*XVIII*

24.9K 1.2K 70
                                    






***




Ana

Nie chciałam wstawać, ale ktoś od dłuższego czasu delikatnie mną potrząsał, niechętnie przywracając mój umysł do świadomości.

— An, musisz wstać — usłyszałam cichy głos Rosie. — Filip poprosił mnie, żebym cię obudziła.

Przez ciemne zasłony przebijały blade promienie słońca, co wskazywało na to, że musiało być naprawdę wcześnie.

— Dlaczego? Coś się stało? — zapytałam, licząc na wyczerpującą odpowiedź przyjaciółki, ale ona tylko westchnęła zrezygnowana.

— Nie wiem, nie chciał mi nic powiedzieć — zbyła mnie.

Małomówność Ros zadziałała na mnie jak kubeł zimnej wody.

— Chyba coś kręcisz — spojrzałam na nią znacząco, ale w odpowiedzi wzruszyła jedynie ramionami.

— An, naprawdę nie wiem, co mu chodzi po głowie! — zarzekała się, ale miałam dziwne wrażenie, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

Ubrałam się szybko, skorzystałam z łazienki i pozwoliłam sprowadzić się na dół, gdzie Filip bez zbędnych ceregieli chwycił mnie mocno za rękę, a po chwili poczułam mocne ukłucie, któremu wtórował przeraźliwy krzyk Rosie.

— Zdrajca — wyszeptałam, zanim grunt osunął mi się pod nogami, świat zawirował niebezpiecznie i pozwoliłam, żeby ciemność po raz kolejny oplotła mnie ciasnymi ramionami.





***




Filip

— Co ty wyprawiasz?! — krzyczała wzburzona, a jej oczy pociemniały niebezpiecznie.

— Trzymajcie ją i nie pozwólcie uciec — wydałem rozkaz strażnikom, którzy delikatnie, aczkolwiek stanowczo chwycili swoją Lunę za ręce.

— Ty podły sukinsynu! — warknęła, obnażając kły, a ja w myślach przekląłem Basha za jego genialne pomysły.

Gdyby sam się pofatygował po swoją ukochaną, nie miałbym teraz problemu ze swoją rozszalałą mate, która wyglądała, jakby miała ochotę wyrwać mi serce z piersi.

— NIE MÓW DO MNIE TAKIM TONEM! — rozkazałem jej głosem alfy, który nie znosił sprzeciwu, ale nie był też w stanie zadziałać odpowiednio w tym przypadku.

Nie byliśmy w żaden sposób połączeni, bo Rosalie nie należała nawet do mojej watahy, a poza tym była córką królewskiej pary, dlatego moje żądanie tylko bardziej ją rozsierdziło.

Jej tęczówki przybrały szkarłatny odcień, a z ust wysunęły się kły.

Westchnąłem, bo naprawdę nie miałem ochoty tego robić w tak podły sposób, ale widocznie nie miałem wyboru.

Wziąłem Anę na ręce i zaniosłem do samochodu, który czekał już przed domem.

— Prosto do Pałacu Wschodniego — nakazałem swojemu becie. — Żadnych postojów i mam dostać informację zwrotną. Czy wyrażam się jasno, Neil?

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz