Chłopaki z Targowej opracowali plan. Kino dla Niemców - Adler przy ulicy Kilińskiego 123 miało przyjąć atak gangu, tak jak i kilka godzin wcześniej podobny atak przyjęło kino Mimosa, za niewpuszczanie Polaków na seanse. Chłopaki szykowały się do tej akcji od miesiąca. Wszystko musiało pójść jak trzeba. Taki numer odwalić, to trzeba mieć jaja i jeszcze podczas seansu „Nur für Deutsche".
- Jurek i Michał, wy idziecie na czaty. - mruknął Janek upuszczając papierosa i przydeptując go butem. - Młodziak wejdzie na dach i rozsypie zawartość worka.
Chłopaki patrzyli na niego z pełna powagą. Słowa Janka były święte.
- Reszta będzie się kręcić po ulicy i informować o zmianach... Nie możemy dopuścić by zaskoczyła nas łapanka czy inne gówno.
Zależało im na czasie. Kino nie było obstawione, bo i czemu miało być? Zwykły dzień i zwykły seans.
- Dobra! Panowie! Ruchy! - rzucił klaszcząc w ręce.
Rozbiegli się. Każdy znał swoje miejsce... I każdy znał plan.***
- Co za upał... - zajęczał Obendorf siedząc w swoim biurze przy biurku tuż obok otwartego okna, z którego chcąc nie chcąc buchał żar.
- Przynieść panu coś zimnego Herr Obendorf? - zapytał Bruno siedząc na kanapie i przebierając w papierach. Pomagał dziś przełożonemu by jak najszybciej mogli stąd wyjść.
- Tak... możesz, tylko wracaj szybko. Już niewiele nam zostało... - westchnął ocierając swoje czoło wierzchem dłoni.
Kiedy adiutant zostawił Erika samego, to ten postanowił rozpiąć swe guziki munduru oraz koszuli tuż pod szyją. Mógł sobie pozwolić na taki mały nietakt... Raz, że upał, a dwa - Bruno raczej się nie obrazi, a nawet zrozumie.
Drzwi do gabinetu otworzyły się jednak gwałtownie, a do środka nie wtoczył się Bruno z zimnym napojem, a Johannes Stelther podkomendny Erika.
Obendorf podniósł swoje stalowe spojrzenie na przybysza. Zbadał wzrokiem mężczyznę okaleczonego przez front i życie. Lewe oko Johannesa ogarnęło bielmo, a jego lewe ucho jak i policzek nosiły ślady będące bliznami po stalowych odłamkach.
Spojrzenie Obendorfa zatrzymało się na prawej ręce Stelthera. Zgięta i zawieszona na temblaku z czarnego materiału.
- Czego?! - warknął wściekle Kapitan.
- Heil Hitler! Herr Hauptsturmführer! Na Buschline banda dzieciaków znowu rozsypała ten cholerny proszek! - zaraportował salutując przy tym dość żywo zdrową ręką.
- I czemu z tym do mnie przyłazisz Stelther?
- Bo nikt inny nie jest obecnie dyspozycyjny Herr! - wytłumaczył się, a Erik przeszedł do wolnego rozmasowywania swoich skroni.
- Ja również nie jestem zbyt dyspozycyjny... Weź trzech chłopa i wóz. Zwyczajnie się tym zajmij! Kto jak kto, ale ty chyba lubisz sobie zapolować. - burknął wstając od biurka.
- Tak jest Herr... - zasyczał i wyszczerzył swoje zęby w dość parszywym uśmiechu. Podkomendny zasalutował raz jeszcze stukając o siebie obcasami swoich oficerek, po czym wymaszerował z gabinetu Obendorfa.
Bruno wyminął się ze Steltherem na korytarzu, a będąc już w gabinecie postanowił zapytać.
- Coś się stało? - Adiutant poprawił okulary na swoim nosie, a następnie podał Erikowi szklankę z zimną herbatą.
- Nic wielkiego... Małe polowanie na kwiat młodzieży. - rzucił z nieco drwiącym uśmieszkiem przechwytując zimny napój i sięgając do szuflady po odebrany rankiem list, którego nadawcą był sam Komendant obozu pracy przymusowej w Płaszowie, Amon Göth.***
Johannes Stelther zebrał trzech ludzi i do tego jeszcze jednego psa tropiącego. Dość szybko wszyscy zorganizowali się i kilka minut później gnali jednym z Mercedesów 170 VK po ulicach Litzmannstadt.
Kiedy się zatrzymali Johannes zauważył, że na miejscu już była Niemiecka policja zajmująca się uspokajaniem tłumu uciekającego z kina.
- Herr Stelther... co oni właściwie rozsypali w tym kinie, jeśli mogę zapytać? - rzucił jeden z trzech chłopaków, których zabrał ze sobą na to drobne polowanie.
- Jakiś proszek... Wywołujący kichanie. - mruknął w odpowiedzi. Chłopak słysząc odpowiedź zdusił w sobie uśmiech, a następnie kiwnął pokornie głową.
Jeszcze bardziej powstrzymywać musieli się od śmiechu, kiedy przyszło im wysiąść z Mercedesa... Musieli bowiem wyminąć tłum kichających Niemców, którzy właśnie w pośpiechu opuszczali kino.
- Skupić się! - zaczął okaleczony Johannes. - Otoczyć mi kino. Część cholerników musi tu jeszcze być! Przyprowadzić mi coś żywego albo nie chcę was widzieć! Zrozumiano?!
Zasalutowali, a następnie rozproszyli się. Największe szanse na powodzenie mógł mieć oczywiście chłopak trzymający psa na smyczy. Owczarek złapał trop na tyłach kina i pociągnął swojego pana do jednego z kontenerów, który służył za składowisko odpadów.
Okazał się, że jeden z chłopców postanowił ukryć swoje drobne ciałko właśnie w kontenerze. Młodziak, bo właśnie o nim mowa trząsł się jak galareta, kiedy cholerny SS-Mann wyciągał go z kontenera.
- Herr Stelther! - zawołał trzymając Młodziaka za wszarz. Nie zdołał się jednak Szwab nacieszyć swym znaleziskiem, gdyż Jurek skoczył na jego plecy, gdy ten się tego najmniej spodziewał.
Jurek zacisnął swoje dłonie na szyi młodego Niemca i zanim pies zdążył się na niego rzucić, to zdołał wykrzyczeć do Młodziaka „ZABIERAJ DUPSKO!". Tak też się stało. Młodziak wskoczył na kontener, a z kontenera dostał się na ogrodzenie, za którym czekała go już wolność. Labirynt uliczek między kamienicami... Żaden Szwab nie mógł połapać się w tym cholernym labiryncie, ale podwórkowe chłopaki już tak.
Zatem gdy Młodziak biegł do bezpiecznego miejsca, gdzie Michał i Janek już zapewne na niego czekali, to Jurek walczył ze szczękami psa.
Owczarek rozszarpał rękaw jego kurtki razem ze skórą. Krew się polała i gdyby nie donośny krzyk Johannesa Stelthera, to z chłopaka została by tylko mięsna papka.
Ostatnim, co właśnie Jurek pamiętał z tego dnia, był okrzyk SS-Manna oraz jego trzech pachołków, którzy zaciągali go do czarnego samochodu.
Polowanie zakończyło się sukcesem, a Obersturmführer Johannes Stelther już nie mógł doczekać się przesłuchania.
CZYTASZ
SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!
Historical Fiction#1 w historia ❤️ 05.08.2018 #1 w historyczne ❤️ 05.08.2018 Wojenne Litzmannstadt to miasto wielu dylematów. Rzeczywistość lat czterdziestych była bowiem bardzo burzliwa. Co zjeść? Komu służyć? Sprzeciwić się wrogowi czy wieść relatywnie spokojne ży...