*XV*

27.4K 1.3K 69
                                    






***




Ana

Do domku babci dotarłyśmy późnym wieczorem.

Słońce już dawno skryło się za górami, a niebo było usłane gwiazdami.

Ładnie tutaj — odezwała się Rosie. — Zupełnie inaczej niż w naszych stronach.

Tak, to idealne miejsce dla tych, którzy chcą zapomnieć — w oddali między drzewami było już widać chatkę.

Dlaczego zdecydowała się tu zamieszkać? — rudowłosa zatrzymała się i spojrzała na mnie uważnie.

Zastanowiłam się przez chwilę.

Wiesz, chyba nie chciała mieć nic wspólnego z moją rodziną — przynajmniej tak mi się zawsze wydawało.

Nie chciała cię zabrać ze sobą?

Chciała, ale ojciec jej nie pozwolił — niechętnie wracałam do bolesnych wspomnień.

Przykro mi — spuściła głowę, zawstydzona swoją ciekawością.

Nie szkodzi, już nawet tego nie pamiętam — skłamałam i poprowadziłam nas wydeptaną dróżką.

Zastanawiałam się właśnie, czy zapukać, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich uradowana Mery.

— Matko kochana! Własnym oczom nie wierzę! Ana, kochanie, czy to ty? Ten drań cię nie zabił? Jakim cudem udało ci się uciec? Dlaczego nadal jesteś taka mała i kim jest twoja towarzyszka? — zarzucała mnie pytaniami z prędkością światła.

Rosie zrobiła zdumioną minę na tyle, na ile pozwalała jej ograniczona wilcza mimika.

To twoja babcia? — zapytała zaciekawiona.

Jęknęłam i weszłam do chatki, przemieniając się i owijając pierwszym, co mi wpadło pod rękę.

— Tak, to moja babcia, Mery. A to jest Rosalie Fullmoon, babciu — przedstawiłam sobie kobiety.

Rosie kiwnęła przyjacielsko łbem, a Mery zaprosiła ją gestem do środka, żeby także się przemieniła i ubrała.

Dostałyśmy dwie lniane koszule i po spódnicy. Rosalie wcisnęła się w zieloną, a ja założyłam niebieską, która była na mnie stanowczo za długa, ale to był mój najmniejszy problem.

— Co was do mnie sprowadza? — usiadłyśmy z drugiej strony domku, na drewnianej werandzie, a babunia poczęstowała nas ciastem porzeczkowym.

Spoglądałam w nocne niebo, zastanawiając się, co powinnam na to odpowiedzieć.

— Uciekamy — odparłam krótko, posyłając Ros ostrzegawcze spojrzenie.

— Uciekacie? Przed kim? — chciała koniecznie wiedzieć, ale zanim zdążyłam się odezwać, rudowłosa mnie uprzedziła.

— Przed moim mate — palnęła, a ja zrobiłam wielkie oczy. — To okropny wilk, uprowadził mnie siłą, a potem znęcał nade mną fizycznie i psychicznie.

Zamknęłam oczy i prosiłam gwiazdy, żeby to nie działo się naprawdę.

— Rosalie, tak mi przykro — rozczuliła się babunia. — Jednak to nie jest najbezpieczniejsza przystań. Znam jednak kogoś, kto wam pomoże.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz