*XXI*

25.2K 1K 70
                                    






***




Rosalie

Obudziłam się z migreną, która dosłownie rozsadzała mi czaszkę.

Zdenerwowana zwlokłam się z łóżka i od razu podbiegłam do drzwi, waląc w nie z całej siły.

— Wypuść mnie ty padalcu! Słyszysz?! Pożałujesz tego! — darłam się, bo szybko zdałam sobie sprawę, że ten kretyn mnie oznaczył i stąd ten potworny ból głowy.

Usiadłam zrezygnowana pod drzwiami, próbując się uspokoić, ale na niewiele się to zdało, gdy przypomniałam sobie, jak podle mnie wykorzystał do swoich celów.

— Gdzie jest Ana, ty przerośnięta kupo futra?! Co, boisz się przyjść i stanąć ze mną twarzą w twarz, zdrajco?! Jeszcze pożałujesz! — próbowałam nadal, ale wszystkie moje krzyki pozostawały bez odpowiedzi.

Zaczęłam krążyć niespokojnie po pokoju, starając się przemyśleć całą sytuację.

Ana zapewne była już u mojego brata, który nie wypuści jej za żadne skarby świata.

Nie mogłam uciec, bo jakiś idiota zapobiegawczo mnie oznaczył, co stanowczo ograniczyło moje ruchy. Co prawda byłam księżniczką czystej krwi, więc mogłam, chociaż spróbować się od niego oddalić, pytanie tylko którędy?

Okna były szczelnie pozamykane na klucz, a drzwi ani drgnęły.

Nie byłam na tyle silna, żeby je wyważyć, ale mogłam zrobić coś o wiele głupszego.

Zdarłam z łóżka koc i szczelnie się nim owinęłam, modląc się w duchu, żebym to przeżyła. Odeszłam w najdalszy kąt pokoju, żeby wziąć rozbieg i z całej siły uderzyłam w szklaną taflę, w tej samej chwili zmieniając swoją postać na większą i masywniejszą.

Szyba poszła w drobny mak, a ja wylądowałam zwinnie na czterech łapach, chwaląc sobie królewską krew.

Z domu wypadł wściekły Filip, którego oczy ciskały gromy, a żyły napięły się charakterystycznie, zwiastując rychłą przemianę.

Najeżyłam się i wystawiłam kły, chociaż było to piekielnie trudne, zważywszy na to, że oznaczenie paliło żywym ogniem za każdym razem, gdy okazywałam swojemu partnerowi nieposłuszeństwo.

— DO DOMU! — ryknął, a ja warknęłam, dając mu do zrozumienia, gdzie mam jego rozkazy i że nigdzie się nie wybieram.

Zanim zdążył do mnie dopaść, pędem ruszyłam w las, chcąc oddalić się od tego miejsca i może zaszyć się gdzieś zupełnie indziej, gdzie mogłabym spełnić swoje marzenia o studiach i spokojnym życiu, wolnym od psychicznych wilczych więzi.

WRACAJ NATYCHMIAST! — rozległo się w mojej głowie, a moje ciało posłusznie zareagowało na komunikat właściciela.

Bo jak inaczej mogłam go nazywać, skoro najzwyczajniej w świecie przywłaszczył sobie moje życie?

Zaparłam się łapami o miękkie podłoże, a próba wprawienia ich ponownie w ruch, skończyła się upadkiem na wilgotne podszycie.

Niech to szlag!

NIEPOSŁUSZNA SAMICA! — zza drzew wyłonił się dwa razy większy piaskowy wilk, który kłapał groźnie zębami.

Wywróciłam tylko oczami, jeszcze bardziej wyprowadzając go z równowagi.

Daruj sobie, dobrze? — prychnęłam. — Oznaczyłeś mnie wbrew mojej woli, zamknąłeś w pokoju na cztery spusty i czego niby oczekiwałeś? Łóżka na zawołanie?

Zatrzymał się i warknął gardłowo, trącając mnie łbem w bok.

— Wstawaj — mruknął. — Nie mamy czasu na twoje fanaberie.

Na moje fanaberie?

Czy każdy facet jest takim ignorantem i przyswaja tylko te wiadomości, które go konkretnie zainteresują?

— Eoin jest w drodze do naszego domu, Beniamin zbiera wojska, żeby wyruszyć na wojnę z watahą twoich rodziców, Ana może w każdej chwili umrzeć, a ty odstawiasz jakiś melodramat — rzucił oschle, kiedy w końcu stanęłam z powrotem na ziemi.

Jaka wojna? Jaki melodramat, a poza tym, jaki Eoin? — zdziwiłam się, bo podobne imię nosił mój wuj, który od dawna nie żył.

Obudziłaś się wreszcie ze snu o księżniczce i rycerzu na białym koniu? To świetnie, a teraz DO DOMU! — ryknął, popychając mnie delikatnie w znajomą stronę.

— Kretyn — westchnęłam i posłusznie ruszyłam w drogę powrotną.

Jakież było moje zdumienie, gdy zza ściany lasu wyłonił się nie tylko Dom Główny, ale i ogromny basior o rdzawo-brązowej sierści, który patrzył na nas dumnym wzrokiem. Lazurowe oczy przewiercały duszę na wylot, a takie same miała przecież... Ana.

Wujek? — podbiegłam do wilka, a on przyjaźnie zamerdał ogonem. — Ty żyjesz? Myśleliśmy, że popełniłeś samobójstwo, po tym, jak...

Urwałam, uświadamiając sobie, co właśnie miałam na końcu języka.

Chodźmy się ubrać — przerwał mi szorsko Filip. — Nie będziemy prowadzili rozmowy na zewnątrz, a tym bardziej w takich formach.

Przepuścił nas przodem, pozwalając, żebym pierwsza pognała do swojego pokoju i szybko spłukała z siebie zgniłe liście i błoto.

Przemieniłam się, wskoczyłam pod prysznic, a po chwili już miałam na sobie błękitną sukienkę do kolan, którą przyniosły mi omegi.

Zbiegłam czym prędzej po schodach, narzucając jeszcze na ramiona biały sweter i rzuciłam się na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który stał do mnie odwrócony tyłem.

— Eoin! Dlaczego nam to zrobiłeś? — pytałam, zaciągając się znajomym zapachem lasu po deszczu.

Wuj objął mnie mocno, co spotkało się z ostrzegawczym warknięciem Filipa.

Zgromiłam go za to wściekłym wzrokiem.

— Przykro mi, Ros. Postąpiłem tak, jak nakazywało mi serce.

Kiedy puściłam w końcu Eoina, Filip szybko przygarnął mnie do siebie zaborczym gestem. Ugryzłam go za to w ramię, na co jedynie syknął w odpowiedzi:

— Zobaczymy, czy wieczorem też będziesz taka odważna.

Na te słowa zrobiło mi się zimno.

— Usiądźmy — zaproponował Filip i poprosił omegi, aby przygotowały coś do jedzenia, a także wysprzątały pokój dla gościa.

Kiedy podana została kawa, przeszliśmy do oranżerii, zamykając za sobą wyciszające drzwi.

Usiedliśmy w wygodnych fotelach, a Eoin zaczął swoją bardzo długą opowieść.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz