Göth Willa

2.6K 152 15
                                    




Trzymałam się blisko Erika, gdyż bałam się jakiejkolwiek konfrontacji z obecnymi tu gośćmi. Połowa z nich już i tak nadto zwracała na mnie uwagę.
Co jakiś czas zagadywałam Obendorfa chcąc się w ten sposób uspokoić. Bawiło go to... A cóż go nie bawiło? Lubił moją niepewność i pewną dozę nieporadności.
Opiekował się mną tutaj i przedstawiał każdej napotkanej osobie, jednak przyszła taka chwila, że musiał ode mnie odstąpić, by udać się na dość poważną, balkonową rozmowę z jednym ze swoich przełożonych.
Zanim jednak mnie pozostawił samej sobie na tym diabelskim przyjęciu, zostawił kilka wskazówek takich jak: „nie mów zbyt wiele" czy „zajmij się dobrami zalegającymi na stole, może nikt cię nie zagada". Doprawdy, Kapitanie Eriku Obendorf... Złote porady.

Gości obsługiwały służące, oczywiście żydowskiego pochodzenia, w dodatku mieszkanki tutejszego obozu pracy.
Jedna z dziewczyn podeszła do mnie i zapytała czy niczego mi nie potrzeba. Odpowiedziałam jedynie przeczącym ruchem głowy, by nie wdawać się w konwersacje.
Dziewczyna zatem odeszła ode mnie szybko, jednak kilka kroków dalej została zaczepiona przez jednego z poruczników. Pada kilka niewybrednych żartów i jeszcze służka zarobiła po tyłku, co nie uszło uwadze Götha, rozmawiającego do tej pory o interesach z pewnym mężczyzną.

Nie rozumiałam jeszcze wtedy, jak bardzo dziwny stosunek posiada Göth do wszystkich dziewczyn, które u niego pracują. Amon, pieszczotliwie zwany „Mony", nie tylko uważał się za wybrańca, którego uskrzydlała sama myśl o tym, że dzierży w rękach nici losu tysięcy ludzi, ale uważał się też za sobowtóra boga.
Zatem kobiety, które u niego pracowały były jego i tylko jego własnością.

Dostrzegłam zatem jak Komendant przerywa tak ważną dla siebie rozmowę by ruszyć w kierunku tkniętej dziewczyny. Jego oczy płonęły zimnym gniewem, a twarz nie wyrażała nic.
Nie wiedziałam, co się zaraz stanie.

***

Amon zbliżył się do porucznika, który raczył zaczepić jedną ze służących. Komendant uniósł swój pusty kieliszek w dłoni chcąc by dziewczyna go obsłużyła.
- Co robisz? - zapytał patrząc w jej oczy, kiedy ta już nalewała mu wina.
Nie bardzo chyba zrozumiała o co chodzi... Tego właśnie komendant przecież chciał, tak? Tym właśnie gestem prosił o wino, a może się pomyliła i nie o wino tu szło?
Spojrzała pytająco i niewinnie na Komendanta.
- Niusia, tak? - mruknął Amon zabierając kieliszek by móc się napić trunku.
- Tak, Herr Komendante. Tak mam na imię.
- Pytam cię, co robisz? - powtórzył, dociskając każdą sylabę, jakby wzbierał w nim gniew.
Niusia nie chciała odpowiedzieć źle i nie chciała też rozzłościć komendanta. Poczęła się denerwować, że nie rozumie tak prostego pytania. Przecież to oczywiste, co robiła. Robiła to, co jej kazał.
- Usługuję gościom Tak, jak Herr Komendante mi nakazał. - oświadczyła i odważyła się spojrzeć na tego człowieka.
- Podlizując się im? - Niby przemawiał przez Komendanta spokój, jednak ten spokój był podszyty pewną nutka irytacji.
- Słucham? - wyrzuciła z siebie wystraszona dziewczyna. - Nie... Gdzież bym śmiała, Herr Komendante... Ja tylko...
- Zamilcz. Ja wiem, co widziałem - mruknął, przerywając jej. Wyprostował palec wskazujący, który tak, jak reszta palców prawej dłoni, obejmował kieliszek w winem. Wskazał na dziewczynę. - Widziałem, co zrobiłaś, cholerna kłamczucho - kontynuował. Nawet porucznik wydawał się być w tej chwili nieco zaskoczony, jednak, jak widać nie miał zamiaru przerywać komendantowi. Jeszcze wyszłoby na jaw, że w stanie podpicia dotknął Żydówki.
- Herr Komendante, ja... - Niusia próbowała się bronić, próbowała wejść temu człowiekowi w słowo. Spojrzała nawet na porucznika, chcąc znaleźć w nim jakieś oparcie dla swych słów, jednak odnalazła w oczach niedoszłego adoratora jedynie obojętność.
Za próbę przerwania, gdy mówił, Amon wymierzył jej siarczysty policzek. Automatycznie w oczach bezradnej dziewczyny pojawiły się łzy.
- Zamilcz, powiedziałem! - warknął, odsłaniając kły. - Nie działa na mnie twoja żydowska magia. Jestem twoim bogiem. Grün! Wyprowadź to żydowskie szczenię! Natychmiast!
Wyprowadzenie przez strażnika równało się z jednym... Ze śmiercią. Niusia była taka młoda, nie chciała umierać. Poczęła się rozglądać ze łzami w oczach. Gdzie też jest pani Ruth? Może udałoby jej się złagodzić ten wyrok?
- Nie błagam... - zaczęła padając na kolana przed komendantem, co również rozbawiło.
- Widzisz? Już uprawia magię... - mruknął, zawracając się do porucznika, śmiejąc przy tym pod nosem.
- ...Błagam! Muszę opiekować się bratem Dolkiem... - zachlipała.
- Też z warsztatu? - rzucił retorycznie Amon, zerkając na strażnika, który właśnie pochwycił Niusię za jej drobne ramię. - Jego też zabierz po drodze, Grün. Niepotrzebne nam takie robactwo.
Wszyscy na to patrzyli, jedni z obojętnością, drudzy zaś, jakby nic się nie stało. Nikomu nie zależało na życiu tej biednej dziewczyny, bo i czemu miałoby zależeć?
Cecylia przymknęła oczy i wzięła kilka głębszych wdechów. - Do jakiego piekła ja trafiłam?
Muzyka grana przez dwóch więźniów odzianych w zbyt duże, zdarte marynarki była głośna, na tyle, by zagłuszyć odgłosy strzałów, jednak Cecylia była niemal pewna, iż słyszała dwa strzały... Gdzieś tam na zewnątrz.

***

Strzały, kończące życie młodej dziewczyny i jej brata, usłyszał również Erik, który po dość nieudanej rozmowie ze swoim zwierzchnikiem, wyszedł na zewnątrz by zapalić i odizolować się od tego upitego towarzystwa.
W przypływie emocji stwierdził też, że Cecylia da sobie bez niego radę przez następne kilka minut.
Obendorf odpalił papierosa i ruszył żwirową ścieżką wzdłuż lewej ściany Willi. Muzyka była tu nieco cichsza, a na horyzoncie żywej duszy.
- A więc tak... - zaczął cicho pod nosem. - Z przeniesienia nici... „Potrzebujemy Cię tutaj Obendorf!" - wypuścił kłąb dymu i kopnął jeden z większych żwirowych kamyków. Potrzebował tej chwili na uspokojenie. Skręcił w prawo pod balkony, gdzie muzyka głośna i radosna, a po przejściu kilku metrów skierował się na lewo, by iść przy prawej ścianie Willi, gdzie... Jakaś para zażywała chwili spokoju i migdaliła się dziko, przyklejona do ściany.
Cóż normalny widok... Szczególnie na takich „przyjęciach". Kapitan postanowił zatem przejść grzecznie obok pary i skierował się w sobie tylko znanym kierunku, problem jednak tkwił w tym, że gdy mijał ową parę, to coś, a raczej ktoś, rzucił mu się w oczy.
- Bruno? - rzucił, widząc swojego adiutanta w uścisku... Bynajmniej nie kobiety. - Jasna cholera...

__________________________

Imiona ofiar, które straciły w tym rozdziale życie odpowiadają faktycznym osobom, które zginęły w tym okresie oraz okolicznościach.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz