15 grudnia 2038 roku, godzina 9.23
Dach wieżowca mieszkalnego, DetroitWinda zatrzymała się.
Harry i Maxine wyszli z niej i zaczęli iść nieco bliżej krawędzi. Gdy dzielił ich od końca wieżowca niecały metr, blondynka zatrzymała się i spojrzała na przyjaciela.- Wiesz co... Nigdy bym się nie spodziewała, że ludzie są aż tak naiwni... - swoją wypowiedź zaczęła dość cicho. - I zawsze wierzą we wszystko, co im powiesz... - gdy wypowiedziała te słowa, Harry zwrócił głowę w jej stronę.
- W sensie? - zapytał nieco zdziwiony brunet.
- Mogę dać ci przykład... - lekko się uśmiechnęła. To nie był jej promienisty uśmiech, którym zawsze obdażała ludzi, gdy komuś pomagała... Wyglądał o wiele bardziej mrocznie. - Na przykład ty uwierzyłeś mi, że nie dołączyłam do wojsk rosyjskich! - zakończyła z charakterystycznym dla siebie radosnym wykrzykiem.
- Co...? - Harry zrobił kilka kroków do tyłu.
- Pamiętasz jak byłam w psychiatryku? Musiałam tam być, bo bezlitośnie zabijałam. - nagle dziewczyna wyciągnęła z kieszeni nóż i przyłożyła do ramienia chłopaka jego czubek.
- Więc mieli rację... - przyznał cicho chłopak, po czym odepchnął dziewczynę, a ta wbiła nóż w ramię chłopaka.
Harry klęknął na ziemi z bólu...
Z rany leciało coraz więcej krwi...
A Max jedynie stała i przyglądała się cierpieniom przyjaciela...
Na jej ustach widniał bez przerwy lekki uśmiech...
- Wreszcie... - szepnęła w pewnym momencie...
Po tych słowach zmieniła ustawienie noża...
Spowodowała jeszcze większy ból...
Z oczu chłopaka leciało coraz więcej łez, a z rany krwi...
Starał się nie wydawać głośnych odgłosów...
Krzyczał...
Z każdą chwilą chłopak czuł, że słabnie...
Krzyki powoli cichły...
Chłopak wyciągnął z kieszeni broń...
Nakierował ją na Maxine...
Pociągnął za spust...W tym samym czasie na dach wbiegł Jay.
Momentalnie przeraził go widok martwej Maxine, która miała we włosach dużo krwi oraz kilka ran postrzałowych na szyi i cierpiącego z bólu Harry'ego, w którego rękę wbity był nóż.
Nie zastanawiając się długo czarnowłosy podbiegł i klęknął koło rannego.- Harry... Co tu się stało? - zapytał bardzo szybko Jay, gdy jednocześnie zauważył, że tuż koło nich leży broń.
- Zabiłem... ją... - odparł czarnoskóry, łapiąc się drugą ręką za poranione ramię. - Bo mi... To zrobiła... - wskazał głową na ramię.
Gdy ten to powiedział, Jay po chwili zastanowienia pomógł wstać. Chłopak działał instyktownie. Nie wiedział, jak zachować się w tej sytuacji.
Dość szybkim krokiem zaprowadził przyjaciela do najbliższej ściany, a czarnoskóry się o nią oparł.- Z tego co widzę, duża ta rana... - powiedział Jay, przyglądając się ranie.
- I cholernie boli... - odparł cicho Harry. - Spróbuj to wyciągnąć, bo nie wytrzymam...
- Lepiej nie tu... Chodźmy gdzieś indziej... - poradził starszy i zaczął kierować się w stronę windy jednoecześnie podtrzymując niższego.
Oboje weszli do windy i stanęli przy jednej ze ścian, a gdy ta była na dole, powoli z niej wyszli i zaczęli iść w stronę wyjścia z budynku.
Godzina 11.26
Opuszczony magazynAtmosfera jest bardzo napięta od kiedy wszyscy dowiedzieli się o czynie Maxine.
Wszyscy zaczęli się bać, że zdrajcy mogą być wśrod nich. Nikt nie był pewny kto tak naprawdę jest z nimi, a kto z przeciwnikiem.
Ze wszystkich chyba najbardziej zmartwiony był Markus. Jako jedyny zdawał sobie sprawę, że jeśli Rosjanie dowiedzą się o ich obecnej pozycji, może to się skończyć źle dla wszystkich - i ludzi, i Androidów.
Jak zawsze u jego boku siedziała North wraz z Simonem i Joshem, którzy starali się, by ich przyjaciel dalej miał sobie nadzieję w zwycięstwo, lecz ta powoli wygasała.
Tymczasem po magazynie chodził zakapturzony chłopak. Nikt nie wiedział kim jest, czym przykuł uwagę Blaire, która akurat siedziała na jednej z wyższych kondygnacji słupów, które trzymały magazyn przy istnieniu.
Pierwszą myślą było to, że jest on rosyjskim szpiegiem. Kierując się nią, zeszła ze swojego 'punktu widokowego'. Szybkim krokiem zaczęła iść w stronę chłopaka, jednocześnie wyciągając z kieszeni nóż.Mimo, że od przyjścia nieznajomego mijało coraz więcej czasu, dalej nikt nie zastanawiał się, kim on jest.
Nagle Blaire złapała chłopaka za ramię, ściągnęła z jego głowy kaptur, przygwoździła go do ściany i przyłożyła nóż do szyi.
W tym momencie miała chwilę by mu się przyjrzeć.
Przybysz był nieco niższy od niej, miał całkiem czarne, roztrzepane włosy i szare oczy.
Przez kolejne sekundy stali i patrzyli się na siebie.- Kim jesteś...? - zapytała szybko w pewnym momencie, lecz nie dostała odpowiedzi. - Kim jesteś? - zapytała ponownie.
- William Dunbar... Szkot z francuskimi korzeniami zameldowany w Stanach... Nie mam powiązań z Rosjanami... - na ostatnie słowa, Blaire odciągnęła nóż od jego szyi.
- Po co tu przyszedłeś...? - zapytała dalej patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- By pomóc. - odparł ciszej chłopak. - Tylko by pomóc...
Blaire milczała. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Umh... Jasne... - powiedziała cicho, po czym szybkim krokiem odeszła od niego.
Przez następne kilka minut William patrzył za nią, po czym ponownie zaczął spacerować po pomieszczeniu.
Wow, wreszcie ruszyłam tyłek i skończyłam rozdział.
Sorry, że nie było rozdziałów ponad miesiąc, ale cierpię na brak weny :/
Nawet nie wiem ile rozdziałów jeszcze wrzucę, ale spróbuję cokolwiek.
Możecie mnie nawet zabić za to, że nie ma rozdziałów, ale po prostu NIE MAM NA TO POMYSŁÓW I WENY~Julka
CZYTASZ
Aɴᴅʀᴏɪᴅs Aʟsᴏ Fᴇᴇʟ | Detroit: Become Human
Fanfiction! W książce występują wulgaryzmy itp. ! Jak sprawić by radość, tolerancja i spokój zmieniły się w smutek i wojnę? Proszę. Starczy, że ktoś postanowi rozpętać wojnę, w kraju, który był u skraju wojny niecały miesiąc temu... Dalsze losy protagonist...