Rozdział XXXIV

65 11 8
                                    

Stałem na dachu najbliższego budynku tuż przy Instytucie. Obserwowałem otoczenie i zrozumiałem, że całe zaplanowane przedsięwzięcie zaczyna się nieco komplikować. Inkwizytorka podwoiła ilość straży i to na dodatek takich, których musiała sama sprowadzić, gdyż nie poznawałem żadnej z tych twarzy. No nic... I tak nie zamierzałem się wycofać. Dla mnie teraz najważniejsze było życie Leny.
Wycofałem się w cień i zeskoczyłem z budynku w bezpiecznym miejscu, gdzie czekali już na mnie Miguel i Kira.
- I jak? - spytał Łowca przeczuwając odpowiedź.
- Nie chce by ktokolwiek jej przeszkadzał - powiedziałem z uśmiechem - sytuacja w sam raz dla nas...
Spojrzałem na wampira, który tylko kiwnął głową w milczeniu i uniósł do góry dłoń wykonując serię krótkich gestów. Nie musiałem pytać. Miguel de Canto wraz z czworgiem swoich towarzyszy byli ostatnimi z "Długiej Ciszy" - elitarnej jednostki z przed wieków, która zajmowała się infiltracją i zabójstwami tych, którzy niesprawiedliwie zabijali wampiry, nawet tych z własnej rasy. Byli najlepszymi skrytobójcami i nawet po ponad trzech tysiącleciach nie było lepszych od nich.
Mogłem tylko stać i przyglądać się z podziwem jak cała piątka bez najmniejszego problemu zbliża się do grupki Nefilim i pozbywa się ich czysto, bez jakiegokolwiek śladu. Dopiero teraz wkroczyłem wraz z Kirą i wraz z Miguelem oraz dwojgiem z pijawek zakładając ubrania martwych ludzi.
- Nigdy bym nie pomyślał, że założę to na siebie - mruknął jeden z wampirów, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Życie jest pełne niespodzianek -Westchnałem cicho i teraz gotowi oraz uzbrojeni ruszyliśmy do wnętrza Instytutu.
Doskonale wiedziałem gdzie trzeba iść. Tylko w jednym miejscu można było trzymać wampiry, by je przesłuchać i samemu się nie narażać.
- Pamiętajcie... - przypomniałem wszystkim - zabijamy tylko w ostateczności...
Odpowiedziały mi skinięcia głowami i ruszyliśmy w stronę lochów, skąd wyczuwałem Lenę.

***
Już dawno przestałam odczuwać ból. Moje oczy zachodziły zbyt mocno czerwienią, bym mogła się jeszcze kontrolować. Byłam na granicy wytrzymałości. Pomocy nadal nie było, a Ramira szalała w najlepsze. Kiedy po raz kolejny miała mnie uderzyć, jakby z oddali usłyszałam kroki.

-Stój!!!-krzyk wydał się tak nierzeczywisty, że wręcz z ciekawości otworzyłam oczy. Diego stał przede mną osłaniając od ataku swojej babki.

-Diego...-wyszeptałam i wtedy poczułam strach. Nie mogłam skupić się na nim, a tylko na tętnicy dudniącej echem na jego szyi i na jego przyspieszonym biciu serca. - Odsuń się!!!-krzyknęłam, a on tylko jeden raz spojrzał w moją stronę i natychmiast odskoczył.

-Diego jak śmiesz przeszkadzać mi w przesłuchaniu?-zapytała z oburzeniem Ramira. Czułam szał. Tak mocno szarpałam się w łańcuchach, że te zaczęły pękać.

-Lena co się dzieje?-zapytał mnie jakby z oddali Diego.

-Ona Cię nie słyszy. Głód sprawia, że sama zamienia się w dziką bestię- starucha mówiła z całkowitą pogardą w głosie.

-Diego...uciekaj!!!-odparłam resztą sił, a potem rozległy się kolejne kroki. Moje łańcuchy pękły. Diego natychmiast ruszył do ucieczki. Nikt go nie zatrzymywał. Ramira spojrzała na mnie, a ja wstałam i spojrzałam na nią z wściekłością, która zwykle nie przynosiła nic dobrego i kobieta ukryła się za kratami jednej z celi. Poczułam krew. Żywą krew. Ktoś tak niesamowicie pachniał, że odbierało mi rozum. Odwróciłam się kierowana instynktem. Sycząc jak dziki zwierz ruszyłam przed siebie, a ostatnie co widziałam to twarz Chrisa. Potem przestałam się kontrolować.

***
Szliśmy spokojnie całą piątką jak gdyby nigdy nic,gdy nagle ktoś wpadł we mnie i momentalnie silny ból przeszył moją szyję. Już miałem kontratakować, ale w tym momencie zorientowałem się, że to była właśnie Lena. Niemal czułem jej głód i zrozumiałem, że była na skraju szaleństwa. Jednak nie było czasu na rozmyślania. Nie mogłem jej przerwać, bo to mogłoby się źle skończyć, więc nie miałem większego wyboru. Po prostu porwałem ją w ramiona i krzyknałem do towarzyszy, po czym sam rzuciłem się do ucieczki.
- Zabijać w ostateczności - powtórzyłem jeszcze raz.
W mgnieniu oka Kira, Miguel oraz pozostałe dwa wampiry otoczyły mnie i Lenę. W ten właśnie sposób biegliśmy przez Instytut, a każdy Nefilim jaki wszedł nam w drogę był natychmiast pacyfikowany bez uszczerbku na zdrowiu.
W międzyczasie cały czas opadałem z sił, gdy Lena bez przerwy piła moją krew. Nie wróżyło to dobrze dla całej operacji, ale jeśli była szansa na to, że nie oszaleje z głodu, to byłem w stanie się dla niej poświęcić.
Przebijaliśmy się przez kolejne korytarze, aż w końcu trafiliśmy na mur Nefilim podległych Inkwizytorce. Kira tylko uśmiechnął się lekko i wystąpił naprzeciw nich. Nagle powietrze zaczęło reagować na moc wojownika gwałtownymi podmuchami, a sekundę później wszyscy jego rywale leżeli pod ścianami z różnymi rodzajami szoku i strachu na twarzach.
- Idziemy -powiedziałem cicho ruszając do przodu.
Moje pole widzenia zaczęło się już zawężać. Wiedziałem, że pozostały mi tylko sekundy zanim stracę przytomność od nadmiaru utraconej krwi, a z tego co zauważyłem to Lena nie zamierzała się ode mnie oderwać...

Co teraz? Czy Lena sama znów zabije ukochanego w wampirzym szale? A może jednak się opamięta? Tego się dowiecie w kolejnym rozdziale przygotowanym przez moją kochaną i niezastąpioną Roxi.

Piszcie komentarze i liczymy na wasze gwiazdki

Pozdrawiam
Daniel

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz