***
Ana
Załamana kręciłam się pod wieżą, zapominając zupełnie o obecności Morgany.
Jakby tego było mało, zgubiłam Rosie. Nie miałam bladego pojęcia, gdzie mogłaby być. Może została złapana przez brata i teraz siedzi zamknięta w domu?
— Czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić? Pomogłaś mi, dlatego chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć — wyrwała mnie z zamyślenia czarownica.
— Kiedy przekroczyłam granicę boru, była ze mną przyjaciółka. Niestety, zostając porwana przez Kniéję, straciłam z oczu Rosie. Może jest sposób, żeby ją zlokalizować?
Czarnowłosa odetchnęła z ulgą.
— To najprostsza magia, jaka w ogóle istnieje — ucieszyła się i weszła z powrotem do kamiennej wieży.
Wróciła kilka minut później, niosąc w dłoniach mlecznobiałą kulę.
— To wyrocznia — mruknęła. — Głównie służy jako mapa.
Mrugnęła do mnie łobuzersko.
— Pokaż Dziewiczą Puszczę — zwróciła się do szklanego przedmiotu.
Po dłużej chwili obie zobaczyłyśmy urywki różnych obrazów, jakby wyrocznia pokazywała nam film o życiu w lesie czarownic.
Szczególnie zainteresował mnie ten, gdzie rudowłosa dziewczyna w zielonej tunice leżała na wyściełanym słomą łóżku, a obok niej kręcił się podejrzany młodzieniec, którego białe włosy i lekko zielonkawy kolor skóry kogoś mi przypominały.
— To druid — wyjaśniła, widząc mój pytający wzrok. — Druidzi to przebiegła plaga.
— Są źli? — zaniepokoiłam się, bo byłam już pewna, że rudowłosą dziewczyną musiała być Rosie.
Czarownica zastanowiła się chwilę, ale w końcu odpowiedziała niepewnie.
— Nie są ani źli, ani dobrzy. Nie mieszają się do życia innych istot, chyba że mają wobec nich jakieś szczególne plany.
Rosalie nie martw się, już po ciebie idę.
— Jak tam trafić?
Morgana zagwizdała cicho i po chwili na skraju lasu pojawiło się niezwykłe stworzenie.
Przypominało porośniętego trawą, mchem i liśćmi białego wilka.
— To Lilith, strażniczka mojej wieży. Będzie towarzyszyła ci aż do samej druidzkiej wioski. Możesz jej w pełni zaufać.
Lilith zastrzygła uszami, a ja pożegnałam się z czarnowłosą.
— Do zobaczenia, mała wilczyco. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzisz — przytuliła mnie mocno, a ja oddałam uścisk.
— Dziękuję za wszystko — szepnęłam, zanim Morgana wypuściła mnie z objęć i pozwoliła odejść.
Podeszłam do strażniczki, która cierpliwie na mnie czekała, ale będąc już za linią drzew, pomachałam jeszcze czarownicy, a ta odwzajemniła ten gest, ocierając ukradkiem łzy.
Kto by pomyślał, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Ruszyłyśmy od razu, chcąc dotrzeć do wioski przed zmrokiem.
— Jeśli się przemienię, łatwiej będzie nam iść — odezwałam się po godzinie wędrówki, kiedy po raz kolejny utknęłam na wyjątkowo grząskim terenie.
— To nie najlepszy pomysł, mała wilczyco. Gdy dotrzemy na miejsce, na nic zda się twoja wilcza natura — Lilith pomogła mi wstać i pchnęła lekko do przodku.
— Jak to? — zdziwiłam się, bo przecież Morgana zapewniła mnie, że druidzi nie są wrogo nastawieni do istot, które podróżują po ich ziemi.
— Pochłaniają magię obcych, zmuszając ich do przyjęcia najsłabszej ze swoich form. To pewien rodzaj zabezpieczenia — dodała, widząc moją przerażoną minę.
— To znaczy, że dopóki przebywa się w tej wiosce, nie można zmienić postaci? — jeśli tak było w rzeczywistości, to kiepski czeka nas tam los.
— Tak, to prawda — potwierdziła wilczyca.
Niechętnie ruszyłam dalej, chociaż w głowie miałam mnóstwo negatywnych scenariuszy.
Najlepszy z nich zakładał, że druidzi puszczą nas wolno, nie licząc na nic w zamian.
Najgorszy był taki, że zostaniemy uwięzione w wiosce, do której nawet sam diabeł bałby się wejść.
Szłyśmy już od kilku godzin, a właściwie to wilczyca szła, a ja człapałam gdzieś dwa kilometry za nią.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmiła w pewnym momencie, a ja wyczerpana padłam pod jednym z drzew. — Żegnaj, mała wilczyco. Zaszczytem było dla mnie móc cię poznać.
— Do widzenia, dziękuję za wszystko — wycharczałam i tyle ją widziałam.
W oddali majaczyły mi małe, drewniane chatki, które zapraszały w swój ciasny krąg zwodniczym blaskiem.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja podejmowałam właśnie jedną z najważniejszych decyzji mojego życia.
Iść czy nie iść — oto jest pytanie.
Postanowiłam zaryzykować i pójść, ale tylko dlatego, że podstępni druidzi przetrzymywali Rosie. Kto wie, może wbrew jej woli?
Gdy tylko znalazłam się na magicznej ziemi, ktoś zastąpił mi drogę.
— Witaj, mała wilczyco. Jestem Gorlois, jeden z trzech najwyższych kapłanów — przedstawił się grzecznie.
Nie wyglądał jak ten, którego widziałam w szklanej kuli.
Miał długą, białą brodę i intensywnie zielone oczy, a odziany był w błękitną szatę.
— Dobry wieczór — wystękałam, bo nie podobało mi się to wszystko. — Szukam Rosie, mojej przyjaciółki. Widział ją pan może?
Druid zaśmiał się tubalnie, ale był to śmiech serdeczny, który ostatecznie przekonał mnie do tego nietuzinkowego osobnika.
— Ależ naturalnie, moje dziecko. Chodź ze mną, a wszystkiego się dowiesz — nie czekając na moją odpowiedź, ruszył w głąb wioski, kierując się do jednej z chat.
Poszłam za nim, bo miałam bardzo ograniczony wybór.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg domku, ktoś zamknął mnie w szczelnym uścisku, a ten ktoś miał burzę rudych loków na głowie.
— Ana, gdzieś ty była? Umierałam tutaj z niepokoju o ciebie! — zganiła mnie.
Przerażona przyjrzałam się przyjaciółce.
— Dlaczego jesteś zielona, Ros?
Wilczyca zarumieniła się po same koniuszki uszu.
— Chyba powinnam ci coś powiedzieć...
CZYTASZ
Mała i biała
WerewolfAna żyje w cieniu rodzeństwa, które usilnie próbuje się jej pozbyć. Ojciec dziewczyny, Beniamin, grozi jej śmiercią i wykluczeniem ze stada. Wszystko zmienia dzień, w którym zostaje zamknięta w lochu przez swoje siostry. Wilczyce są zazdrosne i nie...