*XLI*

12.5K 627 15
                                    






***


Caroline

Serce dudniło mi w piersi, gdy jako jedyna stałam wyprostowana jak struna i niewiele do mnie w ogóle docierało.

Ron wił się po podłodze, a jego czoło powoli zaczynało lepić się od potu. Tymczasem Harry lekko charczał, jakby coś utknęło mu w gardle i nie mógł się tego pozbyć. Jedynie Ana leżała bezwładnie na ziemi, jej twarz zastygła z lekkim grymasie, a brwi zostały ściągnięte. Nie wydawała z siebie żadnych dźwięków, zupełnie jakby była nieprzytomna, chociaż jej oczy pozostały wpółotwarte.

— Co się dzieje?! — krzyknęłam spanikowana, ale i to pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Nie miałam wilczych umiejętności, nie mogłam skontaktować się z kimkolwiek ze stada tak po prostu. Tylko Charls słyszał czasem moje myśli, ale głównie te, które pod wpływem gwałtownych emocji sama wpychałam mu do głowy. Ponadto zawsze był blisko albo przynajmniej gdzieś na wolnej przestrzeni. Jak miałam się z nim porozumieć zza grubych murów i kryjówki obłożonej druidzkimi zaklęciami?

— Charls — wyszeptałam z nadzieją, że gdziekolwiek teraz jest, jakimś cudem mnie usłyszy.

Ostatni raz spojrzałam na cierpiącą trójkę i wybiegłam z komnaty. Sama nic nie byłam w stanie na to poradzić, ale może w pałacu zostało jeszcze kilku lekarzy?

Jednak w połowie drogi zmieniłam zdanie. Zawróciłam na pięcie i zaczęłam wdrapywać się z powrotem po wąskich schodach, ukrytych za regałami biblioteki. Jeśli ktokolwiek mógł nam teraz pomóc, został na górze, powalony przez potężną magię. Należało tylko poczekać.

Wchłaniają w siebie moc, a im więcej jej pochłoną, tym bardziej prawdopodobne, że przemiana nadejdzie niespodziewanie — przypomniałam sobie, przekraczając ponownie próg zaniedbanego pomieszczenia. — Więc miałaś styczność z magią, zanim do nas przybyłaś — dotknęłam delikatnie włosów dziewczyny, odgarniając je z bladej twarzy.

Niegdyś brązowe pasma stały się przez te kilkanaście minut prawie całkowicie białe, natomiast na lewym policzku pojawił się dziwny znak, przypominający nieco srebrzysty tatuaż w kształcie delikatnego zadrapania.

— Pośpiesz się, proszę — głaskałam małą po głowie, z trudem patrząc na dwa wygięte w łuk ciała, które nie miały już nawet siły wydawać z siebie mrożących krew w żyłach krzyków.

Nie zauważyłam, kiedy moja dłoń przestała dotykać długich włosów, a zaczęła zanurzać się w miękkie jak puch futro. Otworzyłam szerzej oczy, z zachwytem podziwiając ogromnego wilka, który zajmował niemal całe pomieszczenie.

Przemieniona Ana otworzyła lazurowe ślepia i wlepiła we mnie czujne spojrzenie. Po chwili milczenia uniosła się lekko na przednich łapach i potrząsnęła łbem, pozwalająch by biała sierść zafalowała delikatnie. Tajemnicze zadrapanie rzucało się w oczy i było całkowicie srebrne.

To dziwne — nawet jej głos brzmiał dojrzalej i bardziej władczo, a ja bez problemu usłyszałam ją w swojej głowie. — Czuję się zupełnie inaczej, niż wcześniej, a jednak wciąż jestem tą samą osobą.

Gdyby nie okoliczności, rozbawiłaby mnie ta uwaga.

— Dorosłaś, co nam wszystkim się w życiu przydarzyło — wstałam z przyklęku i przyjrzałam się zmiennej.

Żadna z nas nie musiała się schylać. Nie byłam niską osobą, a mimo to, nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.

— Pomóż im, proszę — wyszeptałam, ale ona spuściła pokornie łeb.

Chociaż bardzo bym chciała, nie mogę — odpowiedziała równie cicho, a w jej głosie słychać było ból. — To wiedźmy ich atakują, posługując się przy tym czarną magią. Nie władam taką mocą, by im w tym przeszkodzić.

Zbliżyłam się do synów, przyglądając im się z żalem i bezsilnością. Żadna matka nie potrafiła patrzeć bezczynnie na cierpienie swoich dzieci.

— Możesz wchłonąć w siebie tę magię — przypomniałam sobie po chwili słowa z podręcznika i na nowo rozbudziła się we mnie nadzieja. — Wilkła nie tylko jest magiczna, ale sama w sobie jest magią! Jeśli wchłoniesz w siebie moc, nie wyrządzi ci krzywdy, a jedynie sprawi, że staniesz się silniejsza.

Ana nie wyglądała na przekonaną, ale sama dobrze wiedziała, że nie zna w pełni zasięgu swojej potęgi. Poza tym nie miała nic do stracenia, mogła za to uratować wiele wilczych istnień.

Zrobię to — podeszła do Harry’ego i przyłożyła łeb do jego klatki piersiowej, zamykając oczy.

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale wreszcie wokół dwójki zmiennych pojawiła się srebrzysta poświata, która promieniowała niezwykłym blaskiem. Zdawała się niemal pulsować, jakby zgodnie z rytmem bijącego u chłopaka serca.

— Niesamowite — nie mogłam oderwać wzroku od rozgrywającej się przede mną sceny.

Z czasem poświata zupełnie zniknęła, zostawiając po sobie błyszczące drobinki kurzu, unoszące się leniwie w powietrzu, a An zajęła się Ronem. Srebro znów zatańczyło dookoła nich, jeszcze bardziej spektakularne niż wcześniej.

Kiedy dziewczyna skończyła, wyprostowała się dumnie, a w jej oczach dostrzegłam radosne iskierki.

Ocalimy ich — zapewniła mnie, a ja uwierzyłam z łatowością naiwnego dziecka. — Wszystkich.

Po tych słowach wybiegła na klatkę schodową, zostawiając po sobie stabilne poczucie bezpieczeństwa, spokoju i niezwykłą ciszę, zagłuszającą wszystkie inne dźwięki.

— Magia — skojarzyłam od razu.

Chłopcy leżeli nadal na podłodze i wyglądali, jakby słodko spali. Na twarzach obojga doszukać się można było ogromnej ulgi. Odczuwałam dziwny spokój na ten widok, jakbym gdzieś w głębi duszy wiedziała, że wszystko będzie dobrze, chociaż przecież nie mogłam mieć takiej pewności.

Bowiem nie było nigdy w historii takiej wojny, która nie przyniosłaby ofiar.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz