniu zrobiło się pusto.

-Zawsze byłaś ostra, ale nie sądziłem, że podporządkujesz sobie tylu ludzi- odparłem pełen podziwu.

-Jestem najwyżej położoną rangą wojowniczką zaraz po Lenie. Szanują mnie tutaj albo... się boją- odparła i oparła się o blat przybierając wygodną pozycję pani sytuacji.
Naprawdę za nią tęskniłem. Jej blond włosy opadały falami na ramiona, a długie nogi zdobiły czarne jak węgiel glany. Była cudowna.

-Chciałaś porozmawiać, więc mów, a ja- odparłem i chwyciwszy jedno z krzeseł upchanych pod blat przy monitoringu usiadłem na nim w rozkroku. -Chętnie posłucham- dodałem i wpatrzyłem się w jej prześliczne, choć groźne oblicze. Wyglądała niczym anioł zemsty gotowy do ukarania grzesznika.

-Hmm, od czego tu zacząć...Możesz mi łaskawie wyjaśnić jak mogłeś dać się zabić takiej niemocie jak Chris?-zapytała, a ja wybuchłem śmiechem.

________________________________________________________

Kolejny rozdział. Uff...chyba wena została odnaleziona. Trzeba więc chwycić ją za nogi. Myślę, że nasz wspólny rozdział przypadnie wam do gustu

Czekamy na gwiazdki i komentarze

Roxi i Daniel

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz