Rozdział XXVII

68 9 0
                                    

Obudziłem się z potężnym bólem głowy. Nadal jeszcze nie doszedłem do siebie po leczeniu Arona i irytujące pulsowanie w skroniach cały czas mi o tym przypominało. Jednak nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek.
Zebrałem się w sobie i stanąłem na równych nogach. Nie zakręciło mi się w glowie, co tylko nieco poprawiło mi humor. Nie było ze mną aż tak źle jak myślałem.
Wyszedłem z pokoju i zacząłem się zastanawiać czemu panuje tu taka cisza. Zazwyczaj było tu pełno Łowców, a teraz pustki. Coś tu było nie tak. Poszedłem w stronę gabinetu Leny, gdy nagle na drodze stanęła mi Lea.
- Co się dzieje? - spytałem od razu rozgladając się dookoła.
- Jest tu Inkwizytorka. Przesłuchuje Thomasa...
- Z jakiego powodu... - zrozumiałem, że prowadzone jest jakieś dochodzenie - o co chodzi?
- Chce wyjaśnień czemu ojciec Leny nigdy nie przyznał się, że jest elfem -powiedziała poddenerwowana dziewczyna - jeśli coś pójdzie nie tak, to może dojść do rozłamu i wampiry będą musiały opuścić Instytut...
Słysząc to poczułem się jakby ktoś uderzył mi w żołądek młotem. Jeśli by do tego doszło, to wszystko nad czym kiedyś z Leną pracowałem poszło by momentalnie w diabły. Nie mogłem na to pozwolić.
- Zaprowadź mnie do niej... Ja to załatwię - powiedziałem cicho.
- Nie da rady - Lea była wręcz rozsierdzona - nie może nikt jej przerywać, a na straży stoją Łowcy jej posłuszni...
- Zaraz się przekonamy kto jest lepszy...
Z coraz silniejszym bólem głowy i złym humorem po tych wiadomościach przyspieszyłem kroku. W moment znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami.
- Elf Christopher Shadowblade wnosi o spotkanie z Inkwizytorką -powiedziałem na tyle głośno by słychać było mój głos z wewnątrz.

Po chwili ujrzałem wyłaniającą się z pomieszczenia starszą kobietę o spojrzeniu godnym bazyliszka. Zmierzyła mnie jakbym był jakimś dziełem wandalizmu i splotła dłonie na piersi.
-Kolejny elf w instytucie? Jak na wymarłą rasę zaczyna was się tu mnożyć, nie ukrywam, że mnie to nie cieszy- odparła niskim skrzeczącym głosem.- Czego chcesz ode mnie elfie?-zapytała, a potem opuściła dłonie wzdłuż ciała.
- Jako oficjalny przedstawiciel i ambasador mojej rasy mam prawo domagać się wyjaśnień czemu mój pobratymiec jest przesłuchiwany... Więc słucham Pani Inkwizytor...
-Panie... Christopherze? Mniejsza o to. Chyba nie zdaje pan sobie sprawy z tego, że tak jak obecność Thomasa Wilsona jak i pańska w tym budynku to całkowite złamanie zasad. W budynku mają przebywać tylko Nefilim, tylko czystej krwi łowcy-odparła oschle- Na panu Wilsonie spoczywa bardzo dużo przewinień, w tym wahamy się, by nie otrzymał wyroku za działania prewencyjne i podburzanie do buntu- dodała lodowatym tonem.
- Proszę Pani... Niech Pani pomyśli logicznie... Czy zabicie Thomasa Wilsona będzie dobrym pomysłem? -spytałem poważnie - proszę pomyśleć w ten sposób. Nigdy nie działał przeciw Łowcom. Zawsze jego działania były ku dobru Nefilim. Jeśli Pani go teraz skarze to nie zyska Pani grona popleczników. Rozumiem Pani oburzenie, ale to nie powód by zaraz wyciągać tak poważne konsekwencje...
-Młody człowieku, nie mam zamiaru tracić czasu na wywody nad pańskimi racjami i prosiłabym, a wręcz nalegała oddalić się, a najlepiej opuścić ten budynek. Mam jeszcze mnóstwo spraw do uprzątnięcia i podjęcie odpowiednich kroków wobec obecnego dowódcy tego miejsca, a więc żegnam- odparła i spojrzała na mnie tak wymownie, jakby czekała, aż momentalnie odwrócę się i odejdę.
- Powiem Pani tak... Nie odejdę póki nie wyda mi Pani Thomasa Wilsona. Jest moim pobratymcem i jego kara leży w mojej gestii - postanowiłem skończyć politykę - jeśli Pani nie wypuści go teraz razem ze mną to odbiorę to jako akt jawnej wrogosci.
-Powiem panu tak, nie odejdzie pan po dobroci to pana zmuszą moi ludzie, a atak na inkwizytor tylko pogorszy już i tak nieciekawą sytuację Thomasa i Leny Wilson- to ostatnie wręcz podkreśliła niczym groźbę. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo w tym momencie dopadła do mnie Lea i zaczęła ciągnąć za rękę na stronę.
-Nie ma powodu do nerwów pani Ramiro, wszystko wyjaśnię temu panu- odparła spokojnie i poprowadziła mnie za róg.
-Co ty odwalasz? Wiesz co się stanie jak ona się wkurzy?!-Dziewczyna najwyraźniej nie pochwalała mojego zachowania.
   - Nie wierzę, że to właśnie Ty mnie powstrzymujesz... -powiedziałem zaskoczony - mam świadomość co może się stać i specjalnie ją prowokuję... Pomyśl w ten sposób... Jej Łowców nigdy nie będzie więcej niż moich sojuszników.
  -Ty na serio jesteś głupi i naiwny jak dziecko. Nie widzisz, że ona w pojedynkę potrafi zniszczyć całą armię. Myślisz, że jakim cudem jest od prawie czterystu lat na swoim stanowisku? Bo nie ma zasad i gra nieczysto, ale rób jak chcesz, tylko pamiętaj, ostrzegałam, tego będziesz żałował- odparła i odwracając się na pięcie odeszła pozostawiając mnie w samotności na pystym korytarzu. Ramira właśnie rozmawiała poważnie z jednym ze strażników trzymających wartę przy drzwiach od pokoju Thomasa. Miałem dylemat nad którym długo się nie zastanawiałem.
W końcu postanowiłem to zrobić inaczej. Dogoniłem Leę i złapałem ją lekko za rękę.

   - Ile osób w Instytucie pójdzie za mną bez wahania? - spytałem szeptem.

  -Słuchaj, nikt nie wystąpi przeciw inkwizytor. Ślubowaliśmy wierność najwyższej, a ona właśnie nią jest, nikt nie schańbi honoru ani rodziny, zwłaszcza, że wielu zaczyna zmieniać zdanie co do Thomasa, Leny i całego pokoju jaki zawarliśmy z wampirami, a czemuż to? Bo po ulicach biegają wściekłe wampiry Nosferatu i mordują kogo popadnie, na wczorajszym patrolu zginęło czterech naszych, to budzi kontrowersje- odparła poważnie, a jej głos przepełniał smutek i gniew, choć nie wiedziałem czy denerwuję ją ja czy cała ta sytuacja.
   - A więc nie mam wyboru... Muszę wskrzesic jedyną osobę, która jest na tyle silna by mi pomóc... -powiedziałem poważnie wiedząc, że czas zabawy się skończył.
Lena tylko pokręciła głową i ruszyła korytarzem.
  -Mało wierzę w to, że potrafisz tego dokonać Chris, ale jeśli to zrobisz to wiesz, że nie koniecznie będzie tak jakbyś chciał by było? -zapytała jakby od razu zgadła o kogo mi chodzi.
   - Nie mam wyboru - powiedziałem składając dłonie w pewnym geście, a wokół mnie pojawiła się aura zielonej i czarnej aury - mam tylko jedną prośbę... Chroń moje ciało dopóki nie wrócę...
Po tych słowach po prostu padłem na ziemię całkowicie bez zmysłów.

_________________________________________

Kolejny rozdział. Tym razem mój. Myślę, że równie ciekawy jak rozdział Roxi.

Nastepny może być równie ciekawy jak ten. Także trzymajcie się i uzbrojcie w cierpliwość.

Daniel

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz