*XXIX*

15.8K 768 59
                                    






***




Ana

Ogromny basior o czekoladowej sierści wysunął się z lasu, uważnie nasłuchując. Nie było szansy, żeby mnie dostrzegł, ale i tak czułam przerażenie na samą myśl, że odważył się przekroczyć granicę królewskiego terytorium.

Gorączkowo zastanawiałam się, co robić. Powinnam wołać Basha, a może próbować skontaktować się z ojcem? Eoin na pewno kręcił się w pobliżu, tylko on jeden mógł kontaktować się ze mną bez problemu, inni twierdzili, że nie wpuszczam ich do swojej głowy — cokolwiek to miało znaczyć.

Czego się boisz? — Sebasthian wdarł się do moich myśli, szczęśliwie wyczuwając moje zaniepokojenie.

Beniamin tu jest! Widzę go przez okno! Stoi na skraju lasu, ale nie atakuje, raczej obserwuje otoczenie —poinformowałam go szybko, mając nadzieję, że mnie usłyszy.

Spokojnie, skarbie — przemówił  łagodnym głosem, chcąc wpłynąć na moje szalejące emocje. — Nikomu nic się nie stanie. Teren jest pilnie strzeżony. Nawet mysz się nie prześlizgnie — zapewnił, ale jakoś nie czułam się lepiej.

Jesteś pewny? — wyjrzałam jeszcze raz zza firanki, ale ku swojemu zaskoczeniu, Beniamin gdzieś zniknął.

Tak, kochanie. Gdziekolwiek jest, zaraz zostanie namierzony i schwytany, a sprawiedliwości nie będzie — warknął, jakby sama myśl o zabiciu tego drania, wybudzała w nim nieznane wcześniej instynkty.

Wypuśćcie mnie z komnaty — poprosiłam, ale odpowiedziało mi jedynie niezadowolone mruknięcie.

Zastanowię się nad tym — zabrzmiało to tak nieprzekonująco, że wewnątrz zatrzęsłam się ze złości. — Na razie tam jesteś bezpieczna.

Wcale nie zależało mi na bezpieczeństwie. Przynajmniej nie na swoim, bo nie miało ono dla mnie większego znaczenia. Martwiłam się o Rosie, Basha, Eoina i całe stado, które było moją jedyną i najbliższą rodziną. Własne rodzeństwo pozbyło się mnie z chęcią, natomiast tu po raz pierwszy od śmierci matki zaznałam prawdziwego ciepła.

Nie chciałam, żeby Beniamin po raz kolejny mi coś odebrał. Właściwie nie wyobrażałam sobie, że mogłabym do tego dopuścić. Pragnęłam, by wilkołak został jak najszybciej złapany i sprawiedliwie ukarany, za to, co zrobił.

— Ana, myśl — szeptałam pod nosem, krążąc w kółko po miękkim dywanie.

Kiedy miałam już podjąć próbę wyważenia drzwi, ktoś pewnie wszedł do środka, zerkając na mnie z cwanym uśmieszkiem i rzucając gruby klucz prosto pod nogi.

— No proszę, kogo my tu mamy — mruknął, wyraźnie ucieszony, że rozgryzł zagadkę. — Ptaszek w złotej klatce, czyż nie?

— Nie rozumiem, o czym ty... — spojrzałam na niego ze strachem i szybko się poprawiłam. — O czym pan mówi.

Aleks prychnął sfrustrowany, jakby został zmuszony do rozmowy z wyjątkowo tępą idiotką.

— Nie musisz już udawać, księżniczko — warknął. — Dobrze wiem, kim jesteś i pójdziesz grzecznie razem ze mną.

Obdarzyłam go chłodnym spojrzeniem i zrobiłam kilka kroków do tyłu, żeby zwiększyć między nami odległość.

— Nigdzie z tobą nie pójdę — jego twarz przybrała jeszcze bardziej nienawistny wyraz, ale mimo to uśmiechnął się kpiąco.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz