Stelther

2.3K 150 8
                                    

Wczesny ranek, zimna cela, a na środku niej - krzesło ze zmasakrowanym ciałem kobiety, chyba pielęgniarki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wczesny ranek, zimna cela, a na środku niej - krzesło ze zmasakrowanym ciałem kobiety, chyba pielęgniarki. Naprzeciwko niego, równolegle do siebie stali Johannes Stelther i Erik Obendorf.
Erik wyciągnął wolno papierosa i włożył go sobie do ust. Jego spojrzenie wędrowało od zwłok do Johannesa, od Johannesa do zwłok. Wypuścił, w końcu dym z ust i rzekł...
- Stelther... Jak ty kurwa śpisz po nocach, co?
Johannes spojrzał nieco zaskoczony na swojego przełożonego, a potem na swoje dzieło.
- Jak dziecko. - odpowiedział, wzruszywszy przy tym ramionami.
- Mhm... - odmruknął Kapitan, zaciskając swoje wargi na ustniku papierosa.
Stali tak przez chwilę w ciszy, notorycznie przerywanej przez kapiącą na betonową posadzkę krew.
- Sprzątaj to. - rzucił nagle Erik, przerywając drażniącą ciszę.
- Słucham? - pretensjonalny ton Stelthera był niemal idealnie wyczuwalny - no bo z jakiej racji to on miał się tym zajmować?!
- Sprzątasz to, a w raporcie piszesz, że znowu dałeś dupy!
- Wypraszam sobie. - zasyczał Johannes, zwracając się ze wściekłością do Obendorfa.
- Wypraszasz?! Tak? A coś z niej wyciągnął takiego, że możesz nazwać to przesłuchanie udanym?
Czarna brew Johannesa zadrgała, zdradzając wściekłość, jaka zaczęła nim targać. Nie miał nic na swoją obronę. Pielęgniarka, jak to pielęgniarka, został jej postawiony zarzut kolaboracji z podziemiem, jednak był to tylko zarzut, bo tak naprawdę... Zapewne była niewinna. Stelther skorzystał z okazji, by uwolnić z siebie dziką potrzebę sadyzmu.
- Tak myślałem. - prychnął Erik, widząc minę swojego podkomendnego. - Kiedy już się z tym uporasz, to zajmiesz się dokumentacją zalegającą na swoim, jak i na moim biurku.
- Z jakiej racji też twoją? - zapytał, unosząc swoją brodę dumnie.
- Bo masz mnie dziś zastąpić! - krzyknął, by opuścić pomieszczenie, zostawiając tak Johannesa z tym „bałaganem".
Oczywiście, że nie uprzątnął tego sam... Zaprzągł do roboty młodziki, które nawet nie odważyłyby się sprzeciwić.
Wrócił do gabinetu grubo po czternastej. Już padał ze zmęczenia, a jeszcze został mu stos pracy na biurku. Sthelther zatem zrobił sobie krótką przerwę na obiad, by następnie zająć się tym stosem papierów.
Siedział tak do późnego wieczora, do momentu, w którym drzwi gabinetu nie otworzyły się z hukiem.

  Siedział tak do późnego wieczora, do momentu, w którym drzwi gabinetu nie otworzyły się z hukiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Heil Hitler! Herr Stelther! - wypalił młody podkomendny, salutując przy tym. - Informuję, że pańska żona przyjechała do miasta!
Steltherowi aż szczęka opadła, a papieros spoczywający w jego ustach niemal upadł mu na spodnie.
- Słucham? - zachrypiał. Musiał aż zakasłać, by poprawić jakość swojego głosu.
- ...W mieście... Kazała przekazać również, że wybiera się...
- Gdzie?!
- Do... Teatru Rewiowego... Tam, gdzie dziś jest występ kabaretowy...
Chłopak musiał się szybko odsunąć od drzwi, bowiem Johannes Sthelther wypadł z gabinetu, niczym wściekły doberman. Czemu tak zareagował? Och, on zwyczajnie dobrze znał swoją cholerną żonę...
Wsiadł w samochód, trzasnął drzwiami i odpalił silnik. Zależało mu na czasie, jak i na tym, by ją upolować.
Zajechanie pod lokal nie zajęło mu wiele czasu. Zaparkował niedaleko wejścia. Miał szczęście... Szybko dostrzegł ją w towarzystwie dwóch młodych mężczyzn.
Dłonie Johannesa z trzaskiem poczęły zaciskać się na obitej skórą kierownicy Opla.
- Mam cię... - zawarczał wściekle.
Poczekał... Mało miał w tej chwili pokładów cierpliwości, ale poczekał aż wejdzie do środka. Chciała sceny, to ją dostanie.
Stelther wysiadł z samochodu po dopaleniu papierosa, który w teorii miał go uspokoić i wyciszyć. Wyszło inaczej, bowiem SS- Mann ruszył pełnym determinacji krokiem pod główne wejście do lokalu. Mężczyzna przyjmujący kolejnych gości chciał zatrzymać tego wściekłego dobermana, jednak od razu rzucił mu się w oczy mundur oraz wyraz twarzy jego właściciela.
Johannes został zatem wpuszczony... I to bez problemów.
Swoją ukochaną żonę wypatrzył przy stoliku zaraz pod sceną, na której trwały jeszcze przygotowania.
- Fabienne, ty żmijo... - zamruczał z nutką podniecenia w głosie.
Kobieta kokietowała dwóch młodych mężczyzn, którzy zasiedli z nią do stolika. Widać - bawiła się w najlepsze...
Stelther natomiast wycofał się w okolice baru, nadal mając swoją kobietę na oku. Jeszcze nie czas - powtarzał sobie w myślach.
- Daj no coś mocnego. - mruknął do barmana, kładąc pieniądze na drewnianym blacie szynkwasu.
- Jak bardzo? - zapytał barman, czyszcząc jeden z kufli.
- Tak, by odpowiednio mnie znieczuliło... - zachrypiał, wykrzywiając swoje wargi w coś na kształt upiornego uśmiechu.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz