EPILOG;

756 110 62
                                    

Niesprawdzony.

Iza

Siódmy luty to dzień naszej rozprawy rozwodowej z Igorem.

Do tej pory nie wierzę, że szatyn mógł zrobić mi coś takiego po tych wszystkich chwilach. Nie wierzę, że Bugajczyk wybrał Dominika.

-Wszystko w porządku? -Pyta Olek obejmując mnie ramieniem.

-Tak. -Przytakuję przecierając twarz dłonią. -Chodźmy już.

Szatyn splata razem nasze dłonie i razem wchodzimy do budynku. Mocniej wtulam się w ciało chłopaka gdy zauważam idącego w naszą stronę Igora.

-Iza.. to nie musi się tak skończyć. -Wyznaje złamanym głosem. -Wiesz, że cię kocham. Ciebie i dwójkę naszych dzieci.. nie możesz mi tego zrobić.

-Nie pogrążaj się. -Wtrąca się Olek. -Oboje nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego.

-Teraz jesteście parą? -Pyta, a w jego oczach dostrzegam łzy.

-Nie twoja sprawa. -Rzucam oschle i kładę dłoń na brzuchu.

-Idź stąd, Iza nie może się denerwować. -Informuje Olek, a Igor jeszcze chwilę na nas patrzy po czym odchodzi.

Biorę głęboki wdech, a Bugajczyk mocniej przyciąga mnie do siebie i łączy nasze usta e krótkim pocałunku. Odwzajemniam jego pocałunek i po jakimś czasie wchodzimy na salę rozpraw.

xxxxx

-Wszystkim tutaj zgromadzonym, oświadczam, iż decyzja sądu jest jednogłośna. Pani Izabela Ziaja i pan Igor Bugajczyk nie są już małżeństwem z winy tylko i wyłącznie pana Igora. -Tłumaczy mężczyzna, a ja oddycham z ulgą. -Po za tym sąd nakłada na pana Bugajczyka comiesięczne alimenty na dwójkę swoich dzieci w wysokości dwóch tysięcy złotych ze względu na jego dorobki.

Szatyn przytakuje i po chwili wszyscy wychodzimy z pomieszczenia. Olek muska mój policzek, a ja delikatnie się uśmiecham.

-Zadowolona jesteś? -Słyszę za sobą. Odwracam się i zauważam zdenerwowanego Igora. -Wszystko zepsułaś, mogliśmy być szczęśliwi, ale nie.. ty musiałaś zachować się jak ostatnia dziwka!!

-Hamuj trochę ze słowami! -Krzyczy szatyn i popycha brata.

W tym samym momencie czuję potworny ból brzucha, kładę dłonie na nim i wydaję z siebie cichy pisk bólu.

Przestraszone rodzeństwo od razu do mnie podchodzi, a Igor wzywa karetkę.

Igor

-Pan jest ojcem? -Pyta jedna z pielęgniarek, która właśnie wychodzi z sali operacyjnej.

-Tak. -Przytakuje. -Co z moją żoną?

-Byłą żoną. -Wtrąca się Olek przykładając lód do spuchniętego oka.

-Morda w kubeł. -Rzucam oschle.

-Panowie, proszę się uspokoić albo opuścić szpital. -Mówi brunetka. -Pani Izabela czuje się już dobrze, a pan ma ślicznego syna.

-Mógłbym tam wejść? -Szepczę, by szatyn tego nie usłyszał.

-Proszę bardzo. -Przytakuje i otwiera drzwi do pomieszczenia.

Zaciągam się powietrzem i wchodzę na salę. Przygryzam wargę i podchodzę do łóżka, na którym leży blondynka.

-Wyjdź stąd. -Rozkazuje prostując się na łóżku.

-Nie możesz mnie tak traktować. -Sygnalizuję wycierając krew, która cieknie z mojej wargi.

-Owszem mogę. -Przymyka oczy. -Nie rób mi więcej problemów i wynoś się stąd.

-Pięć minut, chciałbym tylko przywitać się z moim synem. -Nalegam.

-Dwie minuty. -Zgadza się.

Przytakuję i podchodzę do specjalnego łóżeczka, w którym dostrzegam dziecko. Uśmiecham się sam do siebie i łapię za małą rączkę chłopca, a ten delikatnie ją ściska.

-Wybrałaś już dla niego imię? -Dopytuję rzucając dziewczynie spojrzenie.

-Mateusz lub Kamil.. jeszcze nie wiem.

-Mi się podoba Nikodem.. tak na marginesie. -Wyznaję głośno wzdychając.

-Twoje dwie minuty minęły. -Oświadcza wskazując palcem na drzwi. -Tak jak uzgodniliśmy, dzieci możesz odwiedzać raz w tygodniu, ale najpierw musisz mnie o tym powiadomić.

-Czyli.. to naprawdę koniec, tak?

-A na co liczyłeś? -Prycha. -Naprawdę nie mam ochoty z tobą rozmawiać, nie psuj mi tego dnia.

Przygryzam wargę i kieruję się do wyjścia. Nie zwracam uwagi na siedzącego na korytarzu Olka i wchodzę z budynku.

Kilka razy uderzam pięściami w mur szpitala jednocześnie czując łzy na policzkach.

Nigdy nie sądziłem, że nasza historia skończy się w taki sposób.

Come Back; ReToOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz