***
Ana
Do domku babci dotarłyśmy późnym wieczorem.
Słońce już dawno skryło się za górami, a niebo było usłane gwiazdami.
— Ładnie tutaj — odezwała się Rosie. — Zupełnie inaczej niż w naszych stronach.
— Tak, to idealne miejsce dla tych, którzy chcą zapomnieć — w oddali między drzewami było już widać chatkę.
— Dlaczego zdecydowała się tu zamieszkać? — rudowłosa zatrzymała się i spojrzała na mnie uważnie.
Zastanowiłam się przez chwilę.
— Wiesz, chyba nie chciała mieć nic wspólnego z moją rodziną — przynajmniej tak mi się zawsze wydawało.
— Nie chciała cię zabrać ze sobą?
— Chciała, ale ojciec jej nie pozwolił — niechętnie wracałam do bolesnych wspomnień.
— Przykro mi — spuściła głowę, zawstydzona swoją ciekawością.
— Nie szkodzi, już nawet tego nie pamiętam — skłamałam i poprowadziłam nas wydeptaną dróżką.
Zastanawiałam się właśnie, czy zapukać, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich uradowana Mery.
— Matko kochana! Własnym oczom nie wierzę! Ana, kochanie, czy to ty? Ten drań cię nie zabił? Jakim cudem udało ci się uciec? Dlaczego nadal jesteś taka mała i kim jest twoja towarzyszka? — zarzucała mnie pytaniami z prędkością światła.
Rosie zrobiła zdumioną minę na tyle, na ile pozwalała jej ograniczona wilcza mimika.
— To twoja babcia? — zapytała zaciekawiona.
Jęknęłam i weszłam do chatki, przemieniając się i owijając pierwszym, co mi wpadło pod rękę.
— Tak, to moja babcia, Mery. A to jest Rosalie Fullmoon, babciu — przedstawiłam sobie kobiety.
Rosie kiwnęła przyjacielsko łbem, a Mery zaprosiła ją gestem do środka, żeby także się przemieniła i ubrała.
Dostałyśmy dwie lniane koszule i po spódnicy. Rosalie wcisnęła się w zieloną, a ja założyłam niebieską, która była na mnie stanowczo za długa, ale to był mój najmniejszy problem.
— Co was do mnie sprowadza? — usiadłyśmy z drugiej strony domku, na drewnianej werandzie, a babunia poczęstowała nas ciastem porzeczkowym.
Spoglądałam w nocne niebo, zastanawiając się, co powinnam na to odpowiedzieć.
— Uciekamy — odparłam krótko, posyłając Ros ostrzegawcze spojrzenie.
— Uciekacie? Przed kim? — chciała koniecznie wiedzieć, ale zanim zdążyłam się odezwać, rudowłosa mnie uprzedziła.
— Przed moim mate — palnęła, a ja zrobiłam wielkie oczy. — To okropny wilk, uprowadził mnie siłą, a potem znęcał nade mną fizycznie i psychicznie.
Zamknęłam oczy i prosiłam gwiazdy, żeby to nie działo się naprawdę.
— Rosalie, tak mi przykro — rozczuliła się babunia. — Jednak to nie jest najbezpieczniejsza przystań. Znam jednak kogoś, kto wam pomoże.
CZYTASZ
Mała i biała
WerewolfAna żyje w cieniu rodzeństwa, które usilnie próbuje się jej pozbyć. Ojciec dziewczyny, Beniamin, grozi jej śmiercią i wykluczeniem ze stada. Wszystko zmienia dzień, w którym zostaje zamknięta w lochu przez swoje siostry. Wilczyce są zazdrosne i nie...