10 grudnia 2038 roku, godzina 15.27
Dom Jay'a*Jay*
Dzisiejszy dzień zapowiadał się jak zwykle nieciekawie. Siedziałem w garażu i starałem się wymyślić jakikolwiek nowy utwór na gitarze.
Już od jakiegiś czasu brakowało mi weny do pisania i przez to każdy dzień wyglądał tak samo - pobudka, przebranie się, śniadanie, siedzenie nad piosenką, obiad, siedzenie nad piosenką, kolacja, oglądanie telewizji, umyć się i spać.
I tak w kółko...Czasem zdarzało się by Connor lub Hank przyszli po jakieś informacje co do różnych rzeczy, ale to zazwyczaj wyglądało tak:
'- Cześć Jay. Potrzebujemy informacji o kimśtam. Możesz pomóc?'
I wtedy tylko odpowiadałem i wracali do siebie.Ciągle tak samo...
Powoli udawało mi się wymyślać jakieś fajne kompilacje nut.
W pewnym momencie to, co grałem stawało się coraz lepsze.Gdy już byłem u celu wymyślenia, ktoś przerwał moją grę pukaniem do drzwi.
Od razu zapomniałem wszystko, co grałem.Sfrustrowany odstawiłem gitarę i wyszedłem z garażu do kuchni.
Przeszedłem przez cały dom i będąc w przedpokoju otworzyłem drzwi.
Po drugiej stronie stał Hank, Connor i ich pies Sumo.- Cześć Jay. Słyszeliśmy, że nie masz na nic weny. Pomyśleliśmy, że może chcesz przejść się z nami na spacer. - przywitał mnie Hank. - To ci dobrze zrobi.
Chociaż byłem wkurzony, nie chciałem im odmiawiać. Bardzo ich lubię, więc postanowiłem z nimi pójść.
- Jasne, że się z wami przejdę. Tylko dajcie i chwilę muszę się ubrać. - zaśmiałem się.
- Poczekamy. - uśmiechnął się Connor.
- Lepiej nie marznijcie tak na dworze. - powiedziałem otwierając szerzej drzwi, by weszli.
- Dzięki. - odpowiedział siwowłosy wchodząc ze swoim psem na smyczy. Tuż za nim wszedł Android zamykając drzwi.
Ja szybko pobiegłem do sypialni i wziąłem jakąś bluzę i wróciłem do nich.
Ubrałem wybraną bluzę, buty i kurtkę.- Możemy iść. - powiedziałem otwierając drzwi.
Sąsiedzi wyszli, a ja za nimi.
Gdy wszyscy byliśmy na podjeździe zamknąłem dom na klucz i schowałem go do kieszeni.- Okey. - uśmiechnąłem się. - Możemy iść.
Mówiąc to, Hank zaczął powoli iść starając się by Sumo nie urwał mu smyczy. Tuż koło niego zaczął iść Connor, a po drugiej stronie ja.
- Dzięki, że przyszliście. Od kilku dni nie mam ani jednego jebanego pomysłu na żaden utwór... - westchnąłem patrząc jak Sumo stara się złapać w pysk płatki śniegu.
- Według mnie, przemęczasz się. - powiedział Connor. - Bez przerwy siedzisz w domu i starasz się wymyślić coś z niczego.
- Wiem... Ale po prostu chcę coś wymyślić, lecz nie mogę... - powiedziałem kopiąc jakiś kamyk, który akurat był przy mojej stopie.
- Odpocznij trochę od tego... - poradził Hank. - Na świecie jest o wiele więcej rzeczy, które możesz robić, niż tylko siedzieć w garażu i grać na gitarze... A w ogóle, to zbliżają się święta. Dobrze by było gdybyś w nie odpoczął.
- Racja... - westchnąłem.
Gdy to powiedziałem doszliśmy do małego parku. Od zawsze lubię tu chodzić. Tym bardziej w lato, bo jest tu wtedy pięknie. Zimą zresztą też.
W pewnym momencie Hank stanął, kucnął koło Sumo i zaczął coś robić przy jego obroży.
- Kurwa... Znowu smycz się zacięła... - wkurzył się mężczyzna. - Connor, weź to napraw!
- Dobra. - powiedział Android kucając koło psa.
Po kilku sekundach wstał i oddał Hankowi smycz. Tymczasem Sumo zaczął jak oszalały biegać po całym parku.
My zaś usiedliśmy na pobliskiej ławce, a Connor zaczął bawić się z psem.
- Jay, prawda, że chciałeś pracować w policji? - zaczął Hank.
- Tak. - odpowiedziałem. - I to bardzo.
- To mam dla ciebie bardzo dobrą wiadomość. - zaśmiał się mężczyzna.
- Jaką? - zapytałem zaciekawiony i zdziwony jednocześnie.
- Dostałeś się. - uśmiechnął się przyjaźnie. - Na kryminalistykę.
- Nie wierzę! - krzyknąłem uradowany. - Nie żartujesz?
- A czemu miałbym żartować. - zaśmiał się Hank. - Kilka dni temu miałem dać ci informację, że cię przyjęli na staż, ale byłem przedwczoraj u Fowlera i powiedzialem, że nam pomagałeś. Nie było łatwo go przekonać, ale udało się.
- Jezu... Nie wierzę po prostu! - ponownie krzyknąłem. - Dzięki Hank! - przytuliłem go.
- A proszę cię bardzo. - zaśmiał się mężczyzna.
- Co jest? - zapytał Connor podchodząc do nas.
- Będę z wami pracował! - powiedziałem nadal bardzo szczęśliwy.
- Brawo. - uśmiechnął się Connor.
- Może lepiej już wracajmy do domu? - zapytał wstając Hank. - Późno się robi.
- Chcę tu jeszcze zostać. - odpowiedział mu Android, a Sumo zaszczekał, złapał go za nogawkę od spodni i zaczął ciągnąć w stronę domu.
Na to, zaczęliśmy się z Hankiem śmiać.
- Trzy na jednego, Connor. - powiedział Hank czochrając włosy chłopaka.
- Więc wracamy. - powiedziałem.
- No dobra. - powiedział Connor.
Po tych słowach usiadł na grzbiecie psa i wrzasnął:
- Sumo! Do domu!
A na to pies zaczął biec w stronę ulicy mało nie zrzucając Connora na ulicę, a ja z Hankiem nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu idąc i patrząc jak Sumo biegnie z Connorem na grzebiecie, który wyglądał jakby miał zaraz spaść.Już dzisiaj drugi rozdział c:
CZYTASZ
Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human
Fanfiction! W książce występują wulgaryzmy itp. ! Jak sprawić by radość, tolerancja i spokój zmieniły się w smutek i wojnę? Proszę. Starczy, że ktoś postanowi rozpętać wojnę, w kraju, który był u skraju wojny niecały miesiąc temu... Dalsze losy protagonist...