Schreibtisch

2.3K 150 0
                                    


- Co robisz? - zapytała Cecylia, widząc, jak Erik szuka czegoś na podłodze w salonie. Stąpał po deskach parkietu, jakby sprawdzał, która się ugnie pod jego butem. Miał zaraz wychodzić do pracy... Odbiło mu przez tą broń znalezioną w płaszczu Janka?
Nagle mężczyzna klęknął i zaczął paznokciami podważać jedną z desek parkietu. Chciał chyba ukryć znalezioną broń... pod podłogą.
- Przynieś mi jakiś ręcznik. Muszę je w coś zawinąć. - mruknął, wyjmując kolejne dwie deski, aby poszerzyć szczelinę w podłodze.
- Nie jestem pewna czy to najlepszy pomysł... - oświadczyła, kiedy już wróciła z ręcznikiem.
- A masz jakiś inny? Bo ja obecnie nie... I chyba lepszego mieć nie będę. - westchnął, zawijając granaty w poplamiony krwią Janka ręcznik.
Erik schował zawiniątko pod podłogą, by zacząć ponownie układać deski parkietu na swoim miejscu.
- Dasz sobie z nim radę, kiedy mnie nie będzie? - zapytał, gdy stanął już przed nią wyprostowany.
Dziewczyna wyciągnęła swe ręce w stronę Kapitana i delikatnie poprawiła poły jego munduru.
- Tak. - mruknęła z pewnym smutkiem. - Postaram się mu też... Jakoś to wszystko wyjaśnić, może będzie chciał mnie wysłuchać.
- Może... Sądzę, że na pewno jakoś się dogadacie. - dodał jeszcze, zanim ruszył do pracy. Oczywiście zamknął drzwi mieszkania, aby nikt nie mógł uciec... A raczej, by Rudzielec nie mógł - w razie, gdyby rozmowa Cecylii zbytnio nie wyszła. W pracy Erik musiał przekopywać się przez stertę dokumentów zalegającą na jego dębowym biurku. Raporty, sprawozdania, meldunki i cholerne donosy, których tylko przybywało z dnia na dzień.
- Gdzie jest Stelther do cholery...? - warknął, zerkając w stronę małego stolika do kawy, stojącego tuż przy obitej zielonym aksamitem kanapie. - I gdzie jest moja cholerna kawa?
Trzask drzwi gabinetu skierował spojrzenie Erika na przybysza.
- Heil... - zaczął Johannes, jednak nie było dane mu skończyć.
- Daruj już sobie... Nie mam wiele czasu, a twój raport ma pełno dziur. - warknął Obendorf. Ruchem ręki nakazał Steltherowi zasiąść przed biurkiem.
- Jakie braki, Herr? Jestem niemal pewien, że...
- Nie chcę słyszeć twoich tłumaczeń. - mruknął z pełną powagą, sięgając po czarny notes, w którym lubił notować swoje uwagi. - Przejdę od razu do konkretów... Pomijając zdarzenia z celi - i tego, jak zbędnie zmasakrowałeś więźnia. - otworzył notes na niezapisanych kartkach, spomiędzy których wypadła mała rzecz z origami... Małe rękodzieło Cecylii.
Erik aż się zawiesił na chwilę. Jak to się tu znalazło? - zadał sobie szybko to pytanie. Zerknął na Stelthera, który przypatrywał się fikuśnemu kawałkowi papieru z uniesioną lewą brwią.
- Ym... Ciekawa zakładka Herr... - pozwolił sobie wtrącić jakże inteligentną i potrzebną uwagę.
Kapitan wziął głęboki wdech i przymknął na chwilę swoje jasne, aryjskie oczy.
- Ty coś mi wspominałeś ostatnio o sanatorium, prawda Johannes? - wypalił nagle dziwnie spokojnym tonem.
- Tak i...
- I zamkniesz teraz swoją jadaczkę, albo zwyczajnie zapomnisz o tym „zdrowotnym pobycie".
Zdrowe oko Stelthera niemal napłynęło krwią. Johannes nie był typem osoby, która lubiła przyjmować rozkazy. Ogólnie nie lubił mieć nikogo nad sobą i, z jak widać ciężkim sercem znosił fakt, że musi użerać się z Obendorfem.
- Tak jest, Herr. - wycedził przez zęby.
Erik kiwnął wolno głową i uśmiechnął się zwycięsko pod nosem.
- Świetnie... Zatem przejdźmy do konkretów.
Długopis Obendorfa kreślił doprawdy piękne litery na białych kartkach papieru. Każde pytanie Kapitana było wyważone i wymagało konkretnych odpowiedzi. Stelther jednak odpowiadał bez problemu... Wydawać by się też mogło, że ten cholerny kat niemal idealnie zapamiętał wygląd Janka.
- Rudy... Niezbyt wysoki, zginął nam w tłumie, a psy tropiące... Cóż, zgubiły trop. Podejrzewamy, że chłopak mógł uciec kanałami lub schować się w jednej z piwnic...
- Mhm... A co z przewożonym i tą dwójką?
- Przewożony zmarł na miejscu, tak, jak i jeden z dywersantów, drugi... ach, drugi jest - a raczej był już przesłuchiwany.
- I co z nim?
- Stan agonalny, ale udało nam się wyciągnąć jedno nazwisko.
- Jakie?
- Leśniowski...
Erik podrapał się po policzku, by następnie z trzaskiem zamknąć swój czarny notes. Coś mu mówiło to nazwisko, ale na chwilę obecną nie był wstanie sobie go z nikim skojarzyć.
- Dobrze, to na razie wszystko... Możesz odejść, a i jak będziesz schodził na dół, to przyślij tu Bruna. Opieprzę cholernika od góry do dołu! Gdzie moja kawa?
Stelther przewrócił oczami wstając z krzesła.
- Nie ma go dziś, Herr. Podobno zaniemógł...
- Słucham?
- Chory. Zwyczajnie nie pojawił się dziś w pracy.
Kapitan skrzywił się nieco na twarzy. Coś tutaj mu nie pasowało. Nie dostał żadnej informacji od sekretarki... Czyli zgłoszenie złego samopoczucia Bruna nie było zgłoszone, a stwierdzone przez sam fakt niezjawienia się go w pracy.
- Hm... Trudno. Tak czy siak, wracaj do swoich obowiązków Stelther, bo i ja chciałbym wrócić do swoich.
Kiedy Erik został w gabinecie sam, myśli i pytania krążyły mu po głowie. Musiał sobie wszystko uporządkować, a fakt, że ukrywał u siebie w domu zbiega... Mu w tym nie pomagał.
W dodatku... To znajome nazwisko i niepojawienie się Bruna... Muszę go chyba odwiedzić. A na pewno sprawdzić. - pomyślał, zerkając na małe papierowe rękodzieło Cecylii, które leżało teraz pośród stery papierów.

SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz