*XXXVII*

13.6K 681 19
                                    






***




Ana

Siedzieliśmy przy stole w jadalni, obmyślając strategię wojenną.  Bash wyciągnął mapy terenu należącego do stada i cały czas usiłował wymyślić taki plan, aby utrzymać wojska Beniamina z dala od pałacu, w którym miały się ukrywać kobiety.

— Nie chcę się ukrywać — narzekałam, zakładając ręce na piersi. — Chciałabym walczyć tak jak inni.

Bash posłał mi ponure spojrzenie znad stosu map.

— An, rozmawialiśmy już o tym — powiedział głosem męczennika, który zbyt wiele przeszedł w ostatnim czasie. — Pole bitwy to nie miejsce dla dzieci.

Z oburzenia o mało się nie udusiłam.

— Nie jest dzieckiem, Bash! — wrzasnęłam, a Brain uśmiechnął się ironicznie do swoich kolegów.

— Chyba nie sądzisz, że on kiedykolwiek się na to zgodzi? — zachichotał, mrugając do mnie zaczepnie, a Igor i Joachim zanieśli się gwałtownym kaszlem, nieudolnie próbując zamaskować śmiech.

Jęknęłam przeciągle, wznosząc oczy ku niebu.

— No, błagam! Ja muszę tam być! — nie zamierzałam tak łatwo odpuścić, to było dla mnie zbyt ważne. — Beniamin odebrał mi matkę, chyba to rozumiesz, prawda? — spojrzałam na niego załzawionymi oczami, ale nie zareagował.

— Maleńka, powiedziałem już ostatnie słowo i nie zamierzam go odwoływać — jego głos brzmiał zbyt mocno i tubalnie, co szybko rozpoznałam jako próbę podziałania na mnie mocą alfy.

— Twoje rozkazy na mnie nie działają — żachnęłam się i skierowałam do drzwi, żeby ostentacyjnie opuścić pomieszczenie.

Nie zdążyłam zrobić nawet dwóch kroków, gdy ktoś z impetem wpadł do środka.

— Filip? — zdziwiłam się, kiedy rozpoznałam intruza, ale ten był tak wściekły, że dałabym głowę, że w tej chwili nie widział nikogo poza zszokowanym księciem.

— GDZIE ONA JEST?! — ryknął tak głośno, że aż szyby w oknach niebezpiecznie zabrzęczały. — PRZESZUKUJESZ MOJE TERYTORIA BEZ ZAPOWIEDZI, A POTEM KRADNIESZ MOJĄ PRZEZNACZONĄ?!

Zdumiona przyglądałam się, jak na jego rękach zaczyna pojawiać się sierść, a paznokcie wydłużają się i zaczynają przypominać ostre pazury.

— Spokojnie — Bash próbował załagodzić sytuację, ale wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. — Nie napadłem na twoje terytorium, przyjacielu, ale tak jak ty, wpadłem w furię, gdy Ana z dnia na dzień zniknęła.

Filip nadal się trząsł, ale jego oczy przestały się jarzyć ciemnym złotem. Cała sala zastygła w bezruchu, jakby ktoś zatrzymał klatkę filmową. Przez chwilę bałam się oddychać, tak bardzo niepokoiła mnie złowroga atmosfera bijąca od mate Rosalie.

— Co się stało? — zapytałam łagodnie, wkraczając między najeżone wilki. — Ros nie wróciła do domu?

Alfa watahy Północnej Zorzy przeniósł zamglony wzrok na mnie, aż w końcu jego tęczówki odzyskały naturalną barwę. Uśmiechnęłam się lekko, delikatnie dotykając jego ramienia.

— Filipie? — miałam nadzieję, że chłopak wybudzi się z koszmarnego transu i podzieli tym, co tak naprawdę się wydarzyło.

Wilkołak oddychał ciężko, ale kiedy udało mu się także unormować oddech i wyciszyć negatywne emocje, przemówił głosem pełnym goryczy i żalu.

— Od początku wiedziałem, że mnie nie posłucha. Takie niepokorne samice powinny być pod nadzorem całodobowym i moja także była! Jednak ktoś knuł za moimi plecami i pomógł uciec Rosie, żeby ratować Anę. Udało się, a dziewczyny miały być bezpieczne! Więc dlaczego zwiadowcy donoszą, że Ana została cudownie odnaleziona w parku pałacowym, a po Rosie ślad zaginął?! Zwariuję, jeśli coś jej się stało, ale więź nie została przypieczętowana, więc zupełnie nic nie czuję — ostatnie słowa wyszeptał tak cicho, że z ledwością je dosłyszałam.

— Nie masz się czym martwić — zaczęłam szybko, gdy kątem oka dostrzegłam, że Bash ma zamiar przemówić. — Rosie jest w dobrych rękach i zostanie tam do końca wojny. Dziewiczy Bór ochroni ją, masz moje słowo — położyłam dłoń na sercu i pozwoliłam przyswoić alfie nowy zasób wiadomości.

— Jak to? — wykrztusił jedynie. — W Dziewiczym Borze? Na Ziemi Czarownic? Nic jej nie grozi? Żartujesz sobie ze mnie, księżniczko, prawda? — chciał wierzyć w to co mówiłam, ale wpajane od lat uprzedzenia mu na to nie pozwalały.

— Zaufaj mi, Filipie — posłałam mu proszące spojrzenie. — Kocham Rosie jak siostrę i nigdy nie pozwoliłabym jej skrzywdzić. — Ktoś obiecał mi, że się nią dobrze zaopiekuje. Jeśli nie chcesz jej w to mieszać, pozwól, by znalazła ukojenie w tym magicznym miejscu.

Chłopak pokiwał głową i przysunął sobie krzesło, na którym usiadł z głośnym westchnięciem.

— Co masz do dodania, drogi książę? — rzucił, ale nie było to wyzywające pytanie.

— Tak naprawdę podejrzewałem, że Beniamin miał kryjówkę na twoich ziemiach i tam, w ruinach twierdzy, przetrzymywał Anę — przyznał Bash, także siadając. — Wybacz, że z tobą tego nie skonsultowałem, ale musiałem działać szybko i bez dodatkowych świadków.

Filip oparł dłonie na stole i zrobił tak poważną minę, że byłam na wstępie przekonana, że to, co teraz usłyszę, nie spodoba mi się ani trochę.

— Miałeś rację, Sebasthianie — powiedział twardo. — Beniamin miał kryjówkę na moich ziemiach. Jednakże od wczorajszej nocy nikt nie wie, gdzie się podział. Zniknął, a wraz z nim ktoś, komu może grozić prawdziwe niebezpieczeństwo.

Zbladłam, słysząc jedynie, jak serce łomoce mi w piersi.

— Zostawił także wiadomość dla Any — wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę, która okazała się zdjęciem.

Obraz przedstawiał pokrwawione ubrania przybite do pnia drzewa i białą chustę w chabry, leżącą u jego podnóża.

— Edmund... — wyszeptałam, a łzy spłynęły po moich policzkach.

Mała i białaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz