Abendessen

3K 180 16
                                    



Wieczorne Litzmannstadt było przepiękne. Blask latarni rozświetlający młodą noc, jak i puste ulice.
Cecylia jednak nie mogła się skupić na podziwianiu pustych - i nadal urokliwych ulic. Głowę zaprzątał jej niepokój przeszyty lekką paniką i strachem. Erik trzymał ją pod ramię i prowadził z pewnym zadowoleniem.
Jak on mógł być tak spokojny i niczym się nie martwić?
- To szaleństwo. - rzucała głosem dotkniętym strachem. Co on sobie w ogóle myślał? Czy on w ogóle logicznie myślał? - Zabiją mnie. Mnie i ciebie... - dodała i wbiła w niego swoje przestraszone spojrzenie.
Erik jednak nie zważał na słowa Cecylii i parł dalej przed siebie z zawadiackim uśmieszkiem.
- Odbiło Ci. - kontynuowała, ale na marne szły jej słowa, bowiem już niemal byli na miejscu.
Kapitan otworzył przed nią drzwi restauracji i gestem zaprosił do środka. No to koniec. Już po niej. Dziewczyna wzięła wdech i ruszyła posłusznie za gestem Erika.
Godzinami uczył ją akcentu - i chyba już rozumiała, po co.
Kiedy zasiadła do stolika, i kiedy Erik usiadł blisko niej, jej umysł podsunął jej pewną myśl. Zobaczyła przed sobą, na krótką chwilę - ale zobaczyła mężczyznę, który tworzy swoje urojenie w drobnej i cienkiej bańce. Urojenie szczęśliwego życia.
- Ingrid... - Głos Erika przerwał jej rozmyślania. - Zamyśliłaś się skarbie, a zaraz przyjdzie kelner. - dodał, pokazując jej dłonią na kartę dań.
- Am... Tak... Przepraszam. - rzuciła nieco wytrącona z zamyślenia. Sięgnęła zaraz po kartę i zaczęła przeglądać potrawy. Połowa niemieckich nazw potraw nic jej nie mówiła, więc postanowiła wziąć to samo, co jej... „Partner".
Kelner przybył, a Erik złożył zamówienie. Normalna formalność - i normalnym też było czekanie na zamówienie... Jednak to, co się podczas tego czekania działo...
Dłoń kapitana wolno zakradła się do dłoni Cecylii i poczęła ją gładzić tak, jakby Erikowi dawało to ukojenie.
Dziewczyna popatrzyła na niego i niepewnie się uśmiechnęła. Cóż za dziwaczne uczucie.
- Są chwilę, że bardzo mnie niepokoisz. - wyrwało jej się pod nosem. - W sumie... cały czas mnie niepokoisz. - sprostowała zaraz i spuściła swoje spojrzenie.
- Wiem, ale chyba najbardziej niepokojącym jest fakt, jak mnie to podnieca. - odpowiedział jej, a kąciki jego ust drgnęły i zaraz ruszyły do góry.
Niezręczną ciszę między nimi przerwał kelner, który przybył z ich potrawami.
Przed Cecylią i Erikiem postawiono solidne golonki maczane w kapuście. Dziewczyna aż otworzyła oczy ze zdziwienia. Kiedy ona po raz ostatni widziała tyle tak dobrego mięsa na talerzu?
- Smacznego. - zamruczał Kapitan, widząc minę Cecylii.
- Nawzajem... - odpowiedział i skierowała swoją prawą dłoń na nóż, a lewą na widelec. Oby tylko zjeść to z godnością - pomyślała.

***

Wino, dobre mięso. Ta kolacja była niemal idealna... Nie biorąc pod uwagę okoliczności i tego, jak do niej właściwie doszło. Spokój jednak postanowił im ktoś zakłócić, ktoś kto lekko podpity zdobył na śmiałości i postanowił przysiąść roześmiany przy Eriku.
Kapitan odłożył sztućce i zerknął na nowego bywalca jego stolika.
- Egon. - rzucił i przełknął ostatni kawałek golonki. - A cóż ty tu robisz przyjacielu? - zapytał od razu i zerknął kątem oka na Cecylię.
- A no... Sale mamy obok... W tej drugiej nawie i tak sobie wyszedłem by podejść do baru, a tu widzę Ciebie! I... I to w tak pięknym towarzystwie... - Wyjaśnił znajomy, a następnie pochwycił dłoń zaskoczonej Cecylii, aby ją ucałować.
- No, no... Wstrzymaj konie Egon. - zamruczał Erik, podsuwając się nieco do„swojej" kobiety.
- Och. Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać... Twoja towarzyszka jest niezwykle urokliwa i... Zabierasz ją ze sobą do Götha?
- Do Götha? - rzucił pytająco Kapitan.
- Sprawdź pocztę... Na pewno wysłał Ci zaproszenie na...
I wypowiedź Egona przerwał kolejny przybysz, który położył dłonie na ramionach Egona i potrząsnął nim radośnie.
- Ja Ciebie szukam łajdaku! A ty tu sobie widzę Erika i jego pannę zagadujesz!
- Ludwig! Właśnie miałem do ciebie wracać, ale jak widzisz... No...
Erik aż nie wierzył. Dwóch się zleciało by zniszczyć mu wieczór? Do jasnej cholery... Jeszcze te łajdaki były podpite.
Zanim Erik zdążył zareagować, Ludwig wyciągnął onieśmieloną Cecylię zza stołu by zaprosić ją do tańca.
Kapitanowi aż stanęły włosy na karku. Spojrzał na rozbawionego Egona i wbił widelec w stół tuż obok jego dłoni.
- Zabieraj się stąd. - zasyczał Erik i wstał od stołu, zostawiając tak zdruzgotanego Egona.
Cecylia patrzyła na mężczyznę, który usiłował z nią tańczyć... Co miała zrobić? Powiedzieć „nie"? Jej zacięty charakterek, który tak stopniowo się ujawniał,nagle gdzieś zniknął. Z pomocą przybył Kapitan, a raczej jego dłoń, która ścisnęła ramię znajomego i odciągnęła go od kobiety.
- Hamuj się Ludwig, bo będziesz zbierać własne zęby z podłogi... - zawarczał, zagarniając do siebie „swoją" kobietę.
- Proszę o wybaczenie... Ja tylko...
- Gówno mnie obchodzi, co chciałeś Hölscher. Zabieraj swoją dupę tam, skąd przyszła albo sam ją tam poślę.
Nie musiał więcej powtarzać. Panowie niemal wyparowali... Zostawiając ich samych.
- Wybacz... Miało być przyjemnie, a wyszło... Pijacko. - westchnął i pogładził jej plecy krzepiąco.
- Nie mam za złe... Może nawet lepiej, że byli podpici. Nie będą pamiętać szczegółów... Zazdrośniku. - Zaśmiała się i skierowała w stronę stołu, by zabrać z oparcia krzesła swój płaszcz. Oczywiście Erik nie mógł pozwolić, by Cecylia założyła płaszcz sama. Podszedł do niej i pomógł jej się ubrać... A następnie opuścili lokal, by wrócić do przytulnego mieszkania Kapitana.
Cóż za beztroska... Cóż za imitacja spokojnego i radosnego życia.

SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz