Treffen

3.8K 216 15
                                    



Wygonił mnie do tej ciasnej klitki, którą nazywał moim pokojem. Rozkazał mi być cicho, jeżeli chcę żyć. Pozostawało mi tylko nasłuchiwać, kto przyszedł i co się dzieje.
Do Erika przyszedł jakiś znajomy z Luftwaffe, by pochwalić, że urodził mu się syn. Oczywiście tę dobrą nowinę musieli opić.
Czekałam, aż w końcu będę mogła wyjść z tego ciasnego pokoju. Czekanie jednak przerwały mi nagłe napływy... Pewnych refleksji - co ja tak właściwie wyprawiam?
Udało mi się uciec z Getta, ale tylko po części. Upolował mnie sobie ten cholerny Niemiec. Co prawda, dzięki jego dziwnej wizji więzienia mnie dla swojej własnej przyjemności nadal żyję.
Gdyby ucieczka z Getta poszła po mojej myśli, zapewne podjęłabym się pracy w jakiejś kawiarni, gdzie moim zadaniem byłoby zbieranie informacji. Cokolwiek, byle tylko walczyć z wrogiem, który tak nas uciskał.


***

Drzwi jej pokoju otworzyły się dość nagle. W progu stał podpity Erik w rozpiętej do połowy koszuli. Szelki jego mundurowych spodni zwisały luźno przy udach.
- Poszedł. - mruknął pociągając nosem i wspierając się na futrynie. - Chodź. - dodał, machając na nią i przechodząc zaraz chwiejnym krokiem do swojego pokoju.
No tak, jak inaczej miałby się skończyć ten wieczór? Pan chciał - pan musiał dostać.
Nie było innej możliwości, tak więc poszła za nim posłusznie i grzecznie, mimo że jej wnętrze zaczęło się buntować. Chciała żyć, ale czy życie za taką cenę było tego warte? Ręki na niej jeszcze nie podniósł, karmił dobrze. Używał sobie jedynie i traktował jak egzotyczne zwierzątko.
Musiał być niebywale samotny, skoro potrzebował aż tak egzotycznego ptaszka w swojej złotej klatce. Piękny ptaszek, który zadowalał go delikatnym śpiewem i pozwalał zapomnieć o tym, kim jest.

***

Kiedy po wszystkim wyjątkowo ułożył mnie na sobie, poprosił bym pogładziła jego lewy bok, ten usiany bliznami, długimi i w dotyku kojarzącymi mi się z odnogami rzeki.
Mruczał mi do ucha, a ja liczyłam, że w końcu zaśnie, a jego cholerna ręka puści mój tyłek.
Uderzenia jego serca stawały się wolniejsze i wolniejsze, aż w końcu usłyszałam, jak chrapie podpity Kapitan Obendorf.
Wydało mi się to na swój sposób urocze. Taki groźny, mrukliwy i zamknięty w sobie, a teraz chrapał jak mały chłopczyk.
Ułożyłam głowę na jego piersi i wsłuchując się w to wolne bicie serca zasnęłam.

***

- Gdzie moja koszula? - zapytał biegając po domu jak głupi. Obendorf wstał zbyt późno, w ustach miał niesmak, a głowę męczył mu kac.
- W kuchni... Na wieszaku... - zamruczała dziewczyna, zakrywając swoją twarz poduszką.
Erik spojrzał na nią krytycznie, ale nie chcąc tracić czasu ruszył swój tyłek do kuchni, gdzie przywdział koszulę.
- Dziś będę później, więc liczę na kolację, czyste mieszkanie i zmienioną pościel. - oświadczył, zapinając szybko guziki swojego munduru.
- Aha... A śniadanie? - zapytała, zwlekając się leniwie z łóżka.
- Adiutant mi coś przyniesie, a, i biorę Setha ze sobą.
Cecylia owinęła się kocem i wstała z łóżka, by przejść się do salonu i zobaczyć, jak wielki bałagan Kapitan Obendorf pozostawił po sobie.
- Pamiętaj o occie. - rzucił nagle stanowczym tonem, mierząc przy tym dziewczynę zimnym spojrzeniem.
- Ale... Przecież użył pan... - zaczęła, ale ten przerwał jej wypowiedź swoją.
- Nie obchodzi mnie to. Masz o tym pamiętać, bo bękartów nie mam zamiaru oglądać. - warknął, poprawiając swoją czapkę i wychodząc z domu. Jak zwykle zamknął ją na trzy zamki, tak by nie mogła mu ptaszyna z klatki uciec.
Zaraz po jego wyjściu zrobiła, jak kazał. Wzięła ocet i zamknęła się na dłuższą chwilę w łazience...
Gdzieś po godzinie czternastej rozległo się pukanie do drzwi. W takich przypadkach Erik kazał być jej cicho i udawać, że nikogo nie ma w domu. Tak też robiła, ale zawsze też zakradała się do drzwi na palcach, by dyskretnie wyjrzeć przez judasza i zobaczyć, kto taki nachodzi Kapitana w ciągu dnia. Zazwyczaj był to listonosz, ale teraz był to... Młody chłopak... To był...
- Janek! - rzuciła widząc przyjaciela przez wizjer.
- Cecylia. - odpowiedział jej przylegając do drzwi, by lepiej ją słyszeć.
- Jak mnie znalazłeś? To niemożliwe...
- Kolor włosów możesz zmienić słonko, ale mnie nie zwiedziesz... - oświadczył jej, uśmiechając się radośnie pod nosem - Widziałem cię z jakimś szkopem... mniemam, iż z Hauptsturmführer'em Obendorfem... - mruknął niezadowolony, zerkając na tabliczkę, przewierconą do drzwi, która go informowała, iż tak właśnie było.
- Tak. - odpowiedziała mu jedynie, zaciskając swoje drobne wargi.
- Uwolnię Cię. Po to tu jestem!
Słyszała, jak wyciąga coś z torby, zapewne łom... Chciał wyważyć drzwi i wykraść ją z tej złotej klatki.
- Nie Janek... Zostaw mnie tu. - wypaliła nagle słysząc, jak przykłada łom do drzwi.
- Co? O czym ty mówisz? Cecylia...
- Janek, posłuchaj mnie... Z tego miejsca mogę zrobić więcej dobrego, Obendorf jest kapitanem, wiele papierów przynosi do domu... A niektóre informacje mogę wyciągnąć od niego sama.
- Nie... Nie pozwolę ci na to... Przecież to...
- Zaufaj mi. Tak będzie lepiej i bezpieczniej dla nas, a teraz idź już, bo jeszcze ktoś na klatce schodowej cię zobaczy lub usłyszy.
Chłopak stał przez chwilę pod drzwiami mieszkania Obendorfa. Nie chciał jej tutaj zostawiać. Przybył by ją uwolnić! Jednak Cecylia miała rację... Mogła więcej zdziałać znajdując się na obecnej pozycji.
- Gdyby... Gdyby coś się działo, postaw w oknie pusty wazon. Wtedy przybędę ci pomóc... - oświadczył, po czym odsunął się od drzwi i zbiegł po schodach. Nie pożegnał się, bo pożegnania według Janka w tych czasach zwiastują coś złego.

SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz