Schuss

2.3K 78 27
                                    

- Miło tak wrócić do łask – zamruczał, poprawiając w dłoni sznur, który pomagał mu utrzymać swojego psa w ryzach.

- I ty się wykażesz, i ja coś może udowodnię – dodał, zerknąwszy na ludzi za nim. Pięć grup po trzy osoby. Dwie z nich miały po psie. Miało to ułatwić sprawię i zapewne tak będzie.

Stelther zerknął ponad kamienice i dostrzegł pierwszy czerwony latawiec. Machnął dłonią, dając sygnał dwóm pierwszym grupom.

Trzecia miała ruszyć z drugiej strony i odciąć drogę w razie ucieczki.

- Chcę żywych. - rzucił do przechodzących obok niego żołnierzy

Johannes został sam, a dokładniej ze swoim psem, którego pogłaskał po łbie.

Zza kamienic dał się słyszeć pierwszy wrzask alarmujący, iż SS łapie ludzi.

Stelther uśmiechnął się pod nosem i już miał wkroczyć na teren podejrzanego podwórza, gdy nagle dostrzegł, że ktoś wspina się po drewnianym płocie nieopodal. Najpierw na kamiennym bruku wylądowały cztery papierowe latawce umalowane na czerwono, a zaraz po nich na ugiętych nogach zeskoczył chłopak. Na oko miał może z szesnaście lat.

Stelther szarpnął na smycz psa i wyszczerzył swoją diabelską mordę.

- BIERZ GO! - zasyczał.

Chłopak jęknął wręcz na widok potwornej bestii biegnącej w jego stronę. Poderwał z bruku latawce i rzucił się do ucieczki przez ulice.

A te nie tętniły życiem. Ludzie pochowali się do domów, gdy tylko usłyszeli warkot silnika nadjeżdżającego mercedesa 170 VK. Dzieciak nie miał jak zgubić piekielnego psa, który tępił pazury na kamiennym bruku. Słyszał ujadanie. Było coraz bliżej. A więc tak przyjdzie mu zginąć? Przyciskał do piersi papierowe latawce, które już zdążyły się pognieść, podziurawić i połamać. Przyklejone na słaby klej fragmenty jidysz zaczęły się odklejać od czerwonego papieru, z którego był stworzony latawiec.

Dzieciak skręcił w lewo i wbiegł do bramy. Liczył na łut szczęścia. Może któraś z piwnic miała uchylone drzwi? Podwórze kamienicy było jednak zastawione samochodem, przy którym majstrował jakiś Niemiec.

- Nie... - jęknął chłopak i wyrzucił latawce na jeden z trawników i ruszył biegiem w stronę starego płotu, który dzielił dwa podwórza.

Pies biegł już za nim i kiedy tylko chłopak rzucił się na płot, długie kły zatopiły się w jego łydce.

Wrzask, krzyk i pisk.

Stelther dobiegający dopiero na miejsce wiedział już że wygrał ten pościg. Wkroczył na podwórze i zerknął na Niemca, który z rozchylonymi ustami przyglądał się całej sytuacji.

- Przecież to dziecko... - rzucił podwórkowy mechanik widząc, jak Stelther odciąga psa od krwawiącej ofiary.

- Owszem, i to dziecko już szkodzi Rzeszy – odpowiedział, ciągnąc smarkacza. Dobrze, że założył dziś rękawiczki.

Na ulicy już czekała reszta grupy zwiedziona krzykiem dziecka i ujadaniem psa.

- Zapakować go na pakę i zadbać by doktor opatrzył, bo ma przeżyć do przesłuchania... - mówiąc to szarpnął dzieciaka w stronę swoich żołnierzy, którzy pochwycili go mocno, bo mimo ran rzucał się i krzyczał coś w tym swoim parszywym języku. Dla czystej satysfakcji postanowił uderzyć chłopaka w twarz, a wtedy dziwne ciepło rozlało się na jego lewym policzku. Z początku nic nie czuł, ale tylko przez moment. Chwilę od strzału, który padł w jego stronę gdzieś z głębi brukowanej uliczki. Mężczyźni stojący przy Johannesie zwyczajnie zamarli. Padł kolejny strzał, jednak dostał teraz mężczyzna trzymający dzieciaka. Stelther upadł na kolana, przyciskając lewą dłoń do policzka. Zakasłał i podniósł wzrok.

SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz