*XXVI*

17.5K 906 22
                                    






***




Ana

Patrzyłam na Eoina ze strachem, chociaż wciąż przed oczami miałam jego szeroki uśmiech, którym obdarzał mnie za każdym razem, gdy przyjeżdżał odwiedzić matkę.

Wtedy nie wydawało mi się wcale podejrzliwe, że spędzał ze mną tak dużo czasu, przywoził zabawki, ubrania albo smakołyki, choć wszystko to dostawałam jedynie ja. Nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, że ten wilkołak mógł być moim... ojcem. Wobec Anastazji zachowywał się jak wobec najprawdziwszej siostry i zawsze zostawał zaledwie na chwilę, patrząc na mnie, jak na największy skarb.

Wtedy sądziłam, że to normalne. W końcu był moim ukochanym wujkiem. Całe życie oszukiwana przez najbliższych, nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Wytknąć mu te wszystkie lata słodkiego kłamstwa, a może rzucić się w ramiona?

— Musimy porozmawiać — szepnął, chociaż nic to nie dało.

Cały stół patrzył na nas z takim zainteresowaniem, że nikt nawet nie zauważył omeg, które ustawiały przed wilkami parujące dania.

— Na osobności — dodałam, łapiąc go za ramię i wyciągając z jadalni.

Sebasthian obrzucił nas oburzonym spojrzeniem.

— Powinienem być przy tej rozmowie — warknął, jakby spodziewał się, że Eoin uprowadzi mnie z pałacu.

— Nie ma mowy — pogroziłam mu palcem, dając do zrozumienia, że nie potrzebuję jego troski.

Nabrał głośno powietrza, ale ostatecznie wyraził zgodę i puścił nas samych. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna. Nie chciałam, żeby wszyscy byli świadkami tego, co miało się zaraz wydarzyć.

Zaszyliśmy się na drugim końcu korytarza, wiedząc, że nikt nas tam nie usłyszy. Nie miałam zamiaru czekać, aż Eoin zacznie niewygodną rozmowę i sama przeszłam do sedna sprawy.

— Jesteś moim ojcem — rzuciłam, jakbym mówiła o pogodzie, a nie o podejrzanych koligacjach rodzinnych.

Owszem, podejrzewałam, że mogę nie być spokrewniona z Beniaminem, ale to były tylko hipotetyczne założenia. Nigdy nie mogłam być tego pewna, tym bardziej będąc wychowywana w przeświadczeniu, że przecież Eoin jest moim ukochanym wujem.

— Kto ci powiedział? — nie był zdenerwowany, wręcz przeciwnie.

Sprawiał wrażenie, jakby niezmiernie ucieszyło go, że sam nie musi mi tego tłumaczyć.

— Sebasthian, dzisiaj rano — wykrztusiłam, utkwiwszy spojrzenie w niebieskim dywanie, jakby był najciekawszą rzeczą pod słońcem.

Przez długi czas patrzyliśmy na siebie w ciszy, nie wiedząc, co powinno się teraz wydarzyć.

Pierwsza nie wytrzymałam i po prostu rzuciłam się wilkowi na szyję, chłonąc z ulgą znajomy zapach. Powinnam być wściekła, ciskać piorunami, ale prawda była taka, że nie potrafiłam.

— Bardzo za tobą tęskniłam — nie powstrzymywałam łez, bo nagromadzone negatywne emocje musiały w końcu znaleźć ujście. — Dlaczego nigdy mi nie powiedzieliście? Okłamywaliście mnie przez całe życie!

Eoin głaskał uspokajająco moje plecy, zapewne marząc o tym, żeby raz na zawsze zapanował spokój i nikt nie musiał więcej kłamać.

— Chciałem tak wiele razy, ale Anastazja mi nie pozwalała — wyjaśnił cicho, jakby chciał o tym zapomnieć.

— Co masz na myśli? — puściłam w końcu o wiele wyższego wilkołaka i teraz patrzyłam na niego z dołu, próbując pozbyć się resztek smutku z policzków.

— Bała się, że Beniamin cię zabije — dotknął moich włosów, przepuszczając je między palcami. — Wyglądasz niemal tak samo, jak ona. Niesamowite.

— Zabije? — zdziwiłam się, chociaż teraz już wszystko było dla mnie jasne.

— Tak, jeśli dowiedziałby się, że to nie on jest ojcem najmłodszego dziecka, z pewnością wpadłby w szał i wtedy nic by go już nie powstrzymało — tłumaczył cierpliwie. — Mieliśmy nadzieję, że Beniamin zostanie zamordowany przez przyjaciół Aleksandra w ramach odwetu, ale nic takiego się nie stało. Kiedy dowiedziałem się, że Anastazja nie żyje, wiedziałem, że pozostało mi niewiele czasu. W każdej chwili i ty mogłaś stracić życie. Beniamin zrobił z ciebie służącą, ale uratował cię zwykły zbieg okoliczności. Wszyscy szpiedzy tego potwora umierali w tajemniczych okolicznościach, gdy tylko w ich umysłach zaświtał pomysł o wyjawieniu mu prawdy. Przypuszczam, że twoja babka maczała w tym palce. W ten sposób dorosłaś, choć los miał dla ciebie o wiele szczęśliwsze plany.

— Co z wojną? On już wszystko wie, tajemnice i czary nie podziałały — załamana, schowałam twarz w dłoniach. — Zabije nas wszystkich.

Eoin chwycił mnie mocno za ramiona i zmusił, żebym na niego spojrzała.

— Nikt więcej nie zginie, An. Nikt poza tym zwyrodnialcem, który na śmierć zasłużył — zapewnił głębokim głosem, ale mu uwierzyłam.

— A co będzie z nami? — wskazałam głową na jadalnię.

Może nie znaliśmy się zbyt długo, Basha jedynie tolerowałam, ale uważałam się za jakąś część tej rodziny. Czułam się za nich odpowiedzialna, tym bardziej, że to mnie chciał dopaść psychiczny morderca.

— Kobiety, które nie szkoliły się na żołnierzy, zostaną ukryte w różnych miejscach. Nie ustaliliśmy jeszcze, gdzie ty się schowasz, ale przypuszczam, że Rosalie i Caroline nie pozwolą się z tobą rozdzielić — roześmiał się gardłowo, rozładowując nieco napiętą atmosferę.

Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że rozmowa przebiegła w miarę gładko.

— Powinniśmy im powiedzieć — stwierdziłam, kierując się w miejsce naszego niespodziewanego spotkania.

— Też tak sądzę, An. Powiedz mi jeszcze, jak radzisz sobie z więzią? — na tę uwagę wzniosłam oczy ku niebu.

Zaskoczyło mnie, to prawda, ale nie zamierzałam nikomu wciskać bajek. Poza tym wszystko było widać, jak na dłoni.

— Och, w ogóle sobie nie radzę — prychnęłam, machając niedbale ręką. — Mogłoby jej równie dobrze nie być.

Eoin uśmiechnął się zagadkowo, kiedy to usłyszał.

— Czyli wszystko na swoim miejscu — rzucił żartobliwie. — Nie masz się czym przejmować. Twoja matka była dokładnie taka sama.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz