Rozdział XX

71 14 23
                                    

Chodziłam jak oparzona. Było tyle spraw do zrobienia.

-Nie rozumiem dlaczego nie przypomniałaś mi o tym wcześniej?-odparłam idąc szybkim krokiem w towarzystwie Caroline.

-Chciałam, ale najpierw Aron zginął, a potem...- w jednej chwili zrobiło mi się głupio.

Przecież ona i Julian byli w żałobie. W sumie od zniknięcia w podziemiach mojego przyjaciela Julian całkowicie zniknął z naszych oczu całkiem zajęty papierami.

-Wybacz- odparłam kładąc dłoń na jej ramieniu. Skinęła głową i zabrałyśmy się do pracy. Załatwiała kwiaty, a ja szykowałam salę. Musiała być idealna. Taka jaką zawsze przygotowywał mój tata.

Dużo czasu włożyłam w znalezienie odpowiedniego stroju na bal. Nigdzie nie spotkałam Chrisa,  ale w sumie to się z tego cieszyłam. Nie miałam ochoty na poważne rozmowy, zwłaszcza, że  miałam i tak dużo na głowie.

Pod wieczór miałam już wszystko, salę, muzykę, jedzenie, napoje, wysłane ozdobne zaproszenia do wszystkich ważnych domów łowców i odpowiedni strój. Jednak tak chciałam, by był przy mnie ktoś bliski, Tata, Aron czy choćby Chris mimo, że byłam na niego zła.

Nie można jednak mieć wszystkiego. Zawsze trzeba coś stracić, by zyskać coś nowego. Znów byłam wampirem. Wiedziałam, że nie będzie łatwo zapomnieć o słońcu. Nie będzie też łatwo dowodzić łowcami, gdy samemu będę chodzić na akcje.

Caroline wciąż dopinała szczegółów. Wtedy do sali weszła Lea. Podeszła do mnie pośpiesznie.

-Lenka ja chciałam przeprosić.  Zachowałam się jak świnia, takich rzeczy nie robi się przyjaciółką.

-Nie przepraszaj, właściwie to zrobiłaś mi przysługę  przynajmniej wiem ile warta jest miłość elfa.

-Nie, to nie tak, on cię kocha, przecież to widać. Nie skreślaj go od razu, to była tylko i wyłącznie moja wina.

-Nie było widać, żeby się opierał - odparłam.

- A widziałaś u niego szczęście? - zapytała. - Dla mnie to było nic, on jest denny i debilowaty - warknęła

-To ma mnie przekonać, każdy dla ciebie znaczy tyle samo - odparłam szybko

-Kocham i kochałam tylko Kirę!-krzyknęła - Chodziło mi o zemstę, ale teraz wiem, że to nie przywróci mojego Otonowy do życia- powiedziała zaskakując mnie jak nigdy. Wyszła z sali, a ja pobiegłam za nią.

-Lea! - krzyknęłam i łapiąc za rękę mocno przytuliłam do siebie - Nie wiedziałam - szepnęłam. Stałyśmy tak nieruchomo.

-Ale ty jesteś zimna - odparła odsuwając się. - Właściwie to dlaczego znowu jesteś wampem? - zapytała.

- Żebym ja to wiedziała... Ale wiesz, zawsze możesz być dla mnie dawcą - odparłam i rzuciłam się z kłami na jej szyję.

Od razu poczułam ostrze kołka na piersi.

-E... Nie jednak nie, nie jadam byle czego - zażartowałam

- Byle czego? Czekaj Wilson, bo przyjdzie dzień w którym skopię twój martwy tyłek- krzyknęła, kiedy odchodziłam w stronę sali.

Przyjrzałam się swojemu dziełu i bylam z siebie dumna. Tata nie zrobiłby tego lepiej. Byłam zmęczona. Poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Zapadłam w sen, po raz pierwszy od dawna próbując odpocząć i pozbyć się wszelkich myśli.

_________________________

No i kolejny rozdział. Myślę, że wam się spodoba.

Zapraszam też na kolejny rozdział pisany przez Danio.

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam Roxi

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz