Rozdział 19

1.3K 188 109
                                    

Przez cały kolejny tydzień nie widziałem Marka ani razu, co było dziwne, bo zawsze przynajmniej dwa razy dziennie przychodził uprzykrzać mi życie. Czyżby postanowił spełnić to, co obiecał i zostawił mnie w spokoju skoro wygrałem nasz zakład? Nie żeby mi to w jakiś sposób przeszkadzało, przeciwnie. Jestem bardzo zadowolony. Bardzo.

- Bardzo. - odpowiedziałem bez namysłu na pytanie Renjuna, który uniósł brwi.

- Słuchasz mnie w ogóle? I przestać miąć tę chusteczkę, co ci biedna zrobiła. - wyciągnął z moich rąk materiał, jednak mając wolną dłoń zacząłem stukać nerwowo opuszkami po blacie, na co lekko już zirytowany Chińczyk wsadził mi chusteczkę z powrotem do rąk.

- Co? - ocknąłem się. - Tak, jasne, że cię słucham. - uśmiechnąłem się do niego niewinnie.

- To powiedz mi co to za tajemnicza potrawa "bardzo", którą rzekomo jadłeś na śniadanie? - posłał mi rozbawione spojrzenie na co lekko się zaczerwieniłem.

- No dobra, nie słuchałem. Zamyśliłem się.

- Ciekawe. - wymamrotał siorbiąc swoje bubble tea.

- Może jest chory? - wymamrotałem sam do siebie nie zwracając uwagi na to, że Renjun również mnie słyszy.

- Kto? - spojrzał na mnie pytająco, na co zwinąłem usta w linijkę nie chcąc się wygadać, że to ten przebrzydły Mark zajmuje moje myśli. - Jeno? No mówiłem ci przecież. Wyszedł wczoraj wieczorem z mokrą głową z domu. Idiota. Zapomniał, że mamy zimę, czy co? - westchnął kręcąc głową na głupotę chłopaka, a ja odetchnąłem z ulgą, że nie musiałem mu się tłumaczyć. A właściwie z czego niby miałbym? - O, idą przybłędy.

Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się do tyłu, by spojrzeć w to samo miejsce, gdzie patrzył Huang. Mój wzrok natrafił na Woosun i Jisoo, które szły najwyraźniej w naszą stronę. Szatynka żywo gestykulowała na jakiś temat, ale ta druga raczej jej nie słuchała gapiąc się w ekran telefonu.

- Się zaprzyjaźniły moim kosztem. - mruknąłem przypominając sobie, że to dzięki mnie się poznały.

Już miałem się odezwać do nich, bo myślałem, że się do nas przysiądą ale one jak gdyby nas nie widziały, po prostu przeszły obok naszego stolika nawet nie mówiąc zwykłego "cześć". Wysunąłem dolną wargę do przodu. Nieładnie tak ignorować przyjaciół. Chyba przyjaciół. My się w ogóle przyjaźnimy?

- Dzisiaj są urodziny Jisunga. - wypalił nagle Renjun po czym znowu zaczął siorbać napój.

- I co w związku z tym?

- Nie uważasz, że to najlepszy dzień, by się w końcu pogodzić z nim i Chenle? - uniósł prawą brew patrząc na mnie uważnie.

- Nie jestem pokłócony z Chenle.

- Ale z Jisungiem już tak.

- A co mnie on obchodzi? Sam się na mnie wydarł oskarżając mnie i Jaemina o niewiadomo co. - zauważyłem, że patrzy na mnie pobłażliwym wzrokiem więc szybko się poprawiłem. - No może faktycznie mówił prawdę ale grzeczniej było zachować swoje myśli dla siebie. No i to nie tak, że się odobraziłem na tego uciekiniera. A w życiu. Nawet z Parkiem się mogę pogodzić ale z tamtym idiotą już nie.

- Świetnie, więc masz okazję! - uradowany chłopak zaczął machać energicznie do kogoś kto również był za mną. Co to za udręka siedzieć tyłem do wejścia i musieć się odwracać praktycznie co chwilę.

- Zaplanowałeś to! - krzyknąłem odrobinę zbyt głośno widząc Chenle prowadzącego Jisunga do naszego stolika. Kiedy obydwoje usiedli, posłałem obu Chińczykom wymowne spojrzenie.

How To Be A HeartbreakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz