Rozdział XXXVI

76 8 17
                                    

Ta wymiana zdań pomiędzy Leną, a Kirą już do reszty zbiła mnie z tropu. Co tak naprawdę wydarzyło się, gdy byłem nieprzytomny? Postanowiłem się później wszystkiego dowiedzieć, ale póki co, nie zamierzałem dłużej leżeć. Zacząłem się podnosić mimo osłabienia i już na starcie napotkałem nieprzychylne spojrzenia ukochanej i przyjaciela. Jednak nie zwróciłem na to teraz większej uwagi i usiadłem powoli robiąc przy tym głęboki wdech.

-Nawet nie waż się wstawać!-warknęła Lena nagle odzyskując swój dawny ton i stanowczość.

- Skarbie... Teraz nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek - powiedziałem nieco blady ale bez jakiś krytycznych skutków ubocznych.

-Kira błagam powiedz mu coś, bo jak ja zacznę mu przemawiać do rozsądku to będzie mu potrzebny ostry dyżur albo kostnica! - odparła rozzłoszczona jak nigdy dotąd.

- Wybacz Lena, ale Chris ma rację... -powiedział spokojnie mimo, że w duchu bawiła go tą sytuacja - jeszcze jest przed nami robota, a szpiczastouchy jest tu szefem.

Na te słowa Lena zacisnęła usta w wąską kreskę, a ja juz stanąłem na nogach. Co prawda zakręciło mi się w głowie, ale było to do wstrzymania. Już widziałem, że moja ukochana chce sie dalej kłócić, lecz tym razem nie było na to czasu. Spojrzałem na Kirę dosyć spokojnie.

- Dasz radę dostać sie do Instytutu? - spytałem od razu, a Japończyk uśmiechnął sie lekko kiwając głową - zrób wszystko co sie da by znaleźć osoby, ktore pójdą za nami. Musimy miec sojuszników by wprowadzić tak konia trojańskiego...

Na te słowa Lena spojrzała na mnie zdziwiona co szybko zamaskowała. Wiedziałem, że później będzie domagała sie wyjaśnień, ale póki co trzeba było działać póki Inwizytorka była najbardziej odsłonięta po naszym udanym ataku.
Otonawa wyszedł już bez słowa, a ja podszedłem do szafy by wziąć z niej jakieś proste ubrania na zmianę.

- Poczekaj proszę na mnie... -powiedziałem do Leny łagodnie i poszedłem do łazienki.

Wziąłem szybki prysznic i po wyjściu z kabiny podszedłem do lustra. Spojrzałem na siebie w odbiciu i westchnąłem cicho. Mój wyglad na nowo zaczął sie odmieniać. Skóra stała się bledsza, oczy nieco podkrążone i cała moja twarz jakby nieco wychudła. Wiedziałem, że jeśli tak dalej będę się przeciążał to w końcu naprawdę zrobię krzywdę sobie i przy okazji innym.
Jednak na razie nie mogłem przystanąć... Musiałem przeć dalej do przodu, jeśli chciałem doprowadzić do jakichś prawdziwych i korzystnych dla wszystkich zmian. Przede wszystkim, by choćby Lena zaznała nieco spokoju. Właśnie dla niej robiłem to wszystko.
Po dłuższej chwili już suchy ubrałem sie i wyszedłem z łazienki. Lena siedziała teraz na krawędzi łóżka plecami do mnie i najwyraźniej nie usłyszała mojego pojawienia się w pokoju. Zakradłem się do niej bezgłośnie, ale przeliczyłem się, że uda mi się ją zaskoczyć. Odwróciła głowę i spojrzała na mnie poważnie.

- Możesz mi w końcu wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi? -spytała patrząc mi przenikliwie w oczy. -Chcę wiedzieć wszystko, nie podobają mi się te tajemnice ani twój układ z Otonową, tak na marginesie- dodała jak zwykle dając mi do zrozumienia, że jest na mnie zła.

-Czy choćby raz możesz mi zaufać?!-zapytałem nieco zdenerwowany tym, że wciąż musiała mieć nad wszystkim kontrolę.

-Doskonale wiesz, że ci ufam, jednak nie podoba mi się ,że masz przede mną tajemnice i odsuwasz mnie od akcji- odparła teraz stojąc ze mną twarzą w twarz.

-Dopiero co byłaś torturowana, dużo przeszłaś. Nie przyszło ci do głowy, że się o Ciebie troszczyć i chronić Cię przed tym wszystkim?!-krzyknąłem, a ona zrobiła krok w moją stronę, tak, że teraz praktycznie stykaliśmy się nosami.

-A nie pomyślałeś, że ja tej troski nie potrzebuję?! Nie chcę tego, rozumiesz? Zawsze radziłam sobie sama i tak powinno zostać!!-krzyknęła, a ja cofnąłem się o krok.

-Chcesz powiedzieć, że mnie nie potrzebujesz?- zapytałem pełen niedowierzania.

-Chris źle mnie zrozumiałeś...-zaczęła, ale uciszyłem ją unosząc do góry dłoń.

-Myślę, że zrozumiałem Cię aż za dobrze- odparłem i ruszyłem do wyjścia uderzając z całej siły pięścią o framugę drzwi. Pieprzyć to wszystko. Plan zostanie spełniony czy ona tego chce czy nie. Potem zniknę z tego cholernego miasta i z jej poukładanego życia w którym jak widać nie ma miejsca dla mnie.

__________________________________________________________

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podoba mimo, że brak nam ostatnio weny do kontynuacji

Jednak jak to mówią przedstawienie musi trwać, a to oznacza, że zabieram się do pracy choćby nie wiem co.

Czasami sama nie potrafię do końca zrozumieć mojej inwencji twórczej, ale jak widać bezsilność to także jakaś motywacja.

Pozdrawiam i czekam na komentarze

Roxi

Ten rozdział musiała dokończyć moja kochana Roxi, gdyż czasami się zdarza brak weny. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Z szacunkiem
Daniel

RinascitaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz