Zamknął się w ciasnej łazience budynku Gestapo, po czym zwyczajnie zaczął wymiotować. Mógł sobie darować, to cholerne śniadanie, które przyniósł mu adiutant, szczególnie, że zaraz po wspomnianym śniadaniu czekało Erika dość nieciekawe przesłuchanie.
Ta skóra odchodząca od kości wywołała w nim tak wielkie obrzydzenie, że zwyczajnie nie wytrzymał. Musiał wyjść.
- Diabli to wszystko... - wymamrotał, kiedy przemywał już swoje usta w malutkiej umywalce, która chwiała się nieco i wyłamywała ze ściany pokrytej kafelkami.
- Herr! Melduję, że przesłuchiwany właśnie zmarł! – rzucił ktoś zza drzwi.
- A! Świetnie kurwa, ale nie taki był plan! – warknął Obendorf, wypadając wściekle z łazienki. Wyminął szeregowego potrącając go z barku, a następie wpadł do obskurnego, piwniczego pokoiku, który był „salą przesłuchań"
Na środku tego obskurnego pomieszczenia stało krzesło, a nim siedział związany świadek. Głowa nieszczęśnika zwisała dość nienaturalnie, odsłaniając chudą szyję.
- Cholera... - mruknął Niemiec, podchodząc do świeżych zwłok.
Wyciągnął dłoń odzianą w czarną, skórzaną rękawiczkę - i jakoś tak postanowił dotknął szyi denata, jakby liczył, że jednak wyczuje nikły puls.
Nic, zero. Trup, tyle, że jeszcze ciepły.
Erik zabrał dłoń, którą zacisnął wściekle w pięść. Nic tu po nim.***
Miał iść do domu prosto po pracy, ale jakoś tuż przed bramą kamienicy, w której mieszkał, postanowił zmienić swoje plany.
Erik ostatecznie skierował się prosto do centrum, gdzie miał zamiar zapić gorszy dzień z którymś znajomym, jeśli jakiś się napatoczy.
Niemiec i jego pies zatrzymali się przy jednym ze słupów informacyjnych, na którym przyklejono kilka plakatów propagandowych.
„DEUTSCHLAND SIEGEN AN ALLE FRONTEN" (Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach) krzyczał plakat i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jakiś gnojek nakleił na literę „S" literę „L", co dało nawet zabawne dla Erika „DEUTSCHLAND LIEGEN AN ALLE FRONTEN" (Niemcy leżą na wszystkich frontach).Ta bojówka plakatowa nie wydawała się być Erikowi szkodliwa, ale znał takich, co za to ścigali, a nawet zabijali.
- Co Cię tak bawi Obendorf? – zapytał głos za jego plecami, kiedy pierwsze krople deszczu poczęły sypać się z nieba.
Erik rozpoznał głos i uśmiechnął się jeszcze szerzej, bowiem stał za nim jego dobry znajomy z wojska.
- Ulrich! – Rzucił, łapiąc przyjaciela za ramiona. – Jak ja cię cholero dawno nie widziałem! Dostałeś tu przeniesienie?
- Tak, dostałem przeniesienie ze słonecznego Wiednia tutaj... Ech. Zdecydowanie będę tęsknił za domem.
- Lepsze to niż front... Uwierz mi. Ja dalej nie doszedłem do siebie.
- No tak. Słyszałem coś o tym. Najechaliście na minę? – dopytał, ruszając z przyjacielem ulicą.
- Tak, przeżyłem ja i Egon.
Mężczyźni wybrali się do baru, by na spokojnie wypić coś do rozmowy. Było kulturalnie i spokojnie, lecz w pewnym momencie pewna panna poczęła przystawiać się do Ulricha. Erik zauważył przy jednym ze stolików młodego chłopaka, o rudej czuprynie. Młodzieniec ich obserwował - i to chyba od dłuższej chwili.
- Paranoję mam czy się tamten na nas gapi? – mruknął pod nosem Erik przybliżając się nieco do Ulricha.
- Wszyscy tu się na nas gapią, Erik. – odpowiedział przyjacielowi, biorąc rozchichotaną pannę na swoje kolana.
Coś Obendorfowi nie pasowało. Po pierwsze panna, która przystawiała się do Ulricha. Nie żeby jego przyjaciel był jakiś brzydki, wręcz przeciwnie - należał do tych przystojnych i młodych Aryjczyków. Panny jednak same z siebie do nich nie podchodziły. Chyba, że chciały pieniędzy. Po drugie, ten chłopak... Dość mało dyskretnie ich obserwował.
- Może zmieńmy lokal, co? – zapytał, lecz nie usłyszał odpowiedzi, bo jego przyjaciel był teraz zbyt zajęty migdaleniem się z panną o niesprecyzowanych zamiarach. – Ta... To pilnuj portfela przyjacielu, a ja zmykam. – rzucił, wstając ze stołka i skierował się do wyjścia.
Całe szczęście przestało już padać, toteż szukanie nowego lokalu było łatwiejsze. Zaszedł do jednego z ciekawszych lokali, gdzie obecnie trwało opijanie awansu jakiegoś kaprala... Co tu dużo mówić, Erik się przyłączył.
***
Poprosił o skorzystanie z telefonu, który był zamontowany na zapleczu lokalu. Jakoś do aparatu się doczłapał, ale gdy wykręcił numer i pochwycił słuchawkę - musiał już zjechać plecami po ścianie, a jego tyłek spotkał się z podłogą.
- Bruno... - zaczął niezbyt wyraźnie. – Bruno... Weź po mnie... Przyjedź po mnie.
Te właśnie słowa w środku nocy usłyszał Bruno, adiutant Herr Obendorfa.
- Herr, gdzie pan jest? Ledwo pana rozumiem. – rzucił, marszcząc brwi i docisnął słuchawkę mocniej do ucha.
- Adolf Hitler Straße... Ale nie wiem, ile... - oświadczył, śmiejąc się pod nosem.
Taki już los biednego Brunona. Odłożył słuchawkę zapewniając, że niebawem się zjawi. Ubrał się w coś znośnego i zszedł na dół. Jął męczyć się z odpaleniem swojego motoru.
Miał do sprawdzenia ponad dziesięć różnych barów i pijalni piwa. Piękna noc, nie ma co.
Piąty lokal, niebędący tak daleko od domu Kapitana okazał się być tym trafionym. Odnalazł swojego przełożonego śpiącego na podudzie pod telefonem. Obok Kapitana dumnie siedział Seth. Pies pilnował swojego pana, ale widząc Brunona złagodniał nieco i pomachał ogonem.
- No hej, Seth -rzucił na przywitanie głaszcząc wilkowatego po głowie. - Przynajmniej nie rzyga, co? – dodał, zbierając Obendorfa z podłogi.
- Bruno? – wymamrotał Erik, otwierając jedno podkrążone oko.
- Tak, Bruno... Zabieram pana i Setha do domu.
- Uch... Wyśmienicie...
CZYTASZ
SS-Mann | NOWE ROZDZIAŁY!
Ficción histórica#1 w historia ❤️ 05.08.2018 #1 w historyczne ❤️ 05.08.2018 Wojenne Litzmannstadt to miasto wielu dylematów. Rzeczywistość lat czterdziestych była bowiem bardzo burzliwa. Co zjeść? Komu służyć? Sprzeciwić się wrogowi czy wieść relatywnie spokojne ży...