***
Bash
Zatrzymaliśmy się przed budowlą, która na niewtajemniczonych robiła ogromne wrażenie.
Wychowałem się w murach tego pałacu, ociekającego bogactwem na każdym kroku, co zupełnie mi nie odpowiadało.
Nie odpowiadało to także moim rodzicom, ale zmuszeni byli przejąć gmach po dziadkach i się nim zająć, bo było to swojego rodzaju dziedzictwo, które od wieków przechodziło z rąk do rąk, a wybudowali je moi przodkowie wiele pokoleń wstecz.
— Sebasthianie, to ty? — Caroline wybiegła zdumiona na taras i przyglądała się, jak trzy wypełnione po brzegi samochody, parkują na podjeździe.
— Witaj mamo, gdzie znajdę ojca? Muszę z nim koniecznie pomówić na osobności i to jak najszybciej — wyskoczyłem z jeepa i zatrzymałem się na idealnie przystrzyżonym trawniku.
— Jest u siebie w gabinecie, kochanie — wyjaśniła i schowała się do środka, zapewne mając nadzieję złapać mnie pierwsza i wypytać o Rosalie.
Pobiegłem we wskazane miejsce, ignorując jej matyczną tęsknotę.
Nie szukałem długo, bo ojciec właściwie wybiegł mi na spotkanie, trzymając w trzęsących się dłoniach plik kartek.
— Bash, co to ma znaczyć? Jaka wojna? Jak on śmie?! — krzyczał, zbliżając się do marmurowych schodów i nie dając mi nawet dojść do słowa.
— Przykro mi, ojcze, ale podejrzewałem, że tak się stanie — warknąłem zrezygnowany. — Wilki z watahy Beniamina spaliły Dom Główny. Zabiliśmy wszystkich, którzy brali w tym bezpośredni udział.
— Bash, trzeba było zostawić przy życiu chociaż jednego — westchnął zrezygnowany staruszek. — A gdzie masz siostrę? Co z Rosie?
— Spokojnie, nic jej nie jest. Uciekła zanim doszło do ataku i jest teraz u Filipa — wyrwałem kartki z jego dłoni i rzuciłem na nie okiem. — Chcieliśmy zostawić przy życiu pojmanego, ale zażył truciznę. Beniamin wzywa na wojnę, ale jakie ma przeciwko nam argumenty?
Charls rzucił mi zagadkowe spojrzenie.
— No właśnie, synu, może powiesz mi, kim jest Ana Wild?
Jak mogłem wcześniej o tym nie pomyśleć. Co za głupiec ze mnie.
— To moja mate...
— Mate?! — wrzasnęła Caroline, która wyrosła jak spod ziemi obok męża. — Odnalazłeś swoją bratnią duszę i nic nam nie powiedziałeś? W dodatku księżniczkę czystej krwi!
— Przeklętej krwi — warknąłem. — Ana jest małą wilczycą!
Zapadła głucha cisza.
Patrzyliśmy na siebie, a twarz każdego wyrażała zupełnie odmienne emocje.
Matka była w głębokim szoku, ojcu nabrzmiały wszystkie żyły, a ja miałem ochotę wyjść i ochłonąć, zanim rozniosę w pył połowę wyposażenia pałacu.
— To niemożliwe — wyszeptał w końcu ojciec. — Małe wyginęły lata temu.
— Tak? To co mi powiesz o niejakiej Anastazji Wild, matce Any? — w jego oczach przez ułamek sekundy odbił się ogromny smutek.
— Bash... — zaczęła Caroline, ale zignorowałem ją i wybiegłem na zewnątrz, póki byłem jeszcze w stanie utrzymać kontrolę nad własnym ciałem.
Przy samochodach cierpliwie czekali członkowie mojej najbliższej świty.
Igor pogrążony był w rozmowie z Joachimem, a Brain wypytywał o coś Alana i jego młodszych uczniów. Kiedy mnie dostrzegł, przeprosił swoich rozmówców i ruszył w moim kierunku.
— Co się ze mną dzieje? — szepnąłem, zanim zdążył zapytać.
Przyjaciel poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu.
— Jesteś daleko od Any, dlatego wszystko wyprowadza cię z równowagi — wyjaśnił, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. — No co? Mama mi zawsze dużo opowiadała o więzi.
Pokiwałem ze zrozumieniem głową i właśnie w tej chwili poczułem wibracje w wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.
Wyciągnąłem pośpiesznie telefon, a widząc znajomy numer, od razu odebrałem połączenie, licząc na jakiekolwiek dobre informacje.
— Co jest, bracie? — zapytałem, ale odpowiedź Filipa wprawiła mnie w osłupienie.
Napiąłem wszystkie mięśnie, a sfora od razu się ożywiła, słysząc doskonale każde wymienione przez nas słowo.
Rozmawialiśmy przez chwilę, ale ciśnienie w moich żyłach w każdej chwili niebezpiecznie wzrastało. Pod koniec miałem ochotę rozszarpać ojca Any na strzępy, a jego całą watahę posłać do diabła.
— Przywieź ją, Filipie — rozkazałem głosem alfy, ale wiedziałem, że nie było to konieczne.
Filip był do szaleństwa zakochany w Rosalie, która była jego przeznaczoną, ale wypierała się tego, jak tylko mogła. Pozwalałem jej na to, bo wspólnie doszliśmy do wniosku, że prędzej czy później zmieni zdanie i nie ma sensu jej do niczego zmuszać.
Jednak skoro złośnica była na tyle głupia, żeby zapuścić się w pobliże jego ziemi, nic na to nie mogłem poradzić.
Teraz nic i nikt jej już nie uratuje, a mój przyjaciel będzie w końcu spokojny, że ma obok siebie ukochaną.
— Jakie są rozkazy, Alfo? — zapytał Joachim, kiedy schowałem komórkę z powrotem do kieszeni.
Wszyscy przebierali nogami, gotowi w każdej chwili ruszyć po swoją Lunę, co niezmiernie mi się podobało.
Nieświadomie czuli przed nią silny respekt, bo była czystej krwi.
— Chyba wydam ustawę, żebyście sami zaczęli używać mózgów — zażartowałem. — Nasze zguby się znalazły, ale jedna już do nas nie wróci.
— Jak to? — przeraził się Igor, który wszędzie węszył spisek.
— Rosalie zostaje ze swoim mate, a Ana wpadnie do nas jutro na śniadanie — poinformowałem wszystkich i postanowiłem jeszcze raz porozmawiać z ojcem.
Teraz byłem już o wiele spokojniejszy i mogłem prowadzić w miarę swoich możliwości normalną rozmowę z rodzicielem.
Wszedłem do salonu, gdzie zastałem załamaną Caroline i Charlsa, który przytulał ją mocno do piersi.
— Przepraszam, synu. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać — skruszył się, ale szybko mu przerwałem.
— Nie, to ja przepraszam — wkradłem mu się w słowo. — Musimy być ze sobą szczerzy, bo tylko tak możemy pokonać watahę Czarnej Ziemi. Poza tym jutro dotrze tutaj Ana, bo odnalazła się na terenie Filipa.
Obydwoje odetchnęli z ulgą.
— Całe szczęście — ucieszyła się Caroline. — Bałam się, że ten zdrajca dopadnie małą, zanim zdołamy ją przechwycić.
Matka wstała z błękitnej sofy i podeszła do mnie, kładąc dłoń w uspokajającym geście na moim ramieniu.
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła. — Charls, musisz powiedzieć mu w końcu o Eoinie — zwróciła się do ojca.
— Tak, masz rację, skarbie. Zostaw nas, proszę, samych — pocałował ją na odchodnym w czoło i odprowadził wzrokiem, zapewne próbując w ten sposób ugrać jak najwięcej na czasie, a poza tym sam widok przeznaczonej działał na niego uspokajająco.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu, które ostatecznie przerwał ojciec.
— Przejdźmy się, synu — zaproponował. — Tak będzie mi najłatwiej zebrać myśli.
Zgodziłem się, bo spacer i mnie był bardzo potrzebny.
CZYTASZ
Mała i biała
WerewolfAna żyje w cieniu rodzeństwa, które usilnie próbuje się jej pozbyć. Ojciec dziewczyny, Beniamin, grozi jej śmiercią i wykluczeniem ze stada. Wszystko zmienia dzień, w którym zostaje zamknięta w lochu przez swoje siostry. Wilczyce są zazdrosne i nie...