***
Bash
Wykorzystałem chwilę nieuwagi siostry, która wyszła z pokoju, żeby przynieść dziewczynie inne ubranie.
Wślizgnąłem się do środka, co nie uszło uwadze małej wilczycy.
Leżała na puchatym dywanie przy łóżku i nie wydawała się zadowolona z mojej obecności, ale przynajmniej nie uciekała.
— Przepraszam, jeśli wcześniej cię wystraszyłem — powiedziałem cicho, ale w żaden sposób nie zareagowała na moje słowa. — Jesteś moją drugą połówką, chyba to rozumiesz, prawda?
Uniosła zaciekawiona łeb i przekrzywiła go zabawnie w jedną stronę, ale nadal milczała.
— Jesteśmy sobie przeznaczeni, a to znaczy, że musisz pogodzić się ze swoim losem — dokończyłem, a ona obnażyła zęby.
Rozumiałem, że mogło jej się to nie podobać, ale jeśli chciała mieć do kogokolwiek pretensje, to powinna zacząć od gwiazd, które kierują naszym losem. Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Do niedawna nie byłem nawet pewny, czy w ogóle istnieje.
— Co ty tu robisz?! — usłyszałem za plecami wściekły głos Rosie. — Miałeś tu nie włazić!
— To chyba jest moja mate, a nie twoja, prawda?! — zdenerwowałem się, bo jeszcze tylko tego brakowało, żeby zmówiły się i razem uciekły.
Nie miałem czasu ani ochoty, żeby ich potem szukać, a przecież doskonale wiem, że i tak bym to zrobił. Siostra siostrą, ale miejsce przeznaczonej było przy moim boku.
— Seksistowski drań! — wytknęła mi, zanim znowu znalazłem się za drzwiami.
Policzyłem w myślach do dziesięciu i wściekły zacząłem krążyć po korytarzu.
Czasami zastanawiałem się, kto w tym stadzie był alfą. Rosie robiła, co chciała, a ojciec zawsze przepuszczał jej wszystko płazem. Tylko raz dostała burę, bo zniszczyła dokumenty potwierdzające jej zaręczyny z Filipem, alfą watahy Północnej Zorzy. Uparła się, że po jej trupie i nigdzie nie pojedzie, a jakby tego było mało, mama wstawiła się za nią i obiecała, że jeśli ojciec nie odpuści, to wyśle ją do zagranicznej szkoły dla wilków, gdzie będzie mogła spokojnie rozpocząć naukę ukochanej archeologii.
Mnie się o zdanie nikt nie pytał, kiedy wręcz zażądano ode mnie, żebym przejął stanowisko alfy.
Drzwi od pokoju otworzyły się, a Rosie minęła mnie z tajemniczym uśmiechem.
— Możesz już wejść — zatrzepotała rzęsami. — Tylko nie spieprz tego! — warknęła, kiedy miałem już pytać, czy dobrze się czuje.
Wszedłem do sypialni, gdzie przy oknie stała drobniutka, brązowowłosa dziewczyna. Była odwrócona do mnie tyłem, ale dostrzegłem w szybkie jej wystraszone odbicie.
— To była kiedyś ulubiona sukienka mojej siostry — palnąłem, zupełnie nie wiedząc, jak zacząć rozmowę.
Nie chciałem dodawać, że Rosie sukienka sięgała zaledwie do kolan, a nie do kostek tak jak mojej mate.
— Może chciałabyś obejrzeć dom — kompromitowałem się dalej.
Milczała, wpatrzona w widok za oknem, jakby chciała utrwalić jego obraz w pamięci na zawsze.
W końcu się odwróciła, a ja miałem okazję podziwiać ją w całej okazałości. Była bardzo niska, mogła mieć najwyżej metr pięćdziesiąt z hakiem. Duże, lazurowe oczy patrzyły na mnie ze smutkiem, a pełne malinowe usta wygięte były w podkówkę. Delikatne rysy nadawały jej twarzy łagodnego wyrazu i chociaż była tak drobna, że jedną ręką mógłbym ją podnieść, nie przypominała dziecka. Biła od niej nieopisana dojrzałość, jak gdyby przeżyła więcej, niż większość byłaby w stanie zrozumieć.
— Ana — wyciągnęła do mnie szczupłą dłoń, a ja zdziwiony uścisnąłem ją lekko.
— Bash — powiedziałem, siląc się na naturalny ton.
Przez chwilę znowu milczała, ale zanim zdążyłem zadać kolejne pytanie, które cisnęło mi się na usta, przemówiła miłym dla ucha głosem.
— Zgadzam się — szepnęła, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem.
— Co takiego? — zdziwiłem się, o mało nie dostając palpitacji serca.
— Zgadzam się na pozostanie tutaj — powtórzyła nieco głośniej, przyglądając się z zainteresowaniem mojej reakcji.
— Jesteś pewna? — moja dłoń niekontrolowanym gestem wylądowała na jej policzku, ścierając pośpiesznie samotną łzę.
— Tak — przytaknęła, próbując zerwać kontakt wzrokowy, ale postanowiłem jej tego nie ułatwiać.
Chwyciłem jej twarz w dłonie, zmuszając ją, żeby ponownie na mnie spojrzała.
— Dlaczego twoje oczy nie są złote? Przecież wyczuwam w tobie swoją bratnią duszę — wyszeptałem, obserwując jak jej policzki lekko czerwienieją.
Wzdrygnęła się zaskoczona, jakby dopiero teraz sobie o czymś przypomniała.
— Nie wiem, ale to może mieć coś wspólnego z klątwą — wykręciła głowę w bok, tak żebym nie mógł już na nią patrzeć.
— Klątwą małej wilczycy — mruknąłem i puściłem ciemnowłosą. — Interesujące...
Zostawiłem ją samą, bez słowa wyjaśnienia opuszczając pokój.
— Rosie, przydaj się na coś. Zajmij się małą, a potem wyciągnij jak najwięcej informacji o jej poprzednim życiu — nakazałem siostrze głosem alfy, który nie przewidywał sprzeciwu.
Chyba to wyczuła, bo odpowiedziała od razu.
— Tak jest, Alfo.
Nie spodobało mi się jej posłuszeństwo, bo było bardzo podejrzane. Rosie uwielbiała robić mi na przekór, a przede wszystkim się buntować. Nie przepuściłaby żadnej okazji, żeby móc się na mnie w jakiś wyjątkowo złośliwy sposób odegrać.
Na szczęście w kuchni zastałem idealnego kandydata na niańkę dla tej irytującej diablicy.
— Brian, dobierz kilku ludzi i obserwujcie uważnie poczynania mojej siostry. Bądźcie ostrożni, a jeśli zauważycie coś nietypowego, natychmiast mi meldujcie — zwróciłem się do zaufanego przyjaciela z dzieciństwa, który był także moim betą.
— Podejrzewasz coś? — rzucił z przekąsem, kiedy byłem już przy drzwiach wyjściowych.
— ALEŻ SKĄD! — odpowiedziałem głośno, gdy usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi na górze.
Pokiwał ze zrozumieniem głową.
— Dobra, przyjąłem do wiadomości. Powodzenia, Alfo — pożegnał mnie wymownie, a ja pognałem do lasu.
CZYTASZ
Mała i biała
WerewolfAna żyje w cieniu rodzeństwa, które usilnie próbuje się jej pozbyć. Ojciec dziewczyny, Beniamin, grozi jej śmiercią i wykluczeniem ze stada. Wszystko zmienia dzień, w którym zostaje zamknięta w lochu przez swoje siostry. Wilczyce są zazdrosne i nie...