11 grudnia 2038 roku, godzina 9.24
Dom Chapmanów*Harry*
Obudziło mnie szczekanie i szturchająca mnie łapa Łapy.
- Łapa... - cicho się zaśmiałem. - Już wstałem.
Otworzyłem oczy.
Mój pies miał na głowie moją czapkę z daszkiem.
Widząc to zaśmiałem się.- To nie jest twoja czapka, piesku. - powiedziałem. - Ale możesz w niej chodzić. I tak jest za zimno bym ja ją nosił.
Na te słowa pies zaczął biegać po całym pokoju.
Tymczasem ja wstałem. Nie chciałem już leżeć w łóżku.
Wyszedłem z pokoju i przeszedłem przez korytarz.
Jako iż mój pokój znajduje się na piętrze, zszedłem na dolne piętro.Co dziwne nikogo tam nie było.
Zacząłem chodzić po domu w poszukiwaniu kogokolwiek.Przeszedłem już cały dom z wyjątkiem kuchni. Oby ktoś tam był - pomyślałem.
Wszedłem do kuchni.
Była tam Kara. Siedziała przy stole i czytała gazetę.
Tuż koło niej stał kubek. Zapewne z Tyrium, bo z tego co się orientuję właśnie to piją Androidy.- Cześć. - przywitałem ją a ta skupiła na mnie swój wzrok.
- Cześć. - powiedziała dość cicho.
Widać, że nie chciała rozmawiać, więc nie zaczynałem rozmowy. Zamiast tego zacząłem robić sobie kanapki.
W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi kuchnennych.
Jako iż okno, które jest nad blatem, jest koło drzwi kuchennych zobaczyłem, że przed drzwiami stoi Maxine.Zapukałem w szybę, by zwrócić jej uwagę. Spojrzała w moją stronę a ja dałem jej znak ręką, że może wejść.
Dziewczyna nie zwlekając weszła do kuchni.
A na to Kara wstała, wzięła swój kubek i poszła do salonu.- Hej. Wpadłam na chwilę. - przywitała się Maxine.
- Hej. - odpowiedziałem.
- Kto to? - zapytała patrząc w stronę oddalającej się Kary.
- Znajoma rodziców. Jest tu na kilka dni z ukochanym i córką. - odpowiedziałem.
- Nieźle... - zaśmiała się dziewczyna.
Ja nic nie odpowiedziałem. Jedynie popatrzyłem na nią i usiadłem przy stole.
- Wczoraj wróciłeś? - zapytała Maxine siadając naprzeciwko mnie.
- Taa... - odparłem.
- Długo cię nie było. Przez ten czas bez przerwy zastanawiałam się co robić, bo nie miałam co. - powiedziała
- A tak w ogóle to słyszałeś o tej rewolucji Androidów w Detroit? - zapytała dziewczyna.
- Oczywiście. - odpowiedziałem. - Szczerze mówiąc, to fajnie by było poznać ich dowódcę.
W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk powiadomienia. Był to sygnał, który ma w telefonie Maxine.
Dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i po włączeniu telefonu zaczęła coś na nim robić.
- Muszę lecieć. - powiedziała blondynka - Jak będę miała czas, odezwę się. - mówiąc to, dziewczyna wstała. - To cześć. - podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Nara. - pożegnałem ją, po czym wyszła.
W tym momencie no kuchni wróciła Kara.
- Kto to był? - zapytała siadając naprzeciwko mnie.
- Moja przyjaciółka, Maxine. - wytłumaczyłem. - Często tak bez zapowiedzi przychodzi.
- Oby już tak zbytnio nie robiła... Boję się, że dowie się kim jesteśmy. - powiedziała kobieta i wzięła łyk swojego napoju.
- Nie dowie się. Spokojnie. - uspokoiłem ją. - A jeśli to będe coś wymyślał.
- Oby ci dobrze poszło. - uśmiechnęła się lekko. - A tak w ogóle, wspominałeś, że chciałbyś spotkać Markusa, prawda?
- Tak, a co? - nieco zdziwiło mnie to pytanie.
- Bo nie wiem czy wiesz, ale znam go. - zaśmiała się cicho.
- Naprawdę? - niedowierzałem.
- Tak. - powiedziała kobieta. - Chciał nam pomóc, ale niestety był ten atak na Jerycho. Chociaż jakoś nam pomógł.
- Fajnie miałaś, że go spotkałaś... - powiedziałem.
- Możliwe. - zaśmiała się. - I myślałam, może chciałbyś go spotkać. Myślę, że jedyny problem to dojazd, ale to się załatwi...
Skończenie tego rozdziału wymusiła na mnie -anisiek xD
~Do następnego
CZYTASZ
Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human
Fanfiction! W książce występują wulgaryzmy itp. ! Jak sprawić by radość, tolerancja i spokój zmieniły się w smutek i wojnę? Proszę. Starczy, że ktoś postanowi rozpętać wojnę, w kraju, który był u skraju wojny niecały miesiąc temu... Dalsze losy protagonist...