*XXX*

15.3K 733 48
                                    






***




Rosalie

Już dawno postanowiłam, że nie pozwolę im skrzywdzić Any. Była moją przyjaciółką i bawiła mnie myśl, że Filip tak po prostu stwierdził, że mu się podporządkuję. Żałosny drań! Nienawidziłam go z całego serca, a więzi mate jeszcze bardziej. Niech będzie przeklęty ten, kto to w ogóle wymyślił.

Nie było łatwo udawać potulnej, tym bardziej że za każdym razem miałam ochotę rzucić mu się do gardła. Nie pozwalał opuszczać mi domu, bo bał się, że ja także mogłabym zostać zaatakowana. Naprawdę? Po co byłaby im tak bezużyteczna wilczyca, jaką byłam ja? Jedna Ana im w zupełności wystarczy.

Cholerny alfa. Miał mnie za jakąś naiwniaczkę czy co? Jeśli sądził, że wszystko będzie tak, jak on tego chciał, to grubo się mylił.

— Luno? Dobrze się czujesz? — zapytała po raz kolejny Tracy. — Może wezwać lekarza?

Tak, jak najszybciej. Najlepiej psychiatrę.

— Wszystko dobrze — zapewniłam ją, próbując zdobyć się na lekki uśmiech.

Musiało mi wybitnie nie wyjść, bo wilczyca patrzyła na mnie ze strachem, jakbym zaraz miała przemienić się w żyrafę.

— Mogłabyś mi przynieś coś do jedzenia? Z tych nerwów jestem ciągle głodna — palnęłam pierwsze, co mi przyszło na myśl, żeby pozbyć się natrętnej omegi.

— Oczywiście, luno! — pisnęła radośnie i wybiegła z pokoju, zostawiając mnie w końcu samą.

Filip kazał mnie pilnować na każdym kroku. Nie dość, że na korytarzu stało chyba z dziesięciu strażników, to jeszcze irytująca dziewczyna chodziła za mną jak kwoka za swoimi pisklętami. Jedyna droga ucieczki wiodła przez okno, które było zakratowane, a ja od tygodnia zastanawiałam się, jak tej kraty się pozbyć.

— Luno? — ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.

— Co znowu? — warknęłam zirytowana, że znowu ktoś mi przeszkadza.

Pewnie kolejny strażnik otrzymał rozkaz, aby co trzy minuty sprawdzać, czy w ogóle jeszcze oddycham.

— Mogę wejść? — pierwszy raz w życiu słyszałam ten głos, ale nie miałam jakichś szczególnych obiekcji.

Poza tym nie brzmiał nachalnie, co mnie zaskoczyło.

— Jasne — wstałam z łóżka i otrzepałam koszulkę z okruchów zbożowych ciastek, czekając, aż tajemniczy gość się w końcu ujawni.

Do pokoju wszedł wysoki brunet, którego czekoladowe tęczówki emanowały prawdziwym ciepłem. To był ten typ faceta, do którego chciałabyś się przytulać całe życie. Dziwne, bo nie widziałam go nigdy wcześniej. Może był deltą odpowiedzialną za terytorium i dlatego po raz pierwszy miałam okazję go poznać?

— Co cię do mnie sprowadza? — próbowałam przemówić dojrzałym tonem, jak uczyła mnie niegdyś matka, ale właściwie miałam to gdzieś. — Coś się stało?

Chłopak skłonił się w geście szacunku i wbił wzrok w jakiś punkt za moimi plecami. Przypuszczałam, że zauważył kraty i nie wyglądał na zadowolonego z tego faktu.

— Jestem Nataniel — przedstawił się grzecznie. — Przychodzę z bardzo delikatną sprawą. Chodzi o Anę.

Z wrażenia aż usiadłam na jednym ze śliwkowych foteli.

— Znasz ją? — wykrztusiłam, opanowana nagłymi emocjami. — Ale jak to? Skąd? Nigdy o tobie nie wspominała.

— Byliśmy przyjaciółmi, bardzo dawno temu — wyjaśnił, ale w jego oczach dostrzegłam cień smutku.

Czyli nie chodziło tylko o przyjaźń. To było coś o wiele głębszego. Może początek miłości?

— Wiesz, gdzie ona jest? — ucieszyłam się, a iskierka nadziei na nowo zapłonęła w moim sercu.

— Została porwana wczoraj po południu z pałacu twojego brata. Uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć.

Cały świat zatrzymał się dla mnie w jednej chwili. Jak to porwana? Przecież Bash zapewniał, że pałac to najbezpieczniejsze miejsce na ziemi, a Filip zapalczywie mu przytakiwał. Zresztą sama tam dorastałam, więc ślepo w to wszystko wierzyłam. Jakim cudem ktoś dostał się do środka? Wokół roiło się zawsze od najlepiej wyszkolonych strażników! To nie mogła być prawda...

— Nie rozumiem — wyszeptałam. — Przecież właśnie tam miała być bezpieczna.

— Niestety, wśród swoich znalazł się zdrajca — dorzucił, jakby tego było mało.

— Zdrajca?! Kto to taki?! Wypatroszę drania własnymi rękoma! — stanęłam na równe nogi, zapominając zupełnie o wcześniejszym poczuciu bezsilności.

— Aleks Fullmoon — rzucił od niechcenia, a mój świat nagle rozsypał się na tysiące kawałków.

Ten Aleks? Mój ukochany kuzyn, któremu mogłam powierzyć każdą swoją tajemnicę bez obaw, że ktoś poza nami się o tym dowie? Nie wierzyłam słowom Nataniela, ale z drugiej strony czułam, że nie miał powodów, aby mnie okłamywać.

— Skąd to wszystko wiesz? — obrzuciłam go uważnym spojrzeniem, ale nic nie zdradzało jego zamiarów.

W ciemnych tęczówkach wciąż czaił się smutek i coś, czego nie potrafiłam zidentyfikować.

— Jestem szpiegiem Beniamina — przynał tak po prostu, jakby to nie było nic nadzwyczajnego. — A raczej byłem.

No to kamień spadł mi z serca!

— Co proponujesz? — zapytałam naiwnie, wierząc, że chłopak rozwiąże moje problemy jak dobra wróżka.

— Swoją pomoc — wyciągnął w moim kierunku dłoń, a ja spojrzałam na nią bezradnie. — Razem jesteśmy w stanie ją uratować.

Gdy tylko nasze palce się zetknęły, wiedziałam już, że nie ma odwrotu.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz