01. Oszukali mnie na makaron!

2.6K 170 320
                                    

Niesprawdzony. 🌦

Publikuje jeszcze raz, bo podobno macie problemy XD

Igor

Wchodzę na salę blondynki w szpitalnym kitlu. Podchodzę bliżej i przystawiam krzesełko.

-Cześć. -Zaczynam z uśmiechem i łącze razem nasze dłonie. -Jak się czujesz?

-Lepiej. -Uśmiecha się, a nasze spojrzenia się spotykają. -Lekarz mówi, że za dwa dni mogę wrócić do domu, jednak nie mogę mieć stałego kontaktu z Nastią. Jeszcze nie teraz.

-Boże, to wspaniale. -Przyznaję szczerze i mocno ją przytulam. -Cholernie za tobą tęsknię.

-Ja za tobą też. -Wzdycha poprawiając maseczkę tlenową. -Ta sala jest okropna, trzy tygodnie tutaj to zdecydowanie za długo.

xxxxx

Dwa dni później odbieram blondynkę ze szpitala. Tak kurewsko się cieszę, że wyzdrowiała, że ta jebana chemia pomogła.

Odbieram torbę od dziewczyny, a ta kieruje się by odebrać swój wypis. Uśmiecham się patrząc jak cała i zdrowa stoi przy rejestracji i kilka sekund później dołączam do niej.

-Zabieram cię na obiad. -Informuję obejmując ją w talii. -Nastia jest z Adrianem, napewno się nie nudzą.

-Myślisz, że on sobie poradzi z pięciomiesięcznym dzieckiem? -Dopytuje przygryzając wargę. -Wiesz jaki on jest.

-Spokojnie, jest jeszcze Dawid..

-O Jezu. To podwójne pasmo nieszczęść. -Parska śmiechem i wtula się w moje ciało.

Adrian

-Może jest głodna? -Pytam wyjmując dziecko z łóżeczka. -Rozbieraj się.

-Co kurwa? -Pyta zszokowany blondyn.

-No zdejmuj te ciuszki i nakarm dziecko. Myślę, że znajdziesz trochę mleka w swoich pięknych cyckach. -Mówię kołysając Nastię.

-Ty jesteś chory. -Krzyżuje dłonie. -Białe mam tylko na dole.

-Też może by.. o fuj, jak mogłeś to powiedzieć przy dziecku?! -Krzyczę na niego mocniej przytulając dziewczynkę. -No już, ciocia Adrianna jest z tobą.

-Straszysz to dziecko. -Gruszecki wybucha śmiechem. -Skąd ty to wytrzasnąłeś? To sukienka Izy?

Paradowanie w za małej sukience, koronie i skrzydełkach wróżki nie jest takim dobrym pomysłem jak wydawało mi się na początku.

-Nieeee? -Kłamię odbiegając od niego wzrokiem.

-Panie Boże zlituj się. -Wzdycha patrząc w sufit. -Może po prostu przyniosę jeden ze słoiczków, które leżą w lodówce?

-Teraz to mówisz?! -Pytam oburzony.

Przyjaciel wzrusza ramionami i znika w kuchni. Wkładam dziewczynkę do specjalnego karmidełka i przystawiam sobie krzesełko.

-Fajne, co? -Dopytuję gdy mała Nastia łapie za jedno z moich skrzydeł wróżki. -Sam je zrobiłem i.. okej, nie podobają ci się? -Wzdycham gdy ta odrywa kawałek papieru. -To, że ty nie masz takich super mocy, to nie znaczy, że..

-Złaź. -Do rozmowy, a raczej mojego monologu wtrąca się Dawid.

Przewracam oczami i wstaję na równe nogi, a chłopak siada przed dzieckiem.

-Zaraz, zaraz. Ty chcesz jej to podać łyżeczką? -Upewniam się.

-A niby czym?

-Yy, widelcem? Tutaj wyraźnie jest napisane „pierwszy obiadek, spaghetti." , spaghetti je się widelcem, hello. -Wyjaśniam wyrzucając dłonie w powietrze.

-Trzymajcie mnie. -Przymyka oczy, po czym otwiera słoiczek. Chłopak nabiera na łyżkę trochę jedzenia, które jednak okazuje się papką.

Czy to jest magia? Na opakowaniu wyraźnie jest napisane, że jest to spaghetti.

Chyba muszę zadzwonić do praw konsumenta żywności i zgłosić ten jakże poważny problem.

Po prostu mnie chuje oszukały, bo albo mi poszło na oczy, albo to naprawdę nie jest makaron.

Może i kiedyś to było spaghetti, dopóki jakiś debil tego nie zjadł i nie wyrzygał. Biedna Nastia.

Iza

Wchodzę do mieszkania razem z Igorem, a moim oczom ukazuje się niecodzienny widok. Nastia razem z Dawidem leży na kanapie, a Borowski śpi na podłodze w stroju wróżki i.. hej, czy to moja sukienka?!

Muszę przyznać, że brunet ma w niej lepszy tyłek niż ja, to straszne.

-Co tu się do chuja dzieje?! -Awanturuje się Igor, a Adrian od razu się budzi i przypadkiem uderza głową o stolik. -Poprosiłem was tylko, żebyście kilka godzin zajęli się dzieckiem, to naprawdę jest takie trudne?!

-Tak, bo chuje mnie oszukały na makaron! -Mamrocze Borowski. Czy on jest pijany? Nigdy się tak nie zachowywał.

-Nawet nie chcę wiedzieć co masz na myśli. Dlaczego ty do cholery masz na sobie jakiś strój naćpanej wróżki? Albo dobra, tego też nie chcę wiedzieć. Oddajcie nam po prostu dziecko i idźcie do domów. -Wzdycha szatyn i odbiera od Dawida córkę.

-Ciocia Adriana jeszcze do ciebie wróci, mały. -Mówi brunet na odchodne.

-To dziewczynka. -Przypominam parskając śmiechem.

Przyjaciel macha ręką i wychodzi, a Gruszecki zaraz za nim. Biorę głęboki wdech i rozglądam się po pomieszczeniach, wszędzie panuje bałagan, a jedna ze ścian jest pokryta dziwną, białą substancją.

-Słuchaj, Adrian jest gejem, więc może.. No wiesz. -Zaczynam dotykając białej plamy.

-Po nim można się wszystkiego spodziewać. -Stwierdza szatyn i przebiera dziecko.

-Nie, to jednak krem waniliowy. -Mówię oblizując palec. -Będziemy musieli płacić za malowanie.

-Zajmę się tym. -Zapewnia i podchodzi do mnie. -Najważniejsze jest to, że mam cię przy sobie.

-Kocham cię. -Szepczę, a Igor kładzie dłonie ma mojej talii. Uśmiecham się i czule całuję jego usta. Cholernie mi tego brakowało.

Come Back; ReToOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz