*XLIV*

12.5K 617 3
                                    






***




Ana

Zobaczyłam go dopiero wtedy, gdy dosłownie wyrósł przede mną jak spod ziemi. Miał potarganą i brudną sierść, oczy przekrwione i pełne nienawiści, a z jego pyska kapała gęsta ślina. W niektórych miejscach posiwiał, jakby i na nim odbiły się wydarzenia ostatnich miesięcy. Być może byłoby mi go nawet żal, gdyby okazał, choć odrobinę skruchy. Wszystko, co miało miejsce, nie wydarzyłoby się, gdyby jego serce nie było tak mocno zatrute nienawiścią.

Czy chciałam go zabijać?

Nie, co prawda na początku sądziłam, że przyjdzie mi to stosunkowo łatwo i zrobię to bez większych problemów, ale gdy patrzyłam na tę złość, którą dosłownie emanował, coś we mnie szeptało, że śmierć nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Cała matka — warknął, obnażając kły, na co odruchowo się wzdrygnęłam.

Zauważyłam, że jedna z jego łap była dotkliwie poraniona i czułam niepokojącą satysfakcję na ten widok.

Czas z tym skończyć — powiedziałam  spokojnie i tak się czułam, jakby jakaś błoga pewność siebie przyćmiła pozostałe zmysły. — Zasługujesz na śmierć i dobrze o tym wiesz.

Gdyby był pod postacią człowieka, być może na jego twarzy dostrzegłabym  mnóstwo emocji. Wilcza mimika ograniczała te umiejętności, ale i tak w oczach wilkołaka zobaczyłam strach. Ten strach prześladował mnie jeszcze przez wiele lat, ale czas sprawił, że udało mi się zniekształcić to wspomnienie. Litość pojawiła się w moim sercu tylko na chwilę, by zaraz zniknąć przytłumiona gniewem.

Tak samo patrzyła na mnie Anastazja, w dniu moich szesnastych urodzin. W jej oczach także czaił się strach, ale usiłowała go ze wszystkich sił ukryć. Ostatecznie poniosła śmierć z rąk tego, którego wybrali za nią inni. Nosiła i rodziła jego dzieci, ale on i tak pozostał bezwzględny. Nie miał skrupułów, gdy zamordował ją z zimną krwią, nie zapytał o zdanie, ani nie okazał szacunku.

Ja też nie zamierzałam.

To ty zginiesz jak twoja matka, suko — uwierzyłabym w tę sztuczną agresję, gdyby nie przerażenie, którego mdły zapach unosił się w powietrzu.

Pokręciłam ze smutkiem głową, zapamiętując każdy szczegół, który towarzyszył tej chwili.

Żegnaj, potworze — wyszeptałam, zanim powaliłam go bez oporu na ziemię i przegryzłam gardło.

Pierwszy raz czułam obrzydliwy smak krwi, który drażnił moje kubki smakowe. Chciało mi się wymiotować, a bezwładne ciało ojczyma utwierdzało mnie w tym zamiarze. Nie próbował się bronić, zupełnie, jakby się poddał. Być może nie miał już siły, sam odniósł potworne rany i nie wziął pod uwagę, że zaklęcie wiedźm będzie działało na wszystkie wilkołaki, a nie tylko na te, które uważał za wrogie. Odwróciłam wzrok od potwornego widoku i zawyłam głośno, dając do zrozumienia innym, że wróg został pokonany.

Z tej odległości nie widziałam już czarnych postaci i ich nie czułam, ale gdy w odpowiedzi rozległo się drugie wycie, wiedziałam, że i ten problem został rozwiązany. Teraz zostało pozbierać rannych, wyleczyć ich rany i zapomnieć, że tak bezsensowna walka miała kiedykolwiek miejsce.

Rozejrzałam się dookoła, stając przed kolejną trudną decyzją. Czy leczyć także wrogów, którzy sami wymierzyli sobie taki los? Nieludzkie byłoby ich zostawić na polanie rannych, ale czy powinnam także przywrócić do życia zmarłych? Tych, którzy ponieśli śmierć, bo tego chcieli? A co, jeśli wcale nie chcieli, a jedynie zostali zmuszeni przez Beniamina, który odgrażał się ich rodzinom?

Wiem, o czym teraz myślisz — babcia usiadła obok i odetchnęła, dostrzegając martwego oprawcę swojej córki. — Nie można ocalić wszystkich. Niektórzy ponieśli straty z własnego wyboru, na który mieli wpływ. Beniamin werbował i takich, którzy potrafili powiedzieć nie. Edmund był tego idealnym przykładem.

Zamknęłam oczy na wspomnienie o przyjacielu z dziecięcych lat.

Czy nie mogłabym mu przywrócić życia? — zapytałam naiwnie, ale w głębi duszy wiedziałam, co na to odpowie.

Przykro mi, ale na to jest zbyt późno — przyznała ze smutkiem. — Nawet  wilkły mają swoje ograniczenia.

Co w takim razie zrobić? Jak postąpić? — dopytywałam, zbywana cichymi westchnięciami.

Ty sama wiesz to najlepiej, kochanie — wstała, podchodząc do najbliższego wilka, którego klatka piersiowa z ledwością się unosiła. — Nie pozwól jednak, by współczucie zaburzyło zdrowy rozsądek.

Nie łatwo było mi przetrawić jej słowa.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz